REKLAMA

Odpowiedź na pytanie „jaki smartfon wybrać?" jeszcze nigdy nie była tak skomplikowana. Kupno starszych telefonów przestało się opłacać

Jeszcze do niedawna kupno starszych telefonów z najwyższej półki miało więcej sensu niż kupno nowego średniaka. Na początku 2020 r. chyba musimy ten stan rzeczy uznać za nieaktualny.

Kupno starszych telefonów przestało się opłacać
REKLAMA
REKLAMA

Tu miał być zupełnie inny tekst. Jak co roku chciałem podsumować dostępne na rynku modele z najwyższej półki, które nadal warto kupić po roku/dwóch od premiery.

Zwykle okazywało się, że kupno dwuletniego „flagowca” ma więcej sensu niż kupno nowego średniaka. Ośmielę się jednak powiedzieć, że wyjąwszy może 2-3 modele, kupno starszych sprzętów z najwyższej półki nie ma większego sensu.

Najwyższa półka stała się zbyt drogą półką.

Źródła tej zmiany upatrywałbym w chorych cenach, jakich ostatnimi czasy raczą nas wytwórcy smartfonów. Do tego, że iPhone jest drogi, już zdążyliśmy przywyknąć. Ale to, że równie drogie (lub nawet droższe!) są smartfony Samsunga, Huaweia czy nawet LG, to już zupełnie świeża sprawa.

I niestety – nie licząc LG, którego smartfony legendarnie szybko tracą na wartości i Huawei, który traci na wartości ze względu na wojnę handlową – ubiegłoroczne czy nawet blisko dwuletnie smartfony nie straciły na wartości na tyle, by warto było je kupić ponad niewiele droższe nowe modele z najwyższej półki, lub nawet tańsze modele z półki średniej. Sztandarowe modele, bardziej niż kiedykolwiek, stały się towarem luksusowym, dostępnym tylko dla najbardziej zamożnych.

Średnia półka stała się dobrą półką.

Smartfony kosztujące do 2000 zł stały się na przestrzeni ostatnich dwóch lat piorunująco dobre. Tak naprawdę w wielu przypadkach od najdroższych modeli odróżnia je tylko aparat (a też nie zawsze) i zwykle brak odporności na pył i wodę.

Im więcej urządzeń z tego segmentu wpada w moje ręce, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że aktualnie nie istnieje dobry, logiczny powód, by wydawać na smartfon więcej. Patrzę na takie urządzenia jak Xiaomi Mi 9T Pro, Galaxy A71 czy OnePlus 7T i naprawdę nie potrafię znaleźć innej odpowiedzi na pytanie „dlaczego wydać więcej” niż „bo mogę”.

Coroczny cykl wydawniczy stracił sens.

Producenci w końcu sami zapędzili się w kozi róg. Od co najmniej dwóch lat kolejne iteracje smartfonów z najwyższej półki różnią się od siebie w stopniu tak nieznacznym, że wielu konsumentów nie widzi potrzeby regularnej wymiany smartfona na nowy.

Urządzenia ze średniej półki z kolei z roku na rok stają się coraz lepsze, w miarę jak tanieją podzespoły niezbędne do ich wyprodukowania. Tym sposobem doszliśmy do momentu, w którym nabywca „flagowca” sprzed dwóch lat może wcale nie chcieć wymieniać telefonu na model z najwyższej półki, bo ten ze średniej ma wszystko, czego klient potrzebuje.

Z drugiej zaś strony, za sprawą relatywnie niskiej utraty wartości starszych modeli, nowe modele skracają cykl życia tych starszych.

Przyjrzyjmy się kilku przykładom, żeby lepiej zilustrować ten problem.

Na początek: iPhone.

iPhone XR opinie class="wp-image-905697"

Myślałby kto, że kupno iPhone’a XR będzie bardzo opłacalną opcją. Wszak mówimy o telefonie z 2018 r., na pewno warto go kupić zamiast nowego iPhone’a 11, prawda? Otóż… nie.

W Polsce iPhone XR prawie w ogóle nie stracił na wartości od dnia premiery. W oficjalnej dystrybucji nadal kosztuje 3000-3150 zł za wariant 64 GB. Na Amazon.de niewiele mniej – możemy go kupić za około 2850 zł.

Tymczasem iPhone 11, który jest pod wieloma względami lepszy od iPhone’a XR, kosztuje na Amazon.de raptem 3200 zł. Czy naprawdę znajdzie się ktoś, kto kupi znacznie starszy, gorszy model, mogąc mieć nowszy i lepszy za tak niewielką dopłatą?

 class="wp-image-1037693"

Inny przykład: OnePlus.

OnePlus strzelił sobie w stopę jeszcze bardziej, wypuszczając nowe telefony dwa razy do roku. I spójrzmy teraz, jak wyglądają ceny między OnePlusem 7, a OnePlusem 7T.

OnePlus 7, w wersji 8/256 GB, kosztuje 2399 zł. OnePlus 7T, w wersji 8/128 GB kosztuje… 2449 zł.

Nie licząc dwukrotnie większej ilości miejsca na dane (której i tak 99 proc. nabywców nie potrzebuje), nowszy, bardziej dopracowany model kosztuje tak nieznacznie więcej, że nikt nie powinien nawet patrzeć na starszą wersję.

samsung galaxy s10e class="wp-image-890761"

Ciekawym przypadkiem jest też Samsung.

Jedynym modelem z 2019 r., który stracił na wartości tyle, by móc go z czystym sumieniem polecić, jest Galaxy S10e. Jeśli dobrze poszukamy, kupimy go za 2500 zł. Tylko czy naprawdę warto to zrobić?

Nie licząc kompaktowego rozmiaru, Galaxy S10e nie ma wiele do zaoferowania na tle nowych Galaxy S10 Lite i Note 10 Lite. Ba, nawet Galaxy A71 przewyższa go pod wieloma względami (zwłaszcza wydajności akumulatora).

Galaxy S10 i S10 Plus z kolei trzymają cenę tak bardzo, że nie potrafię z czystym sumieniem powiedzieć, że warto. Nawet na Amazon.de wersje międzynarodowe kosztują odpowiednio 3200/3500 zł. Moim zdaniem to stanowczo zbyt mała różnica względem nowych S20, by w ogóle rozważać taki zakup. Przynajmniej w chwili pisania tego tekstu, bo niewątpliwie ceny ubiegłorocznych Galaxy S nieco spadną, gdy S20 na dobre rozgoszczą się na sklepowych półkach.

Jaki smartfon wybrać? Na szczęście jest kilka modeli, które nadal warto kupić, pomimo ich wieku.

W ujęciu ogólnym – kupno starszego urządzenia z najwyższej półki przestało się opłacać.

Kiedy jednak przyjrzymy się bliżej poszczególnym producentom, można znaleźć perełki, na które wciąż warto wydać pieniądze.

Pierwsza z nich to Xiaomi Mi 9. Wariant 6/64 GB kupimy już za niecałe 1700 zł. A mówimy o telefonie ze Snapdragonem 855, całkiem niezłym aparatem i o relatywnie poręcznej konstrukcji.

Kolejna to smartfony LG, których utrata wartości jest wręcz porażająca. LG V40 w dniu premiery kosztował 3799 zł. Było to niespełna rok temu. LG G8s ThinQ w dniu premiery kosztował 3300 zł. Było to niespełna pół roku temu.

Dziś obydwa urządzenia znajdziemy na Amazonie za niecałe 1800 zł. I w tej cenie jak najbardziej warto je kupić, bo na tle średniaków oferują znacznie lepsze aparaty, świetne głośniki stereo (w przypadku LG G8s) i wytrzymałą konstrukcję, odporną na pył i wodę.

Decydując się na taki zakup, trzeba tylko pamiętać, że LG nie słynie z terminowego aktualizowania swoich smartfonów. A zważywszy na problemy finansowe, z jakimi boryka się dział produkujący smartfony w LG, raczej zakładałbym, że starsze smartfony nowego Androida po prostu nie dostaną.

Ostatnimi perełkami, które moim zdaniem wciąż warto kupić, są topowe Huaweie z zeszłego roku.

Huawei P30, nawet w Polsce, bez trudu znajdziemy w cenie 2000 zł. Huawei P30 Pro natomiast jest dość powszechnie dostępny za 2500 zł. Osobiście nie przepadam za żadnym z nich, ale jeśli chodzi o aparaty, w tej cenie nie mają sobie równych. Huawei P30 Pro do dziś zmiata większość rywali kombinacją fantastycznych zdjęć nocnych, hybrydowego zoomu i ogólnej jakości.

W cenie 2500 zł nie da się kupić telefonu robiącego lepsze zdjęcia i jeśli to jest priorytetem, wtedy zdecydowanie warto sięgnąć po ostatniego Huaweia z najwyższej półki, który trafił do Polski z usługami Google’a na pokładzie.

Klęska urodzaju

Zbyt wolna utrata wartości „flagowców”, szybka poprawa jakości średniaków i zbyt intensywny cykl wydawniczy producentów w końcu doprowadził nas do momentu, który śmiało można nazwać klęską urodzaju.

Smartfonów na rynku jest od groma. Za dużo wręcz. I nagle, gdy w tej samej cenie pojawiają się tegoroczne, zeszłoroczne i dwuletnie smartfony, kompletnie nie wiadomo, co wybrać.

REKLAMA

Chcąc wybrać mądrze, trzeba naprawdę wiedzieć, czego się szuka. Cena przestała być dobrym wyznacznikiem jakości; droższy smartfon nie zawsze oznacza też szybszy i lepszy smartfon (patrz: Xiaomi Mi 9 kontra Mi Note 10). Przeciętny konsument ma pełne prawo czuć się w tej sytuacji zagubiony.

Z drugiej jednak strony… wybór to (zwykle) dobra rzecz. A zatrzęsienie dostępnych na rynku opcji oznacza również to, że każdy – niezależnie od budżetu i wymagań – może znaleźć coś dla siebie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA