Bałtyk cierpi: blizny, ślady krwi, dziury. Tak wyglądają ryby złowione w Zatoce Puckiej
Ekolodzy i aktywiści od lat zwracają uwagę na choroby, które doskwierają rybom w Zatoce Puckiej. Sytuacja staje się coraz gorsza, czego przykładem są flądry. Złowione przez rybaków sztuki są dosłownie pokiereszowane.
Kiedyś pływało tutaj więcej ryb niż we wschodnim Bałtyku. Flądry o tej porze roku powinny być dojrzałe, a trafiają się chude, mizerne, złej jakości – mówi trójmiejskiej „Wyborczej” Marcin Buchna, prezes Stowarzyszenia "Nasza Ziemia".
Ryby trafiły do analizy biologów z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie.
Wniosek ekspertów był prosty: wyglądające jak z horrorów ryby to efekt silnie skażonego dna
Trudno jednoznacznie wskazać, co doprowadziło do takiego stanu. Zatoka Pucka od lat jest zanieczyszczona. Zaczęło się to jeszcze w latach 70. i 80., kiedy trafiały do wody ścieki. Do tego dochodzą pozostałości chemiczne po II wojnie światowej czy następujące zmiany klimatyczne.
Aktywiści swoją uwagę kierują również w stronę podziemnych magazynów gazu powstałych pod Gdynią. Jak zwracają uwagę, w czasie ich budowy miało dojść do zrzutów solanki.
„Zakres monitoringu nałożonego na inwestora był wąski” – dodaje Marcin Buchna. I przypomina, że Instytut Oceanografii PAN od początku negatywnie odnosił się do planowanej przed laty inwestycji. Prof. Marcin Węsławski uważał, że zatoka jest niedotleniona, przez co ryby po prostu uciekają, szukając miejsca, gdzie będzie im lepiej.
Do sprawy w 2015 roku odniosło się PGNiG, które stoi za inwestycją:
W przyszłym roku mają zostać opublikowane wyniki kolejnego monitoringu Zatoki Puckiej.
Bałtyk umiera. Cierpi nie tylko flądra
Problemy ryb w Bałtyku to niestety coraz głośniejszy temat. Z badań niemieckich naukowców wynika, że dorsz w zachodnim Bałtyku będzie wspomnieniem. Nasze morze jest niechlubnym liderem jeśli chodzi o tzw. martwe strefy – czyli miejsca, gdzie nie może rozwijać się morskie życie. Cały wodny ekosystem został zaburzony, co wpływa na kurczącą się populację naszych dorszy. I jak widać: nie tylko.