Gdyby Face ID projektował Samsung, a wykonali ludzie z Apple, w końcu miałoby sens
Gdyby Face ID zaprojektował Samsung, a wykonali ludzie z Apple, dopiero wtedy mielibyśmy przyszłość, o której mówią moi koledzy.
Trudno mi powiedzieć, który system odblokowywania ekranu telefonu twarzą jest gorszy - w nowych iPhone'ach X (a może i XS - tych niestety jeszcze nie widziałem), czy w nowych Samsungach. Przychylam się do przewagi tych drugich, z prozaicznej przyczyny - tam wciąż jest alternatywa. Tam wciąż jest, dziwny bo dziwny, średni bo średni, ale odpowiednik Touch ID. Łapiesz telefon w dłoń i - parafrazując reklamy leków na potencję - jest gotowy do działania.
Moje zmagania z Face ID w iPhone X to na Spider's Web serial w odcinkach. Już po zapowiedzi telefonu wyrażałem moje zaniepokojenie, że tam trzeba będzie się trochę namachać, że odblokowany ekran wymaga jeszcze dodatkowego przeciągnięcia w górę. Koledzy z redakcji uspokajali, że skądże, że nie znam filozofii Apple'a (kupiony później iPhone X jest moim pierwszym iPhonem i zarazem oczywiście pierwszym iOS-em w życiu), że na pewno tak nie będzie. Okazało się jednak, że miałem rację. Face ID po odblokowaniu smartfona przenosi nas nie na pulpit, a na ekran blokady z zegarem i powiadomieniami. Dopiero dodatkowy ruch palcem przenosi nas do ikonek i niestety nie da się tego zrekonfigurować.
Moje kolejne problemy z Face ID pojawiły się, gdy już miałem iPhone'a w swoim ręku. Okazało się, że nie jest to niestety technologia aż tak strasznie doskonała. Ta scenka z reklamy z odblokowywaniem twarzą w basenie wcale nie przekłada się na rzeczywistość. Smartfon notorycznie nie rozpoznaje mnie, gdy leżę w łóżku, ma też ze mną problemy, gdy mam kilkudniowy zarost. Koledzy z redakcji niechętnie, ale potwierdzają, że są takie problemy, „choć rzadko”.
Face ID jest wolne.
To nie jest takie hop siup, ekran wprawdzie odblokowuje się w mgnieniu oka, ale rozwój technologii rozpieścił nas do tego stopnia, że mgnienie oka trwa dziś stanowczo za długo. Szczególnie połączenie tych dwóch cech dolega mi w sytuacji, gdy płacę w sklepie przy użyciu Apple Pay. Trwa to stanowczo za długo. Gdybym miał podać konkretną jednostkę czasu, to jest to jakieś 1,2 spojrzenia ekspedientki pt. „Panie, nie śpij”.
Z drugiej strony Samsung Galaxy S9+, którego wraz z Logitech Mx Master 2S (tzw. jesienny geek na bogatości) nabyłem przed kilkoma dniami drogą kupna. Włączyłem sobie to odblokowywanie twarzą, bo nie jest to niestety najbardziej fortunny z dotykowych paneli do odblokowywania (moim zdaniem najlepsze miała przez lata Xperia, odwrotnie proporcjonalnie do atrakcyjności samych telefonów).
I to samsungowe Face ID to jest to. Błyskawica. Po podniesieniu telefonu ze stołu patrzy na mnie i w dosłownie 0,3 spojrzenia ekspedientki przenosi dokładnie tam, gdzie trzeba - na ekran z ikonami. O tak pomyślane Face ID napisałem 27 felietonów.
Problem w tym, że pomysł jest dobry, ale gorzej z realizacją. Samsung jest w tej materii daleko za Apple. Ich czytnik gubi się przy lekkim uśmiechu w stylu Mona Lisy, a totalnym gamechangerem wykładającym proces odblokowania potrafią być dla niego założone okulary - takie optyczne, nawet nie przeciwsłoneczne. Nie mówiąc o tym, że odblokowywanie twarzą w wersji Samsungowej jest nieporównywalnie mniej bezpieczne od tej z Cupertino.
Wygląda więc na to, że na tę chwilę nie mamy obecnie rozwiązania odblokowującego telefon twarzą, które mógłbym uznać i polecić jako całkiem mnie satysfakcjonujące. Niewątpliwie jednak wizja Samsunga jest lepsza i pozostaje mieć nadzieję, że dzięki modzie tradycyjnie wykreowanej przez Apple, tę swoją innowację jednak kiedyś, teraz z dodatkowym bodźcem, dopracuje.