REKLAMA

Szefowa YouTube'a mówi o przyszłości serwisu. Kompletnie nie kupuję tej wizji

Szefowa YouTube’a, Susan Wojcicki, właśnie opublikowała swój doroczny list, w który zarysowuje przyszłość platformy i dzieli się najważniejszymi informacjami na jej temat. Jaki będzie YouTube w 2022 r.? Z listu wynika, że krótki i zawalony reklamami.

25.01.2022 19.45
Nowa funkcja YouTube
REKLAMA

YouTube jest platformą, na której spędzam więcej czasu spośród wszystkich serwisów internetowych. To tam się uczę, tam znajduję rozrywkę, tam odkrywam nowych twórców i zgłębiam nowe zainteresowania, więc siłą rzeczy leży mi na sercu kierunek rozwoju serwisu. I muszę przyznać, że tegoroczna wizja Susan Wojcicki kompletnie mnie nie przekonuje.

REKLAMA

YouTube zasługuje na pochwały w jednym zakresie – tam naprawdę można zarobić.

Susan Wojcicki rozpoczęła swój list od podsumowania tego, ile zarabiają twórcy na YouTubie i to są wyniki, które trzeba pochwalić. Oczywiście można powiedzieć też dużo złego o tym, jak algorytmy i kultura YouTube’a wpływają na psychikę twórców, ale obiektywnie nie ma drugiej platformy, która dawałaby autorom kanałów tak rozległe możliwości monetyzacji.

Aż o 40 proc. wzrosła liczba kanałów, które zarabiają powyżej 10 tys. dol. rocznie. YouTube daje też aż 10 możliwości dywersyfikowania przychodu – od płatności za wyświetlenia reklam, poprzez płatne subskrypcje aż po super podziękowania czy super chat. Serwis szacuje, że kreatywny ekosystem YouTube’a stworzył 800 tys. pełnoprawnych miejsc pracy. To naprawdę godne podziwu i poklasku.

Na tym jednak pochwały się kończą, bo reszta wizji YouTube’a na 2022 r. nie zasługuje na aplauz.

Licznik łapek w dół nie wróci.

Susan Wojcicki odniosła się bezpośrednio do kontrowersji, jaką wzbudziło ukrycie licznika łapek w dół na YouTubie. Tę decyzję potępili nie tylko widzowie, ale też twórcy, w tym ci najwięksi, jak MKBHD czy Linus Tech Tips, jeśli chodzi o branżę tech. Nikt nie ma wątpliwości, że ukrycie łapek w dół służy wyłącznie temu, by partnerzy biznesowi YouTube’a (czyli wielkie korporacje) nie padały ofiarą masowego dislike’owania i cancel culture.

CEO YouTube’a w liście oznajmiła, iż nie zaobserwowano, by usunięcie liczby łapek w dół jakkolwiek wpłynęło na wyświetlenia filmów, ale za to zaobserwowano znaczne obniżenie celowych ataków na kanały. Licznik łapek w dół nie wróci; twórcy mogą sobie podejrzeć liczbę nielubień w panelu, a widzowie mogą sobie kliknąć łapkę w dół, jeśli coś im się nie podoba. Nie wróci jednak szansa na to, by ocenić wartość danego wideo po samym liczniku polubień.

YouTube Shorts zostają na dobre.

5 bilionów (!). Tyle razy wyświetlono krótkie filmiki na YouTube od momentu ich oficjalnego udostępnienia, co jest imponującym wynikiem, zważywszy na fakt, iż debiutowały one w Indiach w 2020 r., a globalnie udostępniono je niespełna rok temu. TikTokizacja YouTube’a będzie postępować, a serwis cały czas dodaje nowe funkcje, jak wprowadzona rok temu funkcja remix, która pozwala wykorzystywać audio z innych filmów na YouTube we własnych shortsach. Twórcy zaś mogą ubiegać się o dodatkowy zarobek z Shorts Fund, właśnie za robienie krótkich filmików.

Ten kierunek rozwoju szczególnie do mnie nie trafia, zwłaszcza że już dziś na stronie głównej aplikacji mobilnej jestem bombardowany polecanymi Shortsami, które zazwyczaj – tak jak znakomita większość filmów na TikToku – nie prezentują sobą większej wartości. Ba, wielu autorów nawet nie stara się tworzyć Shortsów stricte z myślą o YouTubie, lecz publikuje filmiki z TikToka, z logo TikToka. To samo dzieje się zresztą na instagramowych Rolkach. I tym sposobem Instagram i YouTube zamiast generować świeże, autorskie treści, generują co najwyżej recycling treści z TikToka. Niestety popularność TikToka dowodzi, że taki rodzaj filmików jest obecnie najbardziej popularny – krótkie formy, najlepiej z napisami, żeby nie trzeba było zakładać słuchawek czy podkręcać głośności, o których zapomina się 30 sekund po przewinięciu palcem. Nie z takiego YouTube’a korzystam na co dzień i nie takie treści chcę mieć podsuwane logując się w aplikacji.

