Nowe MacBooki już za tydzień. A jak sprawdza się MacBook Pro M1 po roku?
Niebawem minie dokładnie rok od premiery komputerów Apple z autorskim procesorem M1. Tuż przed premierą ich następców, czas podsumować, jak przez 11 miesięcy sprawdził się MacBook Pro M1.
Na nadchodzącej konferencji Apple Unleashed najprawdopodobniej zobaczymy nowe komputery Apple z autorskimi procesorami. Na ten moment nie wiem, czy Apple pokaże iMaca z dużym ekranem, nowe MacBooki Pro z większymi wyświetlaczami, kolorowe MacBooki Air, czy może stację roboczą Mac Pro. Nie wiem też, czy zobaczymy procesor Apple M1X, czy może Apple M2. Wiem natomiast, że z perspektywy posiadacza MacBooka Pro M1 nadchodząca konferencja nie jest ani trochę ekscytująca.
MacBooka Pro z procesorem M1 mam już od prawie roku. Ten czas był sprzętowym stanem zen.
Znasz to uczucie, kiedy kupisz nowy smartfon z wysokiej półki i przestajesz interesować się kwestią RAM-u, procesora i innych podzespołów? Nareszcie nie musisz zaprzątać tym głowy, bo wszystko działa błyskawicznie, a zapas mocy jest tak duży, że na kilka lat kwestie sprzętowe masz z głowy. Z MacBookiem Pro M1 jest tak samo.
W moich zastosowaniach MacBook Pro M1 sprawdza się REWELACYJNIE. Jest to bezsprzecznie najlepszy komputer, jaki miałem kiedykolwiek. Jego najlepsze cechy to:
- moc wystarczająca z dużym zapasem nawet do produkcji wideo 4K,
- praca w absolutnej ciszy przez jakieś 95 proc. czasu, bo wentylator uruchamia się niezwykle rzadko,
- całkowity brak nagrzewania się laptopa, nawet podczas renderu wideo,
- bardzo wysoka jakość wykonania,
- świetny ekran, głośniki, klawiatura i touchpad,
- BARDZO wydajny akumulator.
Są też jednak minusy, choć jest ich niewiele. W praktyce jedyną realnie dokuczliwą przypadłością tego sprzętu jest sytuacja z portami. Dwa porty Thunderbolt 3 to za mało. Ten problem już mnie nie dotyczy, bo w domu korzystam z huba Thunderbolt, a na wyjazdy zabieram mały adapter na kilka USB z czytnikiem kart pamięci, ale te akcesoria musiałem dokupić, co jest bezsprzecznie wadą.
Komputer służył mi w ciągu roku codziennie. Pandemiczne realia sprawiły, że przez większość czasu korzystałem z MacBooka jak z komputera stacjonarnego, bo na co dzień jest wpięty do huba Thunderbolt 3, a ja pracuję na 27-calowym monitorze, myszy i klawiaturze. Zdarzają mi się jednak wyjazdy, a wtedy za każdym razem cieszę się, że mimo wszystko postawiłem na MacBooka, a nie stacjonarnego Maca Mini z taką samą konfiguracją. Możliwość zabrania całej pracy do pociągu, hotelu, czy nawet w plener lub do kawiarni, jest nie do przecenienia.
Wskoczenie na procesor Apple M1 było sporą niewiadomą.
Sprzęt ten zamówiłem kiedy tylko trafił do sprzedaży. Wybrałem 13-calowego MacBooka Pro z procesorem M1, z 16 GB RAM i z 512 GB pamięci SSD. Przed zakupem miałem okazję przetestować ten sprzęt w ramach redakcyjnych obowiązków, co dało mi pewność, że przesiadka na nową architekturę nie będzie bolesna.
A przecież mogła być. Procesor Apple M1 to zupełnie nowe otwarcie w historii Maków. Apple porzucił nie tylko procesory Intela, ale też całą architekturę x86, będącą absolutnym standardem świata PC. Nowa architektura ARM dotychczas była znana ze smartfonów, a teraz napędza również komputery Apple’a.
Co mogło pójść nie tak? Dosłownie wszystko. Przed premierą M1 obawialiśmy się, że pojawią się problemy z kompatybilnością programów. Apple co prawda zapewnił pełną kompatybilnośc własnych programów z architekturą ARM, ale pozostawało pytanie o programy firm trzecich. Oprogramowanie Rosetta 2, czyli warstwa translacji, która - w dużym skrócie - emulowała środowisko x86, była wielką niewiadomą.
W praktyce okazało się, że działa świetnie, jest niezauważalna dla użytkownika, nie obciąża procesora, a programy uruchamiane w ramach Rosetta 2 bardzo często działają lepiej niż uruchomione natywnie w środowisku x86!
O Rosetta 2 zapomniałem po pół roku. Tyle zajęła u mnie całkowita przesiadka na procesor M1 i architekturę ARM.
Od kiedy kupiłem komputer, nie było tygodnia bez głośnej premiery kolejnego programu z natywną wersją ARM. Zaczęło się od najpopularnieszych aplikacji: Chrome’a, czy pakietu Office. Dalej poszło już z górki. Adobe dość szybko przygotował Photoshopa natywnie działającego na ARM, a w czerwcu dołączył do niego również Lightroom Classic.
