REKLAMA

Nie ma zgody dla wydobywania metali ziem rzadkich z dna oceanicznego. Tak trzymać

Niedawno z kopania w dnie oceanu zrezygnowali producenci aut. Dlaczego trwająca na ten temat dyskusja jest tak istotna? Bo tym razem wyjątkowo ścierają się piewcy ekologicznego transportu z piewcami... ochrony środowiska.

dno oceaniczne
REKLAMA

Środowisko naturalne wymaga od nas, abyśmy jak najszybciej porzucili motoryzację napędzaną silnikami spalinowymi na rzecz bardziej ekologicznych rozwiązań. Za kilka lat większość samochodów sprzedawanych na świecie będzie wyposażona w napęd elektryczny, a za kilkanaście lat nikt nie będzie już produkował aut spalinowych. Jednak nie wszystko złoto, co się świeci.

REKLAMA

Produkcja aut elektrycznych to produkcja olbrzymich ilości akumulatorów. Te z kolei wymagają ogromu metali ziem rzadkich, o które coraz ciężej na świecie. Tym bardziej że dopraszają się o nie także producenci elektroniki. Tam, gdzie jest popyt, tam też znajdą się firmy gotowe go zaspokoić za wszelką cenę.

Przemysł wydobywczy przekonuje od niedawna, że metale ziem rzadkich - według nich niezbędne do produkcji aut elektrycznych, a tym samym do redukcji emisji dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych - należy wydobywać z dna oceanicznego. Na dnie morskim można bowiem znaleźć miliony niewielkich głazów, które są niewyczerpanym źródłem takich metali jaki nikiel, miedź, mangan czy kobalt. Firmy zajmujące się wydobyciem surowców z dna morskiego i oceanicznego przekonują, że tylko tam mamy jeszcze zasoby, które wystarczą, by przemysł mógł odejść od paliw kopalnych.

Jest tylko jeden problem

Firmy, które chcą się zająć takim wydobyciem już za dwa lata, chcą zaprząc do tego potężne maszyny, które bezpowrotnie zniszczą ekosystem przy dnie morskim. Co więcej, są to ekosystemy wciąż jeszcze nieodkryte. Jak w rozmowie z dziennikiem The Guardian przekonuje Oliver Steeds, założyciel firmy Nekton zajmującej się badaniem dna morskiego, jak dotąd nie wiemy nic o nawet 90 proc. gatunków flory i fauny zamieszkujących nasze oceany. Nie możemy pozwolić na to, aby produkcja elektroniki wiązała się z niszczeniem całych ekosystemów, o których nawet nic nie wiemy.

Jak przyznaje Steeds, obecnie dostępna technologia pozwala w ciągu najbliższych dziesięciu lat zbadać więcej dna oceanicznego niż przez ostatnie 10 000 lat. Nie możemy zatem stracić tej okazji na rzecz interesów przemysłu.

Producenci elektryków są za

Okazuje się, że przemysł wydobywczy jest samotny w swoich prognozach dotyczących zapotrzebowania na metale ziem rzadkich. Jakby nie patrzeć już teraz producenci szukają alternatyw, które nie będą wymagały trudno dostępnych surowców, a będą wykorzystywać inne pierwiastki.

Już pół roku temu BMW, Volvo, Google i Samsung podpisały się pod moratorium wstrzymującym prace nad wydobyciem metali z dna morskiego. Nie na zawsze, lecz przynajmniej do momentu, kiedy uda się ocenić skutki takiego działania oraz kiedy będzie wiadomo, że nie ma innej alternatywy.

REKLAMA

Jak zauważają eksperci, zezwolenie na wydobycie surowców z dna oceanicznego jest niezwykle ryzykowne. W przeciwieństwie do kopalni na lądzie, maszyn znajdujących się tysiące metrów pod wodą nie da się kontrolować. Nie będzie wiadomo, co one tak naprawdę robią, w jakim stopniu niszczą środowisko i czy nie robią więcej szkody niż pożytku.

To czy uda się wstrzymać prace, zanim dojdzie do otwarcia pierwszej kopalni tego typu, dopiero się okaże, ale pierwszy krok udało się postawić. Zarówno BMW, Google, jak i Samsung byłyby jednymi z kluczowych odbiorców takich surowców. Fakt, że zobowiązały się one z nich nie korzystać, być może ostudzi entuzjazm przemysłu wydobywczego. Nam pozostaje jedynie trzymać kciuki.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA