Dziś mija rok od wygaszenia Inbox by Gmail. Po poczcie Google'a została luka, której nikt nie zdołał zapełnić
Dziś mija równo rok, odkąd Inbox by Gmail oficjalnie zakończył swoją działalność. Świat poszedł naprzód, ale nadal nie znalazłem równie dobrego klienta poczty elektronicznej.
Google Inbox wspaniałym był programem i nie zapomnę go nigdy. Korzystałem z „inteligentnej” skrzynki pocztowej Google’a w zasadzie od jej startu w 2014 r. i bardzo mocno odczułem jej brak, gdy Google zmusił użytkowników do przesiadki na Gmaila.
Teoretycznie Gmail już w ubiegłym roku oferował większość funkcji Inboksa, a po aktualizacji wyglądu nawet zaczął go nieco przypominać. Tym niemniej filozofia obydwu usług jest zupełnie odmienna. Tak pisałem, gdy Google ogłosił zamknięcie Inboksa:
Alternatywa dla Inboksa nadal nie istnieje.
Osobiście po zamknięciu Inboksa przesiadłem się na Gmaila, ale nie mogę powiedzieć, bym był z tej przesiadki jakoś przesadnie zadowolony.
Gmail w porównaniu z Inboksem jest jak amerykańska McMansion obok domu w stylu skandynawskim. Jest brzydki. Rozwlekły. Oferuje mnóstwo funkcji, ale wiele z nich jest niedopracowanych, jak np. system etykiet.
Próbowałem korzystać z rozszerzenia Simplify, które znacząco upiększa Gmaila, ale wtyczka miała po drodze tyle problemów po każdej aktualizacji przeglądarki Google Chrome, iż w końcu odpuściłem.
Stanęło więc na korzystaniu z Gmaila w domyślnym widoku, z uruchomionym widokiem kart, dla łatwiejszej segregacji wiadomości danego typu (funkcja grupowania maili wciąż jest Gmailowi obca). Niestety widok kart ma też swoje minusy – pierwsze 2-3 „wiadomości” w zakładkach „społeczności” i „oferty” to reklamy zakamuflowane jako maile.
Nie jest to najbardziej elegancki zamiennik dla Inboksa, a porównaniu z Inbox by Gmail sam Gmail to nadal przeładowany kloc, który ani odrobinę nie sprzyja w zachowaniu cyfrowej higieny. Gmail wręcz zachęca do bałaganu.
Sęk w tym, że… nic lepszego nie mamy.
Próbowałem głównych zamienników Gmaila. Odbiłem się od każdego.
Jako mniej lub bardziej (nie)zadowolony posiadacz urządzeń Apple’a, spróbowałem systemowej aplikacji Mail.app.
Wystarczył jeden dzień, bym porzucił ten pomysł – Apple’owe aplikacje do obsługi poczty są na tle konkurencji prymitywne, ubogie w funkcje i zwyczajnie brzydkie.
Korzystam też z komputera z Windowsem 10, więc naturalną koleją rzeczy był test kombinacji systemowej aplikacji Poczta oraz mobilnego Outlooka.
Tutaj niewiele brakowało, bym został na dłużej. Windowsowa Poczta jest zaskakująco przyjemnym w obsłudze programem, a mobilny Outlook nie dość, że jest o wiele ładniejszy od mobilnego Gmaila, to jeszcze oferuje zintegrowany kalendarz wewnątrz tej samej aplikacji.
Od „niewiele brakowało” do „przesiadłem się na Outlooka i Pocztę” dzieli mnie tak naprawdę jedna funkcja: odkładanie maili na później. Na komputerach ani w Poczcie ani w dużej aplikacji Outlook takiej funkcji po prostu nie ma.
W mobilnym Outlooku zaś niemal za każdym razem przy próbie odłożenia maila na później aplikacja prosi mnie o utworzenie folderu dla wiadomości odkładanych na później (nieważne, ile razy bym ten folder utworzył). Gdy kilkukrotnie straciłem przez to odłożoną na później wiadomość, podziękowałem.
Aplikacje małych firm trzecich z kolei nie wchodzą w grę. Takie usługi za szybko padają, by powierzać im tak istotny element cyfrowego życia, jak e-mail. Najlepszym przykładem jest tutaj ostatni zgon Newton Mail. Firma najpierw upadła, później została wskrzeszona do życia przez Andy’ego Rubina, by raptem kilka miesięcy później znów zniknąć – tym razem na dobre – wraz z zamknięciem grupy Essential.
Inbox pozostawił po sobie lukę, której nadal nikt nie zapełnił.
Nie ma drugiego popularnego klienta pocztowego, który oferowałby takie połączenie minimalizmu i funkcjonalności jak Inbox by Gmail.
Wciąż jednak liczę na to, że najlepsze funkcje Inboksa, a zwłaszcza jego kompaktowy wygląd, w końcu trafią do Gmaila. Większość funkcji jest już dostępna. Teraz czekamy na wspomniane już etykiety oraz na wprowadzenie grupowania wiadomości, które ma niebawem trafić do skrzynki Google'a.
Nie mogę jednak odżałować, że Google ubił Inboksa przed migracją wszystkich jego funkcji do Gmaila. Gdyby Google najpierw przeniósł to, co czyniło Inbox by Gmail wyjątkowym do Gmaila, a dopiero potem ubił aplikację, ten tekst nie musiałby powstać. Problem by nie istniał, a wszyscy użytkownicy Inboksa po prostu przesiedliby się bezkolizyjnie na Gmaila.
Mija jednak rok od ostatecznego odłączenia Inboksa i blisko dwa lata od momentu, gdy Google rozpoczął wygaszanie usługi, a jej najważniejsze, najciekawsze możliwości wciąż nie wyemigrowały do Gmaila.
Jak żyć, Google’u? Jak żyć?