Minister Czarnek wymyślił nową ideologię. Ideologia ekologizmu: psst, dzieci, chcecie trochę troski o zwierzęta?
Minister Czarnek chciał pokazać, że polska szkoła – wbrew opinii przeciwników jego działalności – może być nowoczesna i zwracać uwagę na globalne, współczesne problemy. Ale słuchając jego wypowiedzi, mógłbym zamienić się w pingwina z memów, który mówi: teraz to już nie chcę lekcji o edukacji w polskich szkołach.
We wtorek w Warszawie minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek oraz minister klimatu i środowiska Michał Kurtyka podpisali list intencyjny o współpracy na rzecz edukacji ekologicznej i klimatycznej. W praktyce oznacza to, że w polskich szkołach „edukacja ekologiczna i klimatyczna” traktowana będzie jako „kształcenie i rozwijanie społeczeństwa”.
Czarnek stwierdził, że „jesteśmy wszyscy, bez względu na poglądy, uczestnikami sztafety pokoleń i prędzej czy później tę pałeczkę w sztafecie będziemy musieli przekazać najmłodszym dziś żyjącym Polakom oraz tym, którzy jeszcze się nie urodzili, a którzy będą następnymi pokoleniami”.
Trudno się z tym nie zgodzić, podobnie jak z inną wypowiedzią:
To na nas ciąży obowiązek zostawienia im świata, Polski, środowiska w jak najlepszym stanie, po to, żeby mogli godnie żyć. I ta świadomość nas łączy, pomimo różnic, które nas dzielą.
To dobrze, że minister edukacji zdaje sobie sprawę z powagi problemu. Cieszy fakt, że resort zapowiada współpracę z młodymi aktywistami. Ale już teraz zaznacza, że ich postulaty będą ściśle analizowane.
Po co? Żeby nie przepuścić szkodliwej ideologii ekologizmu
„Będziemy rozwijać edukację ekologiczną i dotyczącą klimatu; ale nie zgadzamy się na jakąkolwiek ideologię ekologizmu, polegającą na humanizacji roślin i zwierząt i animalizacji człowieka. Tego na pewno w podstawach programowych nie będzie” - mówi Czarnek.
Nie pierwszy raz słowa ministra niby śmieszą, ale jednak bardziej przerażają. Przemysław Czarnek zapewne serio obawia się, że ze szkół mogliby wyjść szaleni aktywiści, którzy będą przypinać się do drzew, wcinać sojowego schabowego, spluną na samochody, a ich środkiem transportu będą rowery. Słowem: wyrośnie kolejne pokolenie lewaków, a tego w polskiej szkole nikt by nie przeżył.
Na razie trudno powiedzieć, jak miałyby wyglądać lekcje o klimatycznej edukacji bez niebezpiecznego ideologicznego wątku. Zastanówmy się. Drzewa są ważne, ale jak się je wytnie od czasu do czasu i pośle drewno do Chin, to w sumie nic się nie stanie? Zwierzęta, wiadomo, są kochane, ale myśliwi też, więc jak polują, to nie wchodźcie do lasów, drogie dzieci?
No i nie zapominajmy o węglu. Musimy jako świat walczyć z ograniczeniem emisji CO2, szukać alternatyw dla paliw kopalnianych, jednak węgiel to nasze polskie złoto, wystarczy nam go na następnych kilkadziesiąt lat, więc rodzime kopalnie są git, a poza tym Chińczycy i tak kopcą.
Trudno powiedzieć, co Przemysław Czarnek miał na myśli, mówiąc o „humanizacji roślin i zwierząt”, ale akurat ja nie widzę w tym niczego zdrożnego. Jeszcze trudniej jest mi też zrozumieć, jak rządzący ministerstwem edukacji wyobraża sobie uczenie młodych o ekologii, skoro jego rząd z troską o środowisko na pewno się nie kojarzy.
Cała edukacja klimatyczna wydaje mi się być próbą ocieplenia wizerunku resortu, który wsławia się przecież tym, że na listę lektur trafiają pisma Jana Pawła II. „Jaki konserwatyzm, jakie zacofanie – wszak uczymy o globalnym ociepleniu!”.
Zamiast jednak wróżyć z fusów, skupmy się na tym, co już wiadomo. A i tu znajduję niepokojące słowa. Szef resortu klimatu i środowiska Michał Kurtyka powiedział:
Te efekty uboczne niestety obserwujemy każdego dnia i mam świadomość, że jesteśmy na początku takiego okresu, kiedy musimy jako cywilizacja ludzka umieć w taki sposób (...) kształtować technologię, w taki sposób kształtować przyszłość energetyczną, transportową, przemysłową, aby te nowe rozwiązania były w pełni zgodne z tym światem, tą przyrodą, tą planetą, w jakiej chcielibyśmy my żyć i jaką chcielibyśmy pozostawić naszym dzieciom, naszym wnukom
Mamy więc tu pomysł na rozwiązywanie problemów rodem z książek Billa Gatesa. Więcej technologii, więcej start-upów, a w końcu wpadniemy na pomysł, jak poradzić sobie z coraz bardziej niedającą się do życia planetą. Niestety – to nic nie da. Powinniśmy jako Ziemia przede wszystkim się ograniczać, zmienić styl życia. Czy jest to możliwe? Nie sądzę, dlatego w kwestii zmian klimatycznych jestem skrajnym pesymistą szykującym się na najgorsze.
Paradoksalnie jednak wierzę w nowe, młode pokolenie, które o klimacie nie uczyć będzie się na szczęście w szkołach ministra Czarnka. Zresztą nie chodzi tu o niego: z własnego doświadczenia wiem, że choćby w szkole pojawiał się nie wiadomo jak ważny temat, nie ma czasu, chęci i wiedzy z obu stron (nauczycieli i uczniów), aby całość przemówiła do głów i serc.
Tak jak polska szkoła nie wypuści za jakiś czas młodzieży zaczytanej w tekstach Karola Wojtyły, tak też nie wyjdą z niej aktywiści. Chociaż faktem jest, że im bardziej ministerstwo edukacji marzy o patriotycznej młodzieży, tym częściej ta szuka alternatyw gdzie indziej. Efekt jest odwrotny od zamierzonego.
Aktywiści rodzą się więc na ulicach. Na szczęście działająca tam młodzież jest świadoma dużo bardziej i tą groźną ideologią ekologizmu już dawno jest opętana. I bardzo dobrze, bo może dzięki temu życie na Ziemi będzie choć trochę bardziej do zniesienia, na co obecnie się nie zapowiada.