REKLAMA

Bóg wybacza. Internet nigdy

Czy wiecie, że albatros chociaż świetnie lata, nie jest przystosowany do bezpiecznego lądowania, przez co próby często kończą się tragicznie? Tak jak tym ptakom skały nie wybaczają błędów, tak w przypadku ludzi bezlitosny jest internet.

internetowy hejt
REKLAMA

Nawet na urlopie nie uciekłem od sensacyjnej i ogromnej wpadki prowadzącego „Panoramę”. Zaglądałem do sieci raczej rzadko, a mimo to nagłówki krzyczące o kompromitacji i tak dały się zauważyć. Błąd na temat tego, że to słońce okrąża Ziemię, był moim zdaniem niewielki, nawet sympatyczny, a na pewno niegroźny.

REKLAMA

Tymczasem internet zareagował na niego tak, jakby prezenter z pełnym przekonaniem przez dziesięć minut mówił o tym, że Łowicz jest stolicą Polski. To histeryczne wręcz wytykanie błędu to według mnie nie przypadek, a cała sytuacja ujawnia jeszcze jedną smutną prawdę o nas samych.

Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że gdyby podobnym lapsusem popisał się ktoś z innej stacji, to śmiech byłby mniej szyderczy – choć wówczas pewnie uaktywniłaby się druga strona. Ale wcale nie chodzi mi o kolejny rozdział historii o polsko-polskim sporze. Wpadka prowadzącego „Panoramy” pokazuje, że nie tolerujemy błędów, a co gorsza każdą nawet najmniejszą pomyłkę jesteśmy w stanie bezlitośnie obśmiać. Zaś jej autora wyszydzić, obrazić, potępić.

Naprawdę myślałem, że internet pomoże zrozumieć, że nikt nie jest perfekcyjny. Miałem logiczne powody, by tak sądzić. Profil „Chujowa pani domu” śledzi prawie milion Polaków, pół miliona obserwuje Andrzeja Rysuje, który oprócz politycznych komentarzy ma też takie o zwykłym życiu Kowalskiego:

Sporo szumu w internecie zrobiły też takie profile jak Magazyn Porażka, Regres osobisty czy Zdelegalizować coaching i rozwój osobisty. Nawet olbrzymia popularność memów z Schopenhauerem była dowodem na to, że musiało powstać ujście dla gromadzonego przez nas pesymizmu – jakże to odmienne od telewizyjnej czy poradnikowej rzeczywistości, gdzie każdy musi być uśmiechnięty, wstawać wcześnie i z radością przyjmować to, co życie daje. Nie: w internecie chcieliśmy być bardziej ludzcy, świadomi swoich wad, w ten sposób je oswajając i akceptując fakt, że popełniamy błędy.

Co innego jednak śmiać się z siebie, a co innego z kogoś obcego.

Szczególnie gdy ten się wygłupi – wtedy hamulców nie ma, szydera na całego.

Przykład prezentera „Panoramy” jest skrajny, bo to pracownik stacji, która ma wiele za uszami, podobnie zresztą jak sam program. Ale podobnych sytuacji świadczących o tym, że internet nie akceptuje zwykłych ludzkich potknięć jest więcej.

Jakiś czas temu użytkownicy mBanku zobaczyli dziwny komunikat aplikacji mobilnej. Treść pozbawiona była głębszego sensu i treści. Okazało się, że to błąd, kwestia techniczna, ktoś upublicznił coś, czego nie powinien. Nic wielkiego.

Ale internet zaczął mieć ubaw jak nigdy. Nie było chyba firmy w mediach społecznościowych, która by nie zrobiła z tego żartu, mema, a nawet specjalnej promocji. Tak, tak, w dzisiejszej rzeczywistości cudza pomyłka to jeszcze jedna okazja do poszukania zarobku.

Co w tym złego?  Ano to, że obecnie każdy drobny błąd może nagle stać się viralową historią krążącą po sieci. Nie chciałbym znaleźć się w skórze kogoś, kto musi oglądać konsekwencje swojej porażki wszędzie, jak było w przypadku autora feralnego komunikatu. Niby nic poważnego się nie stało, mam nadzieję, że obeszło się bez kar, ale wciąż: twoja pomyłka jest na ustach wszystkich. Chcielibyście tak?

W swojej twitterowej bańce trafiłem na wpisy osób, które przyznawały się do tego, że chciały coś napisać, ale ostatecznie zrezygnowały, bojąc się reakcji. Pod górkę mają choćby ci z dysleksją, których pomyłki są piętnowane. Nie dziwię się, bo choćby Twitter właśnie z powodu agresywnych reakcji stał się ostatnio niezwykle toksycznym miejscem.

Ilu z nas siedzi przed ekranem cicho, obawiając się tego, jak ich myśl zostanie odebrana?

Media społecznościowe z miejsca, które miało w teorii być otwarte dla każdego, by wszyscy mogli dzielić się tym, czym chcą, jest wypełniony autocenzurą spowodowaną strachem przed wyszydzeniem. To kolejna cegiełka w świecie pełnym lęków i niepewności: o zdrowie, pracę, klimat. Nawet w sieci musimy się ograniczać, co nie może nie zostawiać śladów na psychice i wpływać na zachowanie społeczeństwa.

Internet jest więc jak szkolna klasa, gdzie wszyscy siedzą cicho, czekając tylko na to, aż ktoś palnie jakąś głupotę, a potem uczniowie śmieją się z tego przez kolejne przerwy.

Przywołanie szkoły sugeruje, że tak było, jest i będzie – bo to właśnie tam „uczymy” się tej nietolerancji na ludzkie pomyłki. Tyle że internet ją w znaczący sposób potęguje. Nie było jak dotąd sytuacji, kiedy cudze błędy były tak często na widoku. Non stop ktoś popełnia ogromny błąd, zalicza kompromitującą wpadkę, staje się hitem internetu.

Co więcej – widzimy poważne konsekwencje tych błędów

Materiały z bugami z gry krążą chwilę po jej premierze, przyczyniając się do spadku kursu spółki. Podobny efekt może wywołać głupi wpis w mediach społecznościowych – ktoś na wysokim stanowisku coś palnie, a ludzie tracą prawdziwe pieniądze. Błąd algorytmu może skutkować zablokowaniem konta na YouTubie – a więc czyjegoś źródła zarobku – a nawet twojego profilu w mediach społecznościowych, dzięki któremu rozmawiasz z rodziną i przyjaciółmi.

Wybuch – będący błędem inżynierów – baterii w telefonie rani kogoś tysiące kilometrów stąd, a ty widzisz to po dziesięciu minutach. Autopilot myli Księżyc z sygnalizacją świetlną. W coraz bardziej skomplikowanym świecie robi się coraz więcej miejsca na pomyłki. Ktoś powie, że mnie to nie dotyczy, ale spróbuj nie zapamiętać hasła albo źle wpisać trzy razy kod PIN, a szybko poczujesz konsekwencje. Zwykła nieuwaga i nieprzyjrzenie się adresowi strony może doprowadzić do tego, że oszczędności trafią na konto oszusta.

REKLAMA

Wówczas internet nie ma dla ofiary litości. „Jak można być tak głupim?!”, „Bardzo dobrze, za głupotę się płaci” i tak dalej, i tak dalej. Sieć staje się jeszcze jedną platformą do obwiniania ofiar, właśnie przez to, że nie akceptuje błędów. Naiwnością byłoby sądzić, że takie zachowania są domeną tylko internetu i nie mają wpływu na nasze codzienne życie w prawdziwym świecie, o ile ktoś jeszcze bawi się w takie rozgraniczenia.

Kamil Fajfer, który niedawno dołączył do Spider’s Web+, w jednym z wywiadów mówił o tym, że żarty powstałe na potrzeby Magazynu Porażka „przekłuwają balon, integrują nas wobec wspólnego problemu i uwalniają nas od presji”, dzięki czemu dostaniemy „więcej wolności, zdrowego podejścia do życia, luzu”. Niestety, mam wrażenie, że internet poszedł w zupełnie innym kierunku, ograniczając nam tę wolność, potęgując strach i lęk przed błędami, które musimy popełniać w życiu. Bo tak jesteśmy po prostu skonstruowani.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA