Nowy ład świata jest tuż za rogiem. Wywiad z prezesem Google'a Sundarem Pichaiem
- Chcemy dać ludziom to, czego oczekują od naszych usług i produktów, korzystając z jak najmniejszej niezbędnej do tego ilości danych - zapewnia szef jednej z największych firm świata. W rozmowie ze Spider's Web Sundar Pichai mówi także o planach Google'a, współpracy z rządami i o tym, co czeka świat po pandemii.
Niedawna konferencja Google I/O przyniosła wiele ciekawych informacji na temat planów firmy. Google pracuje m.in. nad nowym mechanizmem sztucznej inteligencji w Wyszukiwarce - MUM, renderowaniem wideorozmów w trójwymiarze, a cichym bohaterem konferencji są komputery kwantowe.
Dwa tygodnie po konferencji prezes holdingu Alphabet i należącego do niego Google'a spotkał się z siedmiorgiem dziennikarzy z Europy. Oprócz Spider's Web - jedynej redakcji z Polski - w spotkaniu wzięli udział dziennikarze z włoskiego „Corriere della Sera”, francuskiego „Les Echos”, hiszpańskiego „El Confidencial”, rosyjskiego „TJournal”, holenderskiego „NRC” i niemieckiej agencji Deutsche Presse-Agentur.
Rozmowa z Sundarem Pichaiem, prezesem Google i Alphabet
Jakub Wątor: Teoretycznie jesteśmy po pandemii. Świat musiał się aż tak zjednoczyć chyba po raz pierwszy w historii. Okazało się, że to nie najbogatsi sportowcy, ale najtęższe umysły naukowe mogą uratować ludzkość. Jak widzi pan nowy ład świata?
Sundar Pichai: - Nie ma wątpliwości, że absolutnie kluczowym wyzwaniem naszych czasów, co do którego potrzebujemy globalnej współpracy, jest problem zmian klimatycznych. Pandemia pokazała, że potrafimy działać razem i wierzę, że z klimatem będzie tak samo. Także my, jako firma, mamy do odegrania swoją rolę. Mamy to samo podejście, co do wielu innych globalnych wyzwań - staramy się wziąć bardzo zaawansowaną technologię, nad którą pracujemy od lat, i zastosować ją do rozwiązania różnych problemów w kontekście zmian klimatycznych. To dzięki temu jesteśmy w stanie od 14 lat być firmą neutralną klimatycznie. Inwestujemy w energię słoneczną, wiatrową i geotermalną. Z kolei sztuczna inteligencja pozwala nam np. dynamicznie zarządzać pracą centrów obliczeniowych tak, by korzystały w maksymalnym stopniu z energii odnawialnej.
To oczywiście mała cegiełka, którą dokładamy, a wszyscy musimy być ambitniejsi i wspólnie inwestować w przedsięwzięcia, które przybliżą nas do rozwiązania tego problemu.
Częścią tego świata i nowego ładu są Chiny, które, nie pytając nikogo o zdanie, podbijają już nie tyle świat, co kosmos. Z nimi też będziemy musieli współpracować?
Naszą rolą jest dostarczanie produktów i usług, które pomagają ludziom - i robimy to na całym świecie. Ale jednocześnie mamy wartości, którymi jako firma się kierujemy.
Ale Chiny, z którymi też trzeba się będzie dogadać, mają zupełnie inny system wartości.
A my jako firma trzymamy się tego, w który my wierzymy. To nie zmienia faktu, że pandemia była przykładem tego, jak pewne momenty i wydarzenia dotykają każdego, niezależnie od kraju. Wszyscy żyjemy na jednej planecie. Czy nam się to podoba, czy nie, takie wyzwania jak zmiany klimatu czy bezpieczny rozwój sztucznej inteligencji są wymagają właśnie globalnego porozumienia. Nie jesteśmy odpowiedzialni za geopolityczne trendy, ale wierzymy, że internet i technologia mogą budować mosty, które pomogą nam rozwiązać te najważniejsze, globalne wyzwania.
A jak wygląda to zatem w praktyce?
Od zawsze byliśmy firmą, która skupia się na tym, jak wykorzystać zaawansowane technologie komputerowe, w tym sztuczną inteligencję, by na co dzień ułatwiać życie. Wystarczy spojrzeć, jak rozwijane przez nas rozpoznawanie obrazów sprawdza się teraz w Zdjęciach Google. Inny przykład to Obiektyw Google, który jest teraz używany przez użytkowników 3 miliardy razy miesięcznie.
To ta sama technologia, dzięki której możemy pomagać też w służbie zdrowia - na przykład tworząc system do lepszego wykrywania zmian i przejawów nowotworu w zdjęciach mammograficznych. Podobnie jest z naszym najnowszym osiągnięciem - narzędziem, które dzięki sztucznej inteligencji może pozwolić każdemu we wcześniejszym wykryciu zmian dermatologicznych wskazujących np. na choroby skóry. Mam nadzieję, że wkrótce to narzędzie zobaczymy jako dopuszczone do użycia w kolejnych krajach, także w Europie.
