REKLAMA

Steam Deck? Niby wszystko super, ale Valve zapomniał o jednym - chodzi o gry na wyłączność

Od wczoraj mój wewnętrzny nerd szuka wymówki, żeby zamówić Steam Deck w przedsprzedaży — ale z marnym skutkiem. W końcu mnie olśniło, o czym Valve zapomniał, prezentując konsolę do gier. Chodzi o… same gry.

steam deck jedi fallen order
REKLAMA

Każda konsola do gier, którą kupiłem, ma to coś, co mnie do niej przekonało i sprawiło, że zamknąłem oczy i kliknąłem to „kup teraz”. W przypadku PlayStation są to te wszystkie Spider-Many i inne Returnale, Xbox na swojego Game Passa z Bethesdą, a Switch te wszystkie Mario, Zeldy i Pokemony. Nawet w przypadku Oculus Questa mam wreszcie VR bez kabli i gry na motywach Gwiezdnych wojen na (przynajmniej czasową) wyłączność. A zapowiedziany wczoraj Steam Deck? No cóż…

REKLAMA

Minęła doba od prezentacji Steam Decka, a ja nadal nie wiem, w co miałbym na nim grać. Kompletnie nie kumam zachwycania się kompatybilnością wsteczną i opcją odpalania na handheldzie Valve gier, które już dawno mam za sobą. Życie jest za krótkie, by grać ponownie w te same tytuły, a kupka wstydu z roku na rok tylko puchnie, więc „cała dotychczasowa biblioteka Steam w kieszeni” (co nawet może okazać się nie być do końca prawdą…), jest mi kompletnie obojętna.

Steam Deck to konsola bez żadnych głośnych exclusive’ów bezpośrednio od Valve na start.

Czytam o tym Steam Decku od wczoraj i na papierze niby wszystko jest na swoim miejscu: wydajność na poziomie konsol poprzedniej generacji w handheldzie, dodatkowe przyciski na pleckach, panele dotykowe imitujące myszkę, możliwość podpinania słuchawek Bluetooth, ba! nawet da się na tym zainstalować Windowsa i alternatywne sklepy z grami i emulatory. Czego jednak zabrakło? W moich oczach chociaż jednej (!) urywającej tyłek gry, która byłaby takim języczkiem u wagi.

Niestety na tę chwilę sam w sobie GabeBoy to tylko i aż tablet z guzikami — w dodatku droższy od konsol nowej generacji. Co prawda upchnięto w nim bebechy rodem z pecetów, ale dostępne na niego gry i tak są w lwiej części obecne na innych platformach, a te steamowe exclusive’y od firm trzecich, jeśli już takowe się trafią, to zwykle indyki. Valve popełnia tu w moich oczach podobny błąd, jak Microsoft przy premierze Xboksa One, gdy zamiast skupić się na grach, gadał o Kinekcie.

Olśniło mnie też dzisiaj, że Valve zmarnował perfekcyjną okazję do zaprezentowania światu gier na wyłączność dla platformy Steam takich jak Portal 3 lub Half-Life 3.

Patrzyłem dziś na grafiki promujące Steam Decka i uderzyło mnie, że odpycha mnie… lista gier. Nie zrozumcie mnie tu źle — zarówno Control, jak i Doom, Hades, Star Wars: Jedi Fallen Order czy nawet polski Ghostrunner to wszystko silne marki, ale promowane przez Valve gry to jednocześnie tytuły, na który największy hype już minął. W większości już zdążyły też wpaść lub lada moment wpadną do oferty abonamentowej (PS Plus, Xbox Game Pass, EA Play itp.).

REKLAMA

Sam przed sobą dziś z kolei przyznałem, że jeśli tylko na tym pierwszym kaflu zamiast Controla znalazłby się Portal 3 lub Half-Life 3, to pewnie serce wzięłoby dziś o 19:00 górę nad rozumem i Steam Decka bym zakupił. Niestety tak się nie stało i tak jak twórcy platformy Steam wykorzystali markę Half-Life nawet do promocji swoich gogli VR (czyli zestawu Valve Index, na który trafiła gra Half-Life: Alyx), tak w tym przypadku na taki ruch się nie zdecydowali.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że mogę nie być w targecie Valve’a, a Steam Deck może się nawet i dobrze sprzedać wśród tych master race’ów, którzy chcieliby mieć namiastkę Switcha do odpalania gier, które dobrze już znają. Z drugiej strony jeśli jednak geek, który ma już trzy konsole, dwie pary gogli VR i Chromecasta do Google Stadii, widzi problem, by zracjonalizować sobie zakup pierwszego pecetowego handhelda z prawdziwego zdarzenia, to mimo wszystko coś tutaj poszło mocno nie tak…

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA