Po 7 latach z Androidem przerzuciłem się na iOS. Czy było warto?
Żeby pisać coś w miarę sensownego, ciekawego i wartościowego o telefonach niezbędne jest posiadanie perspektywy. Prawda jest taka, że i posiadacz Samsunga Corby gotowy jest twierdzić, że ma w dłoni dzieło sztuki, a ludzkość nie bez powodu lata w kosmos. Aż da mu się do ręki iPhone’a. Albo LG G6. Albo Xiaomi Mi6.
Jeszcze lepiej na zdolność postrzegania wpływa downgrade. Wróciłem ostatnio na moment do HTC 10. Ja się tym zachwycałem?! A jaka pikseloza!
Ja tę perspektywę staram się posiadać i głównie dlatego wypożyczam z redakcji Spider’s Web - na kilkanaście dni - nawet kilka telefonów rocznie. Chętnie bawię się średniopółkowcami w elektromarketach czy u znajomych. Ale w telefonie kolegi można sprawdzić aparat, nie da się natomiast poczuć ekosystemu. Z tego powodu, wprawdzie jako zadowolony posiadacz Androida, inwestując w moje blogerskie (i, nie oszukujmy się, geekowskie) ambicje, w 2017 roku kupiłem swojego pierwszego, prywatnego iPhone’a. Jakim telefonem jest iPhone X, napisałem w odrębnym tekście. A jakim, okiem debiutanta, systemem jest iOS?
Mój pierwszy iOS
Nie będę ukrywał, że nie przepadałem za iPhone’ami znajomych, nigdy za dobrze nie wychodziła mi ich obsługa. W Media Markt od stanowiska odchodziłem czasem nawet nieco zawstydzony, bo wszedłem gdzieś i nie umiałem znaleźć opcji cofnij. Wiedziałem, że to moja wina, a nie telefonów, ale na pewno takie wyobcowanie w świecie Apple nie zachęcało.
I rzeczywiście. To wyobcowanie dawało się we znaki podczas pierwszych przygód z iPhone'em X. Kilka pierwszych dni to były łzy w oczach i irytacja związana z nieobecnością przycisku wstecz. „Gesty, gesty, gesty!!!” - krzyczeli koledzy z redakcji Spider’s Web, a ja nie do końca byłem przekonany do gestów, z których tak po prawdzie nigdy nie korzystam - nawet te w MacBooku w sporej mierze zredukowałem do konfiguracji przycisków zewnętrznej myszki.
Wygląda jak Android. Ale na tym podobieństwa się kończą
Bez owych gestów iOS-a po prostu nie da się obsługiwać. To nie jest kwestia wyboru, gesty są integralnym elementem tego systemu. Żeby gdzieś wrócić trzeba przeciągnąć palcem od lewej krawędzi, co jest wspaniałe, wygodne i naturalne, choć przez kilka pierwszych dni zastanawiałem się, jak można było wypuścić na rynek system operacyjny bez logicznej opcji cofania. Ta opcja, ze strzałką wstecz, w Androidach jest intuicyjna. Teraz już rozumiem, że w iOS jest ona na jeszcze wyższym poziomie - podświadoma dla każdego, kto choć raz w życiu trzymał w ręku książkę.
Oczywiście nadal rodzi pewną frustrację, gdy trafi się producent aplikacji, który tego rozwiązania nie wdroży. Albo wdroży je niekonsekwentnie. Albo, gdy specyfika programu ewidentnie prosi się o inne rozwiązania. Straszny mam problem z aplikacją Twittera, która wprawdzie pod tym względem działa nieźle, ale chciałoby się, by pomiędzy ekranem głównego feeda, prywatnymi wiadomościami, wyszukiwaniem i powiadomieniami przełączać się przesuwając w bok (jak na Androidzie), tymczasem rozwiązania iOS wymuszają tutaj klikanie ikonek.