W wielu produktach kładzie pan duży nacisk na personalizację doświadczeń użytkowników. Jednocześnie na ostatnim I/O dużo mówił pan o prywatności ich danych. Czy jedno z drugim trochę się wyklucza?
Jako człowiek pracujący w firmie, która od ponad 20 lat inwestuje w rozwiązania chroniące dane i prywatność ludzi, zawsze miałem wrażenie, że powinniśmy tworzyć aplikacje przede wszystkim zgodne z oczekiwaniami użytkowników, a nawet je wyprzedzające. Z jednej strony ludzie mają oczekiwania co do tego, żeby dostawali precyzyjne informacje, których poszukują. Przecież jeśli użytkownik pyta nas o pogodę w danym miejscu, a my mu podamy informacje odnoszące się do innego, to będzie na nas zły, że dostaje nietrafioną prognozę pogody.
Z drugiej strony wiemy, że wraz z rozwojem technologii możemy robić więcej, by zbudować rozwiązania i narzędzia, które lepiej chronią prywatność. Do tego służy np. technologia prywatności różnicowej czy uczenia federacyjnego - gdzie żadne dane nigdy nie opuszczają telefonu należącego do konkretnej osoby. Dzięki temu możemy pokazać w Mapach Google, czy jakaś restauracja jest oblegana przez klientów, bez możliwości zidentyfikowania pojedynczej osoby.
Wciąż - z jednej strony wszyscy chcą używać różnych Waszych produktów, ale oznacza to zbieranie danych.
Każdy sam decyduje o tym, jakie dane i na jak długo są zapisywane. Z tego samego powodu włączyliśmy domyślnie na wszystkich kontach Google - 2 miliardach kont, żeby być dokładnym - funkcję automatycznego usuwania zapisanych danych od razu, albo po 3, 6 lub 18 miesiącach. To decyzja użytkownika. Chcemy dać ludziom to, czego oczekują od naszych usług i produktów, korzystając z jak najmniejszej niezbędnej do tego ilości danych.
Jednym z tematów debat dotyczących regulacji na świecie jest rola sklepów z aplikacjami. Niedawno we Włoszech dostaliście karę 102 mln euro za niedopuszczenie jednej z aplikacji do systemu Android Auto. Czy uważa pan, że coś musi się zmienić w tym, jak wygląda segment aplikacji na urządzenia mobilne i czy to właśnie sprawiedliwe, że właściciel sklepu z aplikacjami decyduje o istnieniu bądź nie danej aplikacji?
To bardzo dobre pytanie. Po pierwsze, patrząc na to z góry, wydaje mi się, że nigdy w historii nie było konsumenckiego systemu operacyjnego na tak dużą skalę, który byłby zaprojektowany w bardziej otwarty sposób niż Android. Z Androida korzysta obecnie wiele firm, które nie mają nawet żadnych kontraktów ani relacji z Google. To jest platforma otwarta, którą można modyfikować. Amazon używa Androida w swoich produktach. To open source, każdy może z niego korzystać za darmo i zrobić sobie swoją platformę.
Co do sklepów z aplikacjami - dopuszczamy w Androidzie funkcjonowanie innych sklepów niż tylko nasz. Kiedy kupujesz telefon Samsunga, zobaczysz tam sklep z aplikacjami tej firmy. W odniesieniu do naszego Sklepu Play wiemy, że użytkownicy mają oczekiwania co do bezpieczeństwa aplikacji, zachowania ich prywatności. Dlatego sprawdzamy aplikacje pod tym kątem.
Android Auto to jeszcze konkretniejszy przypadek, bo tam priorytetyzujemy to sprawdzanie pod kątem tego, czy aplikacje np. nie odciągają uwagi kierowców. Naprawdę wysoko stawiamy sobie tu poprzeczkę. W takich przypadkach nie zawsze patrzymy na to w taki sam sposób, ale kiedy właściwe urzędy wydają jakąś decyzję, to się do niej stosujemy - i tak będzie też oczywiście w tym przypadku. To jednak nie zmienia nic w filozofii Androida - chcemy, żeby był otwartym ekosystemem i tak patrzymy na to zagadnienie.
Obok reklam, sklep z aplikacjami Google Play to jedno z podstawowych źródeł przychodu Google’a. Czy to się zmieni? Widać w wielu obszarach trend - wprowadzacie coraz więcej płatnych usług. Czy reklamy wciąż będą podstawowym biznesem Waszej firmy?
Mamy już teraz wiele produktów, które składają się na naszą działalność. Wyszukiwarka, YouTube, Google Cloud, Google Play, Google Workspace - każdy z nich ma inny model biznesowy, a nawet w takim YouTubie mamy zarówno model finansowany z reklam, jak i YouTube Premium, czyli usługę płatną - dając wybór, z którego modelu ludzie chcą korzystać. Będziemy te produkty rozwijać z takimi modelami biznesowymi, które mają sens dla ich użytkowników.
