REKLAMA

Najlepszy smartfon, jaki kupisz za pół roku. LG V40 - recenzja

Nie było w dziejach współczesnych smartfonów gorzej wymierzonej w czasie premiery, niż polski debiut LG V40. A mimo tego… naprawdę warto kupić ten telefon. Tyle że nie teraz.

LG V40 ThinQ
REKLAMA
REKLAMA

Lubię LG V40. Prawdopodobnie bardziej, niż ten smartfon na to zasługuje, ale co poradzić – czasem tak bywa, że pomimo obiektywnej przewagi produktu X nad produktem Y, to właśnie produkt Y chwyta nas za serce. Lubię LG V40 ThinQ (ale umówmy się, że będziemy go nazywać V40, ok?) bardziej od nowego Galaxy S10 Plus. Lubię go bardziej od większości smartfonów, jakie są obecnie w sprzedaży. I lubię go odrobinkę mniej od starszego LG V30, choć to pewnie kwestia gustu.

Spędziłem z LG V40 kilka tygodni i moje odczucia nie różnią się z grubsza względem tych, które spisałem w pierwszych wrażeniach. To świetny smartfon, który miał nieszczęście zadebiutować nad Wisłą w fatalnym momencie – dosłownie w przededniu premiery LG G8 i LG V50, które odepchną go na sprzedażowych półkach – i w kategorycznie za wysokiej cenie: 3799 zł.

I niestety, w tej cenie, przy zbliżającym się sklepowym debiucie LG G8, za 3800 zł można kupić obiektywnie lepszy telefon. Co innego za pół roku.

LG V40 ThinQ class="wp-image-889633"

Klątwa LG jest błogosławieństwem klientów.

W LG pewnie wychodzą z siebie, żeby jakoś zaradzić temu trendowi, ale niezmiennie od kilku lat smartfony Koreańczyków radykalnie tracą na wartości tuż po premierze. Wystarczy pół roku, by rynkowa wartość ich telefonów spadła o blisko połowę, a czasem nawet więcej.

To, co dla jednych jest przekleństwem, dla drugim jest darem Bożym. I tym sposobem, jeśli wstrzymamy się kilka miesięcy, kupimy sobie prawdopodobnie najlepszy smartfon dostępny w tej półce cenowej, na którą spadnie LG V40.

LG V40 to naprawdę dobry smartfon.

Jak pisałem, lubię ten telefon. I to nie bez powodu. Wystarczy wziąć go do ręki, żeby poczuć solidność, o jakiej wielu rywali – w tym tuzy pokroju Galaxy S10 Plus czy Note 9 – mogą tylko marzyć. LG V40 nie ma fikuśnie zakrzywionego ekranu, cieniutkich ramek, mających optycznie „odchudzić” telefon, czy błyszczących się jak psu-wiadomo-co plecków, wyglądających pięknie przez mniej więcej 30 sekund od wyjęcia z pudełka.

LG V40 wygląda pięknie praktycznie przez cały czas. Matowe szkło na pleckach nie przyciąga odcisków palców nawet w ułamku tak intensywnie, jak szkło błyszczące, a do tego prześlicznie odbija światło i sprawia świetne wrażenie w dłoni.

LG V40 ThinQ class="wp-image-889654"

Za to wrażenie w dużej mierze odpowiada też solidna ramka, grubości 7,7 mm, dzięki której nawet tak duży smartfon (158,7 x 75,8 mm) nie wydaje się być nieporęcznym. Pomaga też niewielka masa urządzenia – zaledwie 168 g. Z reguły uznałbym tak niską masę za wadę, ale nawet będąc tak lekkim LG V40 nie sprawia wrażenia filigranowego. No i spełnia normy nie tylko IP68, ale także MIL-STD810G, toteż nie bałem się zabrać go na długi spacer z psem w ulewnym deszczu przez las, czy brzegiem plaży.

Ekran ustępuje czołówce tylko w nieznacznym stopniu.

Panel pOLED o przekątnej 6,4” i rozdzielczości 3120 x 1440 px jest wspaniały. Po prostu. Nawet kładąc LG V40 obok Galaxy S10 Plus, który ma przecież najlepszy wyświetlacz na rynku, trudno się do czegokolwiek przyczepić.

LG V40 ThinQ class="wp-image-889663"

Kolory są żywe, a przy tym dostatecznie wiernie oddane. Kąty widzenia – w zasadzie idealne. Nie znam nikogo, kto spojrzałby na ekran LG V40 i powiedział „meh, brzydota”. No chyba, że spojrzy na wcięcie w ekranie u jego szczytu, które faktycznie piękne nie jest. Przez to wcięcie zdecydowanie bardziej preferuję starego LG V30/V30+, w którym notcha nie było. I też było pięknie.

Od strony oprogramowania… to typowe LG.

I co tu dużo mówić, jest brzydko. Smartfony LG od lat potrzebują solidnego odświeżenia interfejsu, co najmniej na poziomie One UI od Samsunga. W przypadku LG V40 sytuację dodatkowo pogarsza fakt, iż mamy tu do czynienia z Androidem 8.1. A skoro już na starcie brakuje nowej wersji systemu, to nie nastraja to optymistycznie na przyszłość.

Uczciwie jednak powiem, że to wszystko nie przeszkadzało mi w najmniejszym stopniu w LG V40, tak jak nie przeszkadzało mi wcześniej w LG V30. Jeśli tylko podmienimy launcher na coś ładniejszego (np. Microsoft Launcher lub Novę), resztę „uroku” systemu operacyjnego można przeboleć.

Od strony wydajności – zero zastrzeżeń.

LG V40 pracuje tak, jak spodziewalibyśmy się, że będzie pracował smartfon ze Snapdragonem 845, 6 GB RAM-u i 128 GB pamięci na dane.

Jest szybko, płynnie i bez zarzutów. Szkoda tylko, że przy nadchodzącej premierze rynkowej LG G8 i LG V50 to odrobinkę za mało, bo następcy będą mieli nowszy procesor (Snapdragona 855) i więcej RAM-u.

Gdy jednak przymkniemy oko na wojnę na cyferki, zostanie smartfon, którego wydajność będzie wystarczająca zarówno dziś, jak i za rok czy dwa.

LG V40 ThinQ class="wp-image-889666"

Aparat mógłby być lepszy. Ba, powinien być lepszy.

To nie Galaxy S10 Plus był pierwszym smartfonem renomowanego producenta z pięcioma aparatami. Tyle że w Polsce nikt nie będzie o tym pamiętał, bo raz, że LG V40 zadebiutował u nas zbyt blisko nowego Samsunga, a dwa, że prawdę mówiąc… urządzenie LG ma aż pięć aparatów, ale żadnego spektakularnie dobrego.

Mamy tu trzy sensory z tyłu:

  • 12 Mpix o jasności f/1.5
  • 16 Mpix o jasności f/2.2 z obiektywem ultraszerokokątnym
  • 12 Mpix o jasności f/2.4 z teleobiektywem

I dwa sensory z przodu:

  • 8 Mpix o jasności f/1.9
  • 5 Mpix o jasności f/2.2 z obiektywem szerokokątnym

Nie jest tak, że LG V40 nie da się zrobić dobrych zdjęć. Bo da się. Szczególnie jeśli zdecydujemy się na fotografowanie w RAW-ach, czy po prostu późniejszą obróbkę plików JPEG.

 class="wp-image-902271"
 class="wp-image-902274"
 class="wp-image-902277"
 class="wp-image-902229"
 class="wp-image-902232"
 class="wp-image-902235"

Definitywnie nie mamy tu do czynienia z czołówką. LG V40 nie oferuje choćby zbliżonego zakresu tonalnego do sztandarowych Samsungów czy iPhone’a, a ogólna jakość optyczna jest taka sobie. Szczególnie na obiektywie tele, którego równie dobrze mogłoby nie być, choć i ultra-szeroki kąt nie powala, szczególnie po zmroku.

 class="wp-image-902265"
 class="wp-image-902262"
 class="wp-image-902268"
 class="wp-image-902247"
 class="wp-image-902244"
 class="wp-image-902250"
 class="wp-image-902256"
 class="wp-image-902259"

Przedni aparat też niczego nie „urywa”, ale na szczęście jest o niebo lepiej niż w LG V30, który miał po prostu okropną przednią kamerkę. Tu jest dużo lepiej – o ile tylko robimy zdjęcia w przyzwoitym świetle.

 class="wp-image-902238"
 class="wp-image-902241"

LG nadrabia te wszystkie niedostatki znakomitą szybkością obsługi aparatu, błyskawicznym autofocusem i najbardziej rozbudowaną, fabryczną aplikacją do rejestracji zdjęć i filmów, jaką widziałem od czasów Lumii.

Podczas nagrywania filmu możemy nawet monitorować poziomy audio!

 class="wp-image-902295"

Szkoda tylko, że przy tak profesjonalnych możliwościach końcowe efekty są tak… przeciętne.

Przy czym dodam, że są to efekty przeciętne na tle innych urządzeń kosztujących ponad 3000 zł. Gdy LG V40 spadnie cenowo poniżej tego pułapu, będzie bez dwóch zdań jednym z najlepszych wyborów, jeśli chodzi o mobilną fotografię.

 class="wp-image-889624"

O ile aparat mogę przeboleć, tak akumulator to inna historia.

LG V40 nie miał ze mną lekko. Na dzień dobry zabrałem go w podróż do Warszawy, a potem do Londynu na konferencję. Urządzenie było w użyciu non-stop, toteż z początku nie dziwiłem się przesadnie, że muszę je doładowywać w środku dnia.

Sęk w tym, że… po powrocie do domu i „utemperowaniu” zużycia, wcale nie było dużo lepiej. 10-15 proc. Tyle energii ma LG V40 po 18-godzinnym, niezbyt intensywnym dniu. W intensywne dni nie ma innej opcji – o 17:00 V40 ląduje pod ładowarką. I chociaż doceniam szybkie (ale nie super-szybkie) ładowanie, tak wolałbym po prostu solidniejszy czas pracy z dala od gniazdka. To jeden kompromis, przez który sam nie wiem, czy zdecydowałbym się używać LG V40 na co dzień.

LG V40 ThinQ class="wp-image-889657"

Nie ma lepszego telefonu do słuchania muzyki „po kablu”.

W audio bezprzewodowym brylują Xperie, ale jeśli chodzi o słuchawki z przewodem, pozwalające uzyskać znacznie wyższą jakość dźwięku niż przez Bluetooth, LG V40 jest niekwestionowanym liderem.

Począwszy od 32-bitowego DAC-a, napędzającego nawet najbardziej wymagające słuchawki, aż po wsparcie dla plików cyfrowych najwyższej jakości (MQA) – LG V40 to najlepszy przyjaciel audiofila. Gdy podłączam przewodowe puszki do innych smartfonów czuję pustkę. Bo żaden nie gra choć w połowie tak dobrze, jak LG.

LG V40 ThinQ class="wp-image-889636"

O dziwo LG V40 nie zawodzi też jeśli chodzi o wbudowany głośnik. Bo chociaż jest to przetwornik mono u dołu obudowy, to gra on bardzo głośno, czysto i klarownie. Nadchodzący LG G8 prawdopodobnie prześcignie go w tym zakresie, tak jak prześcigają go obecnie Xperia XZ3 czy iPhone XS Max, ale nawet obok urządzeń z tak dobrymi głośnikami, LG V40 nie ma się czego wstydzić.

Za pół roku będzie przebój.

Gdy cena LG V40 spadnie do, powiedzmy, 2500 zł (co stanie się pewnie w okolicach wakacji), będę polecał ten telefon na prawo i lewo, wciskał go członkom rodziny i umieszczał w każdym zestawieniu polecanych smartfonów do tej sumy.

Dziś jednak radziłbym dobrze przemyśleć zakup. Tym bardziej, że tuż za rogiem jest LG G8, który według wszelkich przesłanek będzie lepszym smartfonem.

REKLAMA
LG V40 ThinQ class="wp-image-889630"

No chyba, że po prostu szukacie najlepszego smartfona do słuchania muzyki, bez względu na cenę – w tej sytuacji zwyczajnie nie da się przebić LG V40.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA