Na przesiadkę zostało tylko 5 dni. Jaką pocztę wybrać zamiast Inbox by Gmail?
Inbox by Gmail zamknie swe podwoje 2 kwietnia 2019 r. W chwili gdy piszę te słowa, dzieli nas od tego momentu zaledwie 5 dni, a ja wciąż nie wybrałem zastępstwa dla klienta poczty od Google’a.
Nieustannie wyświetlany banerek od kilku tygodni codziennie przypomina mi, że czas na przesiadkę. Inbox zachęca, żebym przeszedł na Gmaila, ale… nie widzę takiej opcji.
Gmail w porównaniu do Inboksa jest upośledzony i przeładowany jednocześnie.
Pewnie, może większość funkcji z Inboksa przeszła do Gmaila. Ba, Gmail teoretycznie potrafi więcej od Inboksa, szczególnie odkąd Google zaimplementował w nim rozszerzenia – błyskawiczny dostęp do innych usług, wprost z poziomu klienta poczty.
Kiedy jednak próbuję się z Gmailem polubić, po blisko pięciu latach korzystania z Inboksa, czuję, że jesteśmy skrajnie niekompatybilni.
Inbox rozpieścił mnie swoim minimalizmem, przejrzystością i prostotą. Nie licząc świętej pamięci Mailboxa, żaden inny program nie zmienił mojego podejścia w tak istotny sposób. Zamiast archaicznej skrzynki z wiadomościami, klient poczty stał się nagle listą zadań, przeglądem prasy i narzędziem komunikacji w jednym. Niemal codziennie osiągałem stan „inbox zero”, bo Inbox by Gmail mnie do tego zachęcał.
Nigdy nie przegapiłem ważnej wiadomości w wątku, bo Inbox grupował je w sposób, który w Gmailu nie występuje. Grupowanie Gmaila – zakładki „główne”, „społeczności”, „oferty”, „powiadomienia” – to ledwie proteza zgrabnego gromadzenia i wyświetlania wiadomości w Inboksie.
Na domiar złego, Gmail w zakładkach „oferty” i „społeczności” wyświetla reklamy, które na pierwszy rzut oka można pomylić z wiadomościami e-mail. Ohyda.
Sytuacja nie wygląda lepiej w mobilnej aplikacji, gdzie Gmail może co najwyżej Inboksowi buty czyścić. Z tego względu odczuwam coraz większy niepokój na myśl o końcu Inboksa. Zdaję sobie sprawę, że wrosłem w klienta poczty od Google tak mocno, że zmiana oprogramowania – kluczowego w mojej pracy – będzie oznaczała konieczność totalnej zmiany przyzwyczajeń.
Problem w tym, że nie ma dokąd uciec. A w takim razie - co zamiast Inbox by Gmail?
Od kilku miesięcy przymierzam się do rozmaitych rozwiązań. Z marszu skreśliłem potworki jak Thunderbird i aplikacje tworzone przez nerdów z piwnicy dla nerdów z piwnicy. I okazało się, że na placu boju – poza Gmailem – pozostał w zasadzie jedynie… Outlook.
Spróbowałem więc i muszę powiedzieć, że na urządzeniach mobilnych Outlook zastąpił mi Inboksa na dobre. Ma wszystko, czego oczekuję od mobilnego klienta poczty i jeszcze więcej, jak choćby znakomitą integrację z kalendarzem, dzięki której nie muszę już używać kalendarza Google na smartfonie.
Nie jest jednak idealnie. Outlook na mobile’u miewa swoje kaprysy – potrafi nie zaciągnąć wiadomości, BO TAK, albo odmówić wysłania maila z załącznikiem, BO TAK.
Co gorsza, Outlook na desktopie czy w przeglądarce nijak ma się do tego na urządzeniach mobilnych.
Każdy Outlook jest inny. Outlook w przeglądarce zachowuje się inaczej. Outlook w aplikacji to przeładowany korpo-kombajn, przypominający czas Windowsa 98. Aplikacja Poczta w Windows 10 to z kolei Outlook wykastrowany z wielu funkcji.
Boli też niekonsekwencja między wersjami. Dla przykładu – na mobile’u mogę odkładać maile na później, na desktopie już nie. W aplikacji Outlook mogę korzystać z priorytetowej skrzynki odbiorczej dla konta Google, podczas gdy aplikacja Poczta na Windows 10 nie daje mi takiej możliwości.
Nie mówiąc o tym, że notorycznie występują błędy w synchronizacji na Windows 10, a wiadomości odczytane na desktopie wciąż widnieją jako nieprzeczytane na mobile’u – i vice versa.
Przez to wszystko doświadczenia korzystania z kombinacji Outlook na mobile i Poczty na Windows 10 nie mogę określić jako przyjemnego.
Tym niemniej prawdopodobnie ta kombinacja okaże się ostateczną.
Przykre jest tylko to, że po ubiciu Inboksa człowiek zostaje z opcją złą lub gorszą. Eksperymentalna poczta Google’a tak wiele rzeczy robiła dobrze, że trudno znaleźć dla niej teraz godnego następcę, tym bardziej, że… solidnych aplikacji pocztowych na rynku wcale nie ma tak wiele.
Najsolidniejsza z tych opcji – Newton Mail – to z kolei bomba zegarowa. Prawdę mówiąc, rozważałem przez dłuższą chwilę wykupienie subskrypcji, choć 50 dol. rocznie za klienta poczty to dość zaporowa suma.
Lecz nawet jeśli Newton jest wart tych pieniędzy (a prawdopodobnie jest), to nie mogę mu zaufać. Aplikacja już raz wyparowała z rynku. Teraz wróciła, ale jest w rękach firmy, która ma co najmniej wątpliwą historię biznesową i nie wierzę, że na dłuższą metę uda im się utrzymać na powierzchni.
Gmaila w obecnej formie nie potrafię zaakceptować. Widzę za to, że Microsoft ustawicznie pracuje nad rozwojem Outlooka i aplikacji Poczta, więc mogę mieć nadzieję, że przy zbliżającej się aktualizacji systemu Windows 10 część wymienionych wyżej bolączek zostanie naprawiona.
I chociaż połączeniu tych dwóch aplikacji daleko do ideału, to jeśli chodzi o możliwości na linii Android-Windows 10… nic lepszego nie mamy.