Choćby Wyszukiwarka Google - model, w którym jest dostępna za darmo dla miliardów ludzi na całym świecie, sprawdził się bez wątpienia na przestrzeni lat, ale nieustannie zbieramy feedback od użytkowników i staramy się ją jeszcze bardziej ulepszać.
Wyszukiwarka, w której są reklamy, a - jako że jest odzwierciedleniem internetu - i na fake newsy można się natknąć. Wyobraża sobie pan, że zweryfikowane informacje będą kiedyś towarem, nie prawem? Że powstanie płatna wyszukiwarka bez reklam i fake newsów?
Staramy się być najlepszym dostępnym źródłem informacji na świecie. Pod tym kątem ulepszamy naszą wyszukiwarkę. W tym sensie oznacza to np. sprawianie, że łatwiejszy jest dostęp do sprawdzonych treści, pochodzących ze zweryfikowanych źródeł i że dostarczają precyzyjnej odpowiedzi na zapytania, jakie ludzie wpisują w Google. To, czy działanie wyszukiwarki opiera się na reklamach, czy nie - to kwestia wyboru użytkowników, jakiego modelu oczekują. Być może z czasem pojawią się inne, interesujące modele biznesowe, ale raczej skupiamy się na ulepszaniu wyszukiwarki tak, jak funkcjonuje teraz.
Rozwijacie też technologię LaMDA, która ma rozumieć i imitować idealnie naturalny ludzki język. I przy okazji rozumieć wszystkie języki świata. Czy to może przełamać bariery językowe i zmniejszyć różnice cywilizacyjne między różnymi częściami świata?
Myślę, że jest na to szansa. Już pandemia i praca zdalna pokazały, że można w ten sposób odkrywać nowe rynki, nowe talenty, poznawać ludzi, których przed pandemią nie mielibyśmy szansy spotkać. Gdy znikną bariery językowe, będzie to jeszcze łatwiejsze.
Na jakim etapie jest LaMDA?
Robimy ogromny postęp w rozumieniu naturalnego języka i ludzkich rozmów. Ale trzeba jasno powiedzieć - ten obszar badań wciąż wymaga wiele pracy. Skupiamy się na tym, by technologia była bardziej precyzyjna, by model był bardziej reprezentatywny, dokładniejszy i naturalniejszy. To, jaki robimy postęp w tej dziedzinie, możesz sprawdzić za każdym razem, gdy włączasz Asystenta Google czy naszą Wyszukiwarkę. Odpowiedzi na pytania są coraz lepsze, doprecyzowujemy je, uszczegóławiamy. Dużo naszych działań po prostu wpływa jednocześnie na wiele usług i one najlepiej oddają postęp prac nad takimi projektami jak LaMDA.
A z innej beczki - jak pewnie pan zauważył, zmienił się prezydent w USA. Czy ten obecny z perspektywy Google'a coś zmienił w waszej relacji z amerykańskim rządem?
Zawsze podchodziliśmy równie poważnie do współpracy z amerykańskim rządem. Mam nadzieję, że z rządowego punktu widzenia wygląda to tak, iż zawsze staramy się konstruktywnie i w jak najszerszym zakresie współpracować. I to na wielu polach, które leżą w obszarze zainteresowania administracji państwowej, a w których jako wiodąca firma technologiczna czujemy odpowiedzialność, by robić więcej niż inni. Dlatego właśnie angażujemy się w to, by rozwijać cyfrowe umiejętności wśród społeczeństw, współpracujemy z różnymi rządami na zasadzie partnerstw prywatno-publicznych. Ale chodzi także o pracę nad technologiami takimi jak sztuczna inteligencja czy komputery kwantowe. Tak widzimy naszą rolę w relacjach z rządem amerykańskim i każdym innym na całym świecie.
Czyli wracając do tego nowego ładu świata - będzie dobrze, czy należy się obawiać?
Myślę, że przed nami bardzo wymagające, ale i ekscytujące czasy. Pandemia stworzyła taki przełomowy moment, idealny np. na zmianę naszego podejścia do pracy i życia w ogóle, spojrzenia na nowo na duże globalne wyzwania. Ja należę do tych osób, które na myśl o tym, co nas czeka, wręcz zakasują rękawy.
Notował Jakub Wątor.
Sundar Pichai ma 49 lat, pochodzi z Indii, studia skończył na Uniwersytecie Stanforda w USA. Do Google trafił w 2004 roku. Początkowo pracował nad rozwojem Google Toolbar, a następnie Google Chrome. W 2014 rok został kierownikiem wszystkich działów rozwoju i inżynierii produktów i platform w Google. Rok później objął stanowisko prezesa firmy, a od grudnia 2019 jest też prezesem zarządu Alphabet - spółki-matki dla wszystkich biznesów Google'a.