Szef Huawei próbuje uspokoić nastroje, tymczasem kolejne ciosy padają z niespodziewanej strony
Naukowcy muszą być bardziej wolni od podejrzeń niż żona Cezara. Uniwersytet Oksfordzki zdecydował się nie przyjmować dopłat i pieniędzy na badania od Huawei. Firma staje się w Europie gorącym kartoflem, a na drugim końcu świata jej szef próbuje przekonać wszystkich, że nic złego się nie dzieje.
Huawei zbiera w Europie kolejne ciosy. Ten padł z niespodziewanej strony. Rzecznik Uniwersytetu Oksfordzkiego ogłosił, że nie będzie już brał pieniędzy na badania od chińskiego giganta. Tymczasem na konferencji prasowej w Shenzen Ren Zhengfei, CEO firmy, próbuje zaklinać rzeczywistość i zapewniać świat, że nie dzieje się nic złego.
Polska po aresztowaniach patrzy podejrzliwie na Huawei.
Polski rozdział tej historii zaczął się, gdy Weijing W., jeden z dyrektorów nadwiślańskiego oddziału Huaweia, i Piotr D., były oficer ABW, zostali aresztowani. Zarzucano im szpiegostwo na rzecz Chin.
Gdyby chodziło tylko o telefony, sprawa nie byłaby aż tak ekscytująca. Tu jednak chodzi o przyszłość całej telekomunikacji w Europie. Zapowiadana wszem wobec rewolucja 5G wydaje się nieunikniona, ale trzeba ją na czymś zbudować. Huawei jest nie tylko ogromnym producentem smartfonów, ale także, a może i przede wszystkim, dostarczycielem infrastruktury telekomunikacyjnej. Powstała w Warszawie sieć 5G od T-Mobile działa na sprzęcie Huawei. Na europejskim rynku infrastruktury telekomunikacyjnej chiński gigant posiada 30 proc. udziałów.
Ministerstwo Cyfryzacji zapowiedziało swoistą inwentaryzację infrastruktury komunikacyjnej w Polsce. Po jej zakończeniu wyda coś, co nazwa rekomendacjami ostrożnościowymi. Trudno na tym etapie rozszyfrować, co dokładnie to oznacza, ale Karol Okoński, pełnomocnik rządu ds. cyberbezpieczeństwa wspominał o możliwości wykluczenia Huaweia z udziału w rynku IT.
Gigant, który jeszcze niedawno bił rekordy sprzedaży, znalazł się na cenzurowanym nie tylko w Europie.
Z polskiej perspektywy może się wydawać, że chińska firma zupełnie nieoczekiwanie znalazła się w oku politycznego cyklonu. Z perspektywy globalnej taki obrót spraw dziwi znacznie mniej.
Stany Zjednoczone od dawna marszczyły nosek, słysząc hasła Huawei i Chiny. Firma raz za razem dostawała kosza od tamtejszych sieci komórkowych, które nie godziły się na włączenie jej sprzętów do ich oferty. Atmosferę, która i tak była już napięta z racji trwającej wojny ekonomicznej między Stanami Zjednoczonymi a Chinami, podgrzał artykuł Bloomberga.
Wynikało z niego, że Chińczycy infiltrują amerykańskie przedsiębiorstwa za pomocą chipów w płytach głównych wyprodukowanych przez firmę Super Micro Computer. Co prawda przedsiębiorstwa, które miały być infiltrowane, wszystkiemu zaprzeczyły, a nikt rewelacji Bloomberga nie potwierdził, ale informacja poszła w świat. Temperatura konfliktu na linii Stany Zjednoczone - Chiny wzrosła jeszcze trochę.
A co z Huaweiem? W końcu podmioty państwowe w Stanach Zjednoczonych dostały zakaz kupowania telefonów firmy. Ten sam zakaz obowiązuje zresztą teraz w Nowej Zelandii, Japonii i Australii. Czesi przez chwilę uznali firmę za zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, Norwegowie i Niemcy zaczynają coraz głośniej mówić, o tym, że mają wątpliwości, czy na pewno chcą swoje 5G stawiać z pomocą chińskiego giganta. Do chóru podejrzliwych nieśmiało dołącza także Wielka Brytania, ustami ministra obrony zapowiadając, że musi poważnie przemyśleć zaangażowanie tej firmy w rozwój sieci 5G.
Z tego samego kierunku padł nowy cios. Uniwersytet Oksfordzki od 8 stycznia przestał przyjmować od firmy pieniądze w formie dotacji i grantów na badania. To ważny moment, bo to głosów polityków, dołączył właśnie głos jednej z najbardziej prestiżowych uczelni na świecie. Naukowcy nie są znani z tego, że podejmują pochopne decyzje, choć trzeba pamiętać też, że nie funkcjonują w próżni, a finansowanie badań jest uzależnione od wpływów zewnętrznych.
Jak na zarzuty o to, że Huawei szpieguje, odpowiada sama firma?
W Polsce firma zwolniła aresztowanego pracownika, podkreślając, że jego działania nie miały związku z działalnością nadwiślańskiego oddziału giganta. Według oficjalnego oświadczenia Huawei, Wang Weijing wyleciał, bo naraził na szwank wizerunek korporacji.
Na świecie głos zabrał Ren Zhengfei, CEO firmy. Na zorganizowanej w Shenzhen konferencji pochwalił się wynikami Huawei, próbując przekonać opinię publiczną, że nie ma powodu do paniki, a gigant nie stoi na glinianych nogach. Szef firmy podkreślił, że podpisano 30 umów handlowych dla sieci 5G i dostarczono już 25 000 stacji bazowych. Brzmi to jak komunikat: Nie bójcie się, nie wszyscy od nas uciekają.
Nie obyło się też bez zapewnień, że firma jest niezależna od rządu i za priorytet stawia sobie cyberbezpieczeństwo i ochronę prywatności klientów. Problem polega na tym, że w to raczej nikt na słowo mu nie uwierzy.
Trudno zignorować fakt, że afery związane z Huawei wybuchają w trakcie wojny gospodarczej Chin ze Stanami Zjednoczonymi. W Polsce i w Europie zaczynamy przebudowywać lub planować przebudowę infrastruktury, która ma pomóc wprowadzić 5G. Gra toczy się więc i o bezpieczeństwo państwowe, i o ogromne pieniądze.
Nie pomaga fakt, że zarzuty dotyczą szpiegostwa, więc opinii publicznej do informacji jest mocno ograniczony i pewnie taki pozostanie. Na razie mnożą się pytania, a liczba odpowiedzi pozostaje rozczarowująco mała. Jedno jest pewne. Czekają nas ciekawe czasy.