Więcej reklam. Nawet użytkownicy YouTube Premium przed nimi nie uciekną.

Od kilku lat opłacam abonament YouTube Premium i w zamian za 25 zł miesięcznie nie widzę reklam w serwisie. Ostatnio jednak zdarzyło mi się wejść na YouTube’a z poziomu niezalogowanego użytkownika i przez moment zastanawiałem się, czy to wciąż serwis wideo, czy polski portal informacyjny. Reklamy w YouTubie są absolutnie wszędzie, a próba obejrzenia filmiku bez abonamentu Premium aż się prosi o pytanie „jak wy tu żyjecie?”.

I choć może się wydawać, że reklam nie może już być więcej, tak YouTube sprawi, że wyjdą nam bokiem, nawet jeśli opłacamy abonament. Otóż YouTube idzie ścieżką obraną przez Instagram i oprócz bycia serwisem wideo chce być też platformą e-commerce.

Tak będzie wyglądał sklep na YouTube. class="wp-image-2021746"
Tak będzie wyglądał sklep na YouTube.

To oczywiście logiczny kierunek rozwoju, wszak wielu twórców już dziś sprzedaje swój merch, koszulki, kubeczki i inne pierdoły dla swoich fanów, a jeszcze większa liczba korzysta z afiliacji, umieszczając w opisach filmów linki do sklepów, z których potem otrzymują procent za sprzedaż. Nie ma w tym absolutnie nic złego, ale teraz YouTube chce zintegrować tę sprzedaż bezpośrednio z filmami.

Funkcja YouTube Shopping była testowana w ubiegłym roku w Stanach Zjednoczonych, Korei Południowej i Brazylii, a od tego roku ma być stopniowo rozszerzana na inne kraje. Dzięki niej zarówno w filmach jak i podczas livestreamów twórcy będą mogli wyświetlić na ekranie pop-up z informacją o produktach promowanych na filmie, a widzowie będą je mogli przeglądać bez opuszczania aplikacji. To z kolei oznacza, że nawet jeśli uciekliśmy od irytujących banerków i przerywników reklamowych w trakcie odtwarzania, to nie uciekniemy od reklam produktów, które będą pojawiać się na ekranie w trakcie oglądania filmu.

Oczywiście nie mogło zabraknąć też wzmianki o NFT, ale póki co na całe szczęście nie padły żadne konkrety. YouTube rozważa możliwość wdrożenia tego "dobrodziejstwa" i pozwolić twórcom na jego sprzedaż poprzez serwis, ale raczej nie stanie się to w tym roku. Oby.

YouTube może robić, co chce. Alternatywy nie ma i (raczej) nie będzie.

Wszystkie te dywagacje na temat tego, czy kierunek zmian się nam podoba, czy też nie, nie mają większego znaczenia. Skoro nawet potężne kontrowersje po ukryciu licznika łapek w dół nie wpłynęły w jakikolwiek sposób na włodarzy YouTube’a, to trudno sobie wyobrazić, jaka zmiana mogłaby wpłynąć na tyle, by zmienić obrany przez nich tor.

REKLAMA

YouTube jest potęgą, której nikt dziś nie jest w stanie rzucić rękawicy. Utrzymanie tak ogromnej infrastruktury wymaga nieprzebranych zasobów i zaplecza technologicznego, jakim dysponuje obecnie wyłącznie Google. Nie ma więc żadnego znaczenia, co twórcy czy widzowie sądzą na temat zmian w serwisie – i tak nadal będą z niego korzystać, bo nie ma alternatywy, na którą mogliby YouTube’a wymienić.

Nie zrozummy się źle – YouTube robi też dużo dobrego. Przede wszystkim, jak żaden inny serwis napędza ekonomię twórców i pozwala im zarabiać na swojej pasji, a widzom umożliwia bezpośredni kontakt z ulubionymi autorami, jak również nieskończone możliwości wynajdowania takich treści, na jakie w danej chwili mają ochotę. Żaden monopol nie jest jednak korzystny i patologiczną jest sytuacja, w której autorzy treści, np. niezadowoleni ze sposobu funkcjonowania serwisu, nie mogą ani w żaden sposób wpłynąć na jego jakość, ani odejść gdzie indziej. Niestety nic nie wskazuje na to, by alternatywa miała powstać. Przynajmniej nie w przewidywalnej przyszłości.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA