REKLAMA

Tak dyskonty ominą ustawę o markach własnych. Ekspert podsuwa 2 pomysły

Gdy tylko premier Morawiecki rzucił, że przydałoby się ograniczyć liczbę produktów opatrzonych marką własną dyskontów, było wiadomo, że ominięcie przepisów zajmie dosłownie chwilę. I tak w istocie jest.

Jak dyskonty ominą ustawę o markach własnych? Dwa pomysły
REKLAMA
REKLAMA

Koncepcja rządu, jak przystało na rzuconą ad hoc obietnicę, jest mocno ogólnikowa. Wiemy tylko, że premier chciałby ograniczyć liczbę produktów sprzedawanych przez dyskonty pod ich własnymi markami.

Skąd wiadomo, że propozycja została rzucona rolnikom bez większego zastanowienia? Gdyby Morawiecki wsłuchał się choć chwilę w głosy ekspertów wiedziałby, że możliwość dostarczania towaru pod marką własną dyskontu daje potężny zastrzyk gotówki mniejszym producentom. Takim, którzy nie mają wielkich budżetów marketingowych i nie stać ich na rozpychanie się łokciami ze swoim logotypem na sklepowych półkach.

Co więcej, marki własne to też (czasami jedyna) szansa na wejście na zagraniczne rynki. A taki eksport sieciowy w Polsce jest warto ok. 10 mld zł rocznie.

Zresztą w rozmowie z „Wiadomościami Handlowymi” Andrzej Faliński z Forum Dialogu Gospodarczego zwraca uwagę na jedną, ważną rzecz.

Nowe przepisy będzie bardzo łatwo obejść.

Rzeczywiście, szczególnie w tym pierwszy wypadku nietrudno sobie wyobrazić, że po określeniu limitów na marki własne dyskont zbiera producentów w większą grupę i tworzy markę wspólną zamiast własnej. Dzisiaj też pod jedną marką własną może czaić się kilku różnych dostawców. Zdarza się, że wodę opatrzoną tym samym znakiem dostarczają np. firmy z Polski i Chorwacji. Podobnie jest też ze „szczególny asortymentem”. O tym, że może istnieć Coca-Cola 1,75 litra, dowiedzieliśmy się przecież dopiero w momencie, gdy ta zaczęła dostarczać takie butelki do jednej z sieci sklepów. Czy tego chcemy czy nie, dyskonty mają dzisiaj świetną pozycję przetargową w rozmowach z dostawcami i mogą wymuszać na nich daleko idące kompromisy.

REKLAMA

Co stałoby się natomiast jeżeli premier uparłby się i wprowadził ograniczenia w życie? Być może kojarzycie gotowe zupy sprzedawane w plastikowych pojemniczkach przez Biedronkę? Portugalczycy wydali 30 mln zł, by postawić na Mazowszu fabrykę, która dostarcza im tylko ten jeden produkt.

Dzieje się tak dlatego, że czołowe dyskonty zarabiają nad Wisłą tyle, że spokojnie mogą inwestować we własne środki produkcji i machnąć ręką na polskich dostawców. Wspomniana Biedronka tylko w 2018 roku miała 850 mln zł zysku. Budowa własnych zakładów to dla niej żaden problem. Bo kto bogatemu zabroni?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA