Polskie miasta szykują się na upały i suszę. Sposób jest piękny: miejskie łąki kwietne
Pierwsze prawdziwe upalne dni mogą być zapowiedzią kolejnego gorącego lata i niestety wielkiej suszy. Jednym ze sposobów na radzenie sobie z brakiem wody również w miastach jest sadzenie kwietnych łąk. To coraz popularniejsza metoda, którą wykorzystują kolejne polskie ośrodki.
Instytut Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa z Państwowego Instytutu Badawczego już potwierdził, że w Polsce mamy pierwszy region z suszą rolniczą. Od kwietnia do maja występowała w dwóch gminach powiatu świdwińskiego. To oznacza, że rolnicy muszą liczyć się z obniżenie plonów zbóż jarych przynajmniej o 20 proc. w skali gminy w porównaniu do normalnych warunków.
Susza w rolnictwie oznacza wyższe ceny żywności, ale dotyka miasta również w inny sposób
Oczywiście w miastach suszy na pierwszy rzut oka nie widać. Kiedy jednak brakuje wody, trawniki zaczynają żółknąć i przestają prezentować się estetycznie. To tak naprawdę jeden z pierwszych widocznych objawów problemów z retencją. Rozwiązaniem mogą być właśnie łąki kwietne, które zaczynają obrastać polskie miasta. Ku naszemu dobru.
Gdańsk i Sopot zdecydowały się zwiększyć liczbę kwietnych łąk.
W Sopocie łąk będzie trzy razy więcej niż w ubiegłym roku. Zajmą łącznie ponad 3 tysiące m kw. - Największa, bo zajmująca blisko 1000 m kw., znajduje się przy Alei Niepodległości jako pas zieleni pomiędzy jezdnią w stronę Gdyni a chodnikiem – pochwalił się Wojciech Ogint, dyrektor ZDiZ w Sopocie, cytowany przez trójmiasto.pl.
Wiele polskich miast zdecydowało się zasiać łąki już rok temu – była to choćby Bielsko-Biała czy Lublin.
Dlaczego potrzebujemy łąk kwietnych?
Tłumaczyła to Hanna Pawlikowska, miejska architektka zieleni w Lublinie:
No właśnie. Tak modna u nas betonoza sprawia, że tworzą się miejskie wyspy ciepła. To zjawisko polegające na tym, że w mieście temperatura jest wyższa niż na terenach wokół. Odpowiedź, dlaczego tak się dzieje, jest prosta. Asfalty i betony nagrzewają się, a potem oddają ciepło. Brakuje zieleni, która naturalnie mogłaby ochronić przed słońcem.
Łąki kwietne potrafią być schronieniem dla nawet 300 gatunków zwierząt. Składają się z mieszanki wyselekcjonowanych nasion, mogących zawierać 60 gatunków różnych roślin. Są proste w uprawie, na dodatek nie wymagają koszenia czy specjalistycznych nawozów.
I tak najważniejsze są drzewa
Tyle że łąki kwietne same w sobie nie są ratunkiem – powinny być uzupełnieniem dla zieleni w mieście. Najważniejsze są drzewa. Jak przypominał Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu, dorosłe drzewo potrafi w ciągu doby – w odpowiednich warunkach – oddać do atmosfery 300-500 l wody, zmniejszając w ten sposób temperaturę o ok. 3,5°C.
Istotne są też już istniejące trawniki, które w okresie letnim raczej nie powinny być koszone. W wielu miastach pojawiają się strefy w stylu „tu kosimy rzadziej”. W parkach, skwerach czy pomiędzy budynkami nie kosi się traw tak często jak wcześniej. Czemu? To także element walki z suszą.
Wysoka, nieskoszona trawa oddaje większą ilość wody do atmosfery. Poza tym to schronienie dla wielu gatunków owadów.
Niekoszone trawy to szereg zalet. Alergicy: hola, hola, a co z nami?
Mimo szeregu zalet, taka forma dbania o przyrodę ma też kilka wad. Pierwsza: lepiej, żeby wasze czworonogi nie spędzały w trawach zbyt dużo czasu, bo mogą wrócić do domu z kleszczami. Druga: będziecie mieć przekichane, jeśli jesteście alergikami.
Dlatego miasta ciągle szukają kompromisu: niektóre trawniki koszone są 1-2 razy w sezonie, inne nieco częściej – ale nie tak jak kiedyś, gdy na osiedlu co dwa tygodnie słychać było kosiarki w akcji. Alergików oczywiście rozumiem, jednak walczymy o to, aby w trakcie upałów i susz życie w mieście było choć odrobinę lżejsze dla większości.