No właśnie. Gdy gesty są - jest dobrze. Gdy zaczyna ich brakować, bywa dziwnie. Szczególnie, że iPhone X jest bardzo długim telefonem i nie brakuje programów, które przyciski Gotowe oraz Anuluj umieszczają w górnych rogach. Teoretycznie niezbędne jest czasem użycie obu rąk, choć przyznam szczerze, że iOS, również za sprawą gestów, jest jednym z najbardziej jednoręcznych smartfonów na rynku. Trochę magii, smyranka u dołu ekranu i wszystko robi się jak trzeba, a ikonki zjeżdżają do właściwego poziomu.
Moim zdaniem aplikacja Slack odpalona na Androidzie i iOS w najprostszy sposób pokazuje, na czym polega zasadnicza różnica w sposobie obsługi obu systemów. Generalnie nawigacja w iOS jest kompletnie inna, niż ma to miejsce w Androidzie. Tym samym, mimo ogólnych podobieństw wizualnych, trafiamy na system, który obsługuje się w kompletnie inny sposób. Z iOS jest trochę jak z grą na instrumencie muzycznym - im więcej czasu mu poświęcimy, tym więcej nam odda z powrotem. Odkrywanie jego patentów to rozrywka sama w sobie.
Wszystko inaczej
iOS jest ze mną od mniej więcej miesiąca i - z krótką przerwą - poświęcam mu sporo uwagi, a i tak mam wrażenie, że sporo jeszcze przede mną. Dosłownie robiąc screeny do tego artykułu odkryłem, że dłuższe przytrzymanie funkcji w wysuwanym z góry menu podstawowych opcji, otwiera przede mną nowe możliwości.
Od Androida iOS odróżnia też sposób obsługi tego urządzenia w aspekcie zarządzania systemem. Androidowcy, pomijając ekspertów od technologii, raczej rzadko zaglądają do sekcji „ustawienia”. Na iOS telefonem z tego pułapu operuje się wręcz regularnie, ponieważ bez Ustawień nie zmienimy nawet tapety (a przynajmniej nie zrobimy tego w standardowy dla androidowca sposób, intensywnie dotykając pulpit). Za to aplikacje kasuje się bezpośrednio z poziomu pulpitu.
To jest też generalnie ogromny szok dla androidowca, że w iPhonie tak trudno jest sensownie pogrupować programy. Ot, ikonki ustawiają się od lewego górnego rogu po kolei, jedyna możliwość jakiegoś manewrowania nimi to przesuwanie ich na dodatkowe pulpity. Nie jestem pewien czy to najbardziej wygodne rozwiązanie, biorąc pod uwagę, że najważniejsze programy powinny być pod „kciukiem”, ale tak już jest i ja do tej pory zmieniać się tego nie nauczyłem.
Pięknie jest
Z tego też względu, choć to może mało istotne dla was, bardzo trudno jest dobrać dobrą tapetę dla iOS-a (zwolennicy serwisów technologicznych, w których brodacze we flanelowych koszulach skręcają z bułki tartej płytę główną, pewnie właśnie w tym momencie tekstu zwymiotowali... po raz czwarty). 99 proc. wypróbowywanych przeze mnie tapet wygląda po prostu źle. Nie za dobrze prezentują się nawet te, które proponuje nam samo Apple w tej konkretnej edycji systemu. Po wielu próbach coś tam sobie znalazłem, jakieś bokehy i rozmycia, które jako tako nie naruszają czytelności ikon, ale mam wrażenie, że na Androidzie łatwiej było o higienę pulpitu i aplikacji.
Na Androidzie z widgetów korzystałem tylko po to, by stwierdzić, że są bezużyteczne. Te widgety na iOS też nie robią szału, chociaż czasem przypadkiem rzucę na nie okiem, bo fakt faktem, że całkiem nieźle integrują się z aplikacjami mojego komputera i wpisywanymi tam danymi. Nadal nie udało mi się jednak wyrobić nawyku korzystania z nich, to raczej dzieło przypadku. Dostrzegam jednak potencjał.
Ogólnie integracja z macOS jest dość mocnym atutem iOS-a. Tutaj wiele rzeczy jest dość dobrze pomyślanych pod kątem jedności z komputerami Apple, przesyłanie danych jest szybkie, intuicyjne, niemalże automatyczne. Jak zapewne wiecie, bo sugerowałem to parę razy w moich tekstach, nie jestem przesadnie zadowolony z zakupu MacBooka (ale też nie jestem z tego powodu załamany - po prostu liczba zalet i wad się równoważą, choć w internecie mnie okłamywano, że od teraz moje życie będzie wyłącznie lepsze). iPhone niewątpliwie wzmacnia listę zalet tego urządzenia i uczy go pożytecznych sztuczek.
Muszę przyznać, że ogólnie system jest bardzo dobrze przemyślany i bardzo ładny. Przypomina mi nieco lepszą, bardziej spójną odsłonę Androida według Samsunga, który zawsze był moim ulubionym pomysłem na system operacyjny Google'a. Nie mam większych problemów z jego ograniczeniami, bo i sam jestem użytkownikiem dość ograniczonym. Lubiłem, jak Android przepisywał mi SMS-y weryfikacyjne, czego iOS nie robi - podobno tak jest bezpieczniej. Brakuje mi też aplikacji ACR do nagrywania rozmów telefonicznych. Teraz muszę moich rozmówców słuchać i nie mogę zbierać kwitów na baranów od Forexu, którzy wydzwaniają przynajmniej raz w tygodniu...
Wydaje mi się też, choć nie mam porównania, że iOS wyszedł obronną ręką ze zmian w designie telefonów Apple. Gesty imitujące przycisk fizyczny od blisko dekady dostępny u spodu wyświetlacza są kapitalne i weszły mi w skórę do tego stopnia, że po innych telefonach cały czas teraz szuram u podstawy ekranu w nadziei, że urządzenie zachowa się tak, jak nakazywałaby logika.
Aplikacje na iOS są mniej stabilne
To prawda, iOS działa bardzo płynnie, wspaniale się na nim odpala gry i programy. Ale nie jest to system idealny i pod względem niezawodności widzę go mniej więcej na poziomie Android 7.0 z topowego telefonu. O ile system wydaje mi się stabilniejszy (chociaż wczoraj telefon sam mi się wyłączył), tak wydaje mi się, że oprogramowanie producentów aplikacji jest stabilniejsze na Androidzie. Tak, dla wielu może się to wydawać nie do pomyślenia, ale niejako potwierdza to moją forsowaną od paru miesięcy tezę, że Android wygrał. Przez swoją masowość, powszechność i ogólnodostępność powoli zaczyna wyrastać na lidera, z którym w pierwszej kolejności liczą się producenci aplikacji. To na iOS częściej się zawieszają lub wyłączają.
Dotyk czułości
iOS oraz Android w kompletnie inny sposób reagują na dotyk. To też jeden z aspektów, który po 7 latach z Androidem może być źródłem wielu problemów przy przesiadce na iOS. System Apple oczekuje od nas zdecydowanie większej precyzji. Zielony roboty rozleniwił mnie, przyzwyczaił do tego, że gdzie nie pacnę, tam on się domyśli o co mi chodziło. W iOS to nie przejdzie, jeśli w okienku wyszukiwania jest malutki krzyżyk to mamy trafić w ten krzyżyk.
Nie wiem sam co o tym myśleć. Oczywiście z biegiem czasu już się trochę do tego przyzwyczaiłem i trafiam zdecydowanie częściej, ale ten problem występuje. Przyglądam się ostatnio ludziom obsługującym iPhone’a w moim otoczeniu i oni często po kilka razy pacają te krzyżyki, aż im się uda. Nie frustrują się, bo dla nich to naturalne, ale androidowiec byłby ugotowany.
Z drugiej strony prawdopodobnie za sprawą tak bardzo wymagającego precyzji ekranu, klawiatura na iOS to prawdziwa rozkosz. Nigdy jeszcze nie pisałem na telefonie tak chętnie, tak szybko, a w połączeniu z arcygenialnym słownikiem - Android takiego nie ma - pisze się na telefonie niemal bezbłędnie. Niestety, zaczynają mnie boleć od tego pisania kciuki (to choroba cywilizacyjna naszego wieku, znam ludzi, którzy leczą się na kciukową smartfonozę) i chyba będę musiał się przerzucić na jedną z klawiatur typu swype.
Safari jak Internet Explorer
Ktoś z redakcji Spider’s Web powiedział, że Safari na iOS jest jak Internet Explorer na Windows Phone. A musicie wiedzieć, że Internet Explorer na Windows Phone był najlepszą przeglądarką w dziejach smartfonów.
I wiele się ten ktoś nie pomylił. Safari jest szybkie, ładne, genialnie się je obsługuje, jako jedyne na smartfonach robi realny i praktyczny użytek z favicon, a do tego integruje się z przeglądarką Chrome na macOS (Safari na komputerach mnie do siebie nie przekonało).
Aplikacje Apple
Aplikacje Apple wykorzystuję wybiórczo. Zdarzają się tutaj takie absurdy jak kalkulator, który się myli, jeśli się spieszymy. Dowiedziałem się o tym dopiero wczoraj, więc dzisiaj spędzę dzień na sprawdzaniu, czy aby popłaciłem dobre podatki za listopad...
Nie jestem przekonany do aplikacji budzika, dla androidowca uosabia wszystkie możliwe koszmary z jakimi można się zmierzyć na iOS. Brakuje mu na przykład fajnego, choć zawsze dobijającego powiadomienia o tym, ile snu nam zostało. Budzik zawsze ustawiam ostatkiem sił, tuż przed pójściem spać, a tutaj trzeba się trochę naklikać, znaleźć osobne pole edycji godziny, dopiero potem ją edytować. To niby drobiazg, ale podobno Apple drobiazgami stoi, apka budzika jest jakieś sto lat za dowolnym Androidem, a ja się rozbudzam i frustruję zanim nastawię pobudkę.
Fenomenalna jest natomiast aplikacja do zdjęć, która sprawia, że nawet nudne życie zaczyna wyglądać na pasjonujące. Grupuje moje albumy, dodaje im fancy fonty na okładkach, to jest naprawdę fajne.
Lubię iOS
Nie potrafię powiedzieć czy iOS jest lepszy od Androida. Na pewno jest dobry. Ma wiele bardzo fajnych pomysłów, działa płynnie, wygląda nieźle. Czuję się w nim dobrze. Poznaję to po tym, że prócz odczytywania powiadomień i okazjonalnego robienia zdjęć, czasem wolę spędzać czas w smartfonie, niż przy komputerze. Ostatnim razem miałem tak przy Samsungu Galaxy S6. Pozostałych kilka(naście?) telefonów po drodze w ogóle nie kusiło mnie do grania w mobilne gry czy odpalania seriali na małym ekranie. Były do pracy.
Jestem na smartfonie Apple szczęśliwy, dobrze mi się z nim pracuje i dobrze spędza czas wolny.
Znajomi applowcy mówią, że "iPhone'a - można, MacBook - trzeba". Ja osobiście mam zupełnie inne odczucia. To iPhone jest moim ulubionym urządzeniem ze stajni Apple i jeśli już, to właśnie on nadaje nieco sensu MacBookowi.
Z całą jednak pewnością należy patrzeć na niego w szerszym kontekście, jakim jest na przykład cena tego urządzenia. iOS w swojej najlepszej obecnie wersji kosztuje minimum 5000 zł nie oferując w zasadzie niczego, czego nie da wam Android 7.1 zainstalowany na Samsungu Galaxy S8 za - jak dobrze poszukacie - 2200 zł. Uważam więc, że choć iOS jest wyśmienitym systemem operacyjnym, to jednak przesiadka w 2017 roku nie będzie umotywowana niczym więcej, jak tylko bardzo drogim w skutkach kaprysem.
Ale czy w kaprysach jest coś złego? W końcu od sprawiania nam przyjemności są technologie, choć czasem zdajemy się o tym zapominać.