Tym samym w pełni zakończyła się moja przesiadka na procesor M1. Od czerwca wszystkie programy, jakich używam działają już natywnie w wersji ARM. Moje najważniejsze programy to:
- Safari i Chrome, zamiennie do korzystania z internetu,
- Slack do komunikacji oraz Trello i Things 3 do zarządzania projektami,
- iA Writer do codziennego pisania tekstów i pakiet Office do wymiany dokumentów,
- Photoshop, Lightroom Classic i Affinity Photo do edycji zdjęć, tworzenia grafik i pokrewnych czynności,
- Final Cut Pro, Motion i Compressor do edycji wideo.
U każdej osoby lista najważniejszych programów wygląda całkowicie inaczej, więc przed przesiadką na procesory Apple’a trzeba sprawdzić, czy nie ma problemów z waszymi programami. Ja na takie problemy nie trafiłem, ale być może w specjalistycznym oprogramowaniu branżowym mogą jeszcze pojawiać się zgrzyty. Jeżeli jednak korzystasz z typowych programów, jest wielkie prawdopodobieństwo, że wszystkie z nich działają już natywnie na ARM.
MacBook Pro jako komputer stacjonarny.
W takim scenariuszu używam MacBooka Pro przez większość czasu. Być może dlatego mało mnie obchodzi zapowiedź ekranów 120 Hz w nowych MacBookach. Prawda jest taka, że dość rzadko oglądam ekran mojego laptopa. Tym samym rzadko korzystam też z Touchbara, który mógłby dla mnie nie istnieć.
W trybie desktopowym mój MacBook jest podłączony do docka Corsair TBT100 Thunderbolt 3. Nie jest to najlepszy dock świata, ale trafił mi się okazyjnie i sprawdza się na tyle dobrze, że nie myślę o jego wymianie. Przewód Thunderbolt zapewnia zasilanie MacBooka i jednoczesną transmisję danych i obrazu. Do docka podłączam w razie potrzeby dyski (najczęściej przenośny SSD Samsung T7) i karty SD. Pracuję na monitorze NEC MultiSync EA271U, który początkowo miał problemy ze współpracą z procesorem M1, ale po aktualizacji oprogramowania wszystko działa, jak należy. Do tego dochodzi mysz Logitech MX Master 2S oraz klawiatura Magic Keyboard.
Taki zestaw zupełnie nie różni się od komputera stacjonarnego. Usypiam i wybudzam komputer ruchem myszy, bez konieczności otwierania klapy. Klapa laptopa potrafi być zamknięta przez całe dni, a może nawet tygodnie. Komputer restartuję średnio raz na miesiąc, dla higieny i posprzątania w RAM-ie i partycji SWAP. Poza tym komputer nie wymaga żadnej uwagi ze strony użytkownika, po prostu działa i wykonuje zlecone mu zadania.
MacBook Pro jako laptop.
Na początku trochę się obawiałem, że akumulator laptopa mocno ucierpi kiedy będzie podłączony przez cały czas do zasilania. Po roku takiego używania kondycja akumulatora wynosi 91 proc. To praktycznie tyle samo, ile wynosi kondycja o kolegów, którzy pracują tylko na akumulatorze, bez ciągłego podłączenia do zasilania.
A jak akumulator sprawdza się w praktyce? Na to pytania najlepiej odpowie praktyczny przykład używania laptopa. W ubiegłym tygodniu miałem wyjazd pociągiem do Warszawy. Na trasie z Białegostoku (ok. 2 godz i 20 min) przez cały czas montowałem materiał w Final Cut Pro, a trasę zakończyłem renderem filmu. W ciągu dnia używałem MacBooka przez ok. 2 godz. do komunikacji tekstowej i do zgrywania plików z karty SD. Wieczorem czekał mnie powrót, w którego czasie przez kolejne dwie godziny montowałem inny materiał, a następnie go wyrenderowałem. Oba montaże dotyczyły plików 4K z Sony A7 III, renderowanych również w 4K.
Ten dzień zakończyłem, mając jeszcze 20 proc. poziomu akumulatora. A pamiętajmy, że montaż i render to jedne z najbardziej obciążających zajęć dla komputera. Na tego typu wyjazdy (a zdarzają mi się regularnie) nawet nie zabieram z sobą ładowarki do komputera.
O ekranie, klawiaturze i gładziku napisano już wiele, więc powiem tylko, że nadal są rewelacyjne. To najwyższa półka jakościowa dostępna w laptopach.
Najważniejsze jest jednak to, że po roku MacBook Pro M1 działa tak samo, jak pierwszego dnia.
Komputer nie zwalnia, nie zapycha się, nie ma problemów z wydajnością. Nadal ekstremalnie szybko renderuje materiały 4K i nadal nie wydaje przy tym dźwięku ani nie zaczyna się nagrzewać (serio, minął rok, a ja jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłem).
MacBook Pro M1 to bardzo dobry komputer, z dużym zapasem mocy, z bardzo małą liczbą portów i ze sporymi ramkami wokół wyświetlacza. Tylko tyle i aż tyle. Osobiście jestem zachwyconym, że nie czekałem z zakupem dłużej, bo jakość i komfort pracy na procesorze M1 to zupełnie inny poziom niż ten, jaki znałem dotychczas.
Czy czekam na nowe komputery Apple? Interesują mnie tylko z perspektywy fana nowych technologii. Przesiadka na nowy model nie korci mnie ani odrobinę, bo mój MacBook Pro M1 nie daje mi powodów do myślenia o nowym komputerze. Spodziewam się, że po premierze nowych komputerów będzie spore grono osób, które będą zastanawiać się między nowymi MacBookami Pro a pierwszą generacją tych urządzeń z procesorem M1. Jeżeli starsze modele będą zauważalnie tańsze, zdecydowanie polecam ich rozważenie. To genialne komputery, które przez rok ani trochę się nie zestarzały.