REKLAMA

Biednemu zawsze wiatr w oczy. Dlaczego ceny prądu w Polsce będą największe w całej Europie?

Jeżeli teraz kreślisz swój domowy budżet na następny rok, zatrzymaj się. Wyliczenia nie do końca mają sens. Główna korekta dotyczyć będzie cen za energię, które - jak wskazują analitycy - mają mocno poszybować w górę. Na tyle mocno, że w Europie za prąd zapłacimy najwięcej.

12.10.2018 09.15
Ceny za prąd już po nowelizacji Sejmu
REKLAMA
REKLAMA

Czeka nas energetyczny i cenowy armagedon. Hurtowe podwyżki cen prądu dotkną każdego z nas. Jeżeli w to wątpicie, zerknijcie na wartości tych planowanych wzrostów dla kilku placówek w województwie śląskim. Zdecydowanie przoduje w tym zestawieniu Muzeum Śląskie w Katowicach, gdzie za prąd w 2019 i 2020 w sumie trzeba będzie zapłacić o ponad 2,5 mln zł więcej.

Znany w całej Polsce Zespół Pieśni i Tańca wydać na energię ma ponad 212 tys. zł więcej niż do tej pory. O 100 tys. zł większy rachunek ma mieć Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach, o ponad 170 tys. w przypadku Teatru Rozrywki w Chorzowie i o przeszło 120 tys. zł dla Filharmonii Śląskiej. Prawie 185 tys. zł więcej zapłacić ma Instytucja Filmowa “Silesia - Film” w Katowicach.

Związek Przedsiębiorców i Pracodawców alarmuje, że już teraz najwięksi przedsiębiorcy płacą u nas za prąd dużo więcej niż ich odpowiednicy w Europie. A zdaniem ZPiP ma być tylko gorzej w następnych latach. Tak naprawdę już jest. Przecież cena za energię w hurcie jest teraz wyższa o kilkadziesiąt procent niż rok temu. Cena dostawy na następny dzień (BASE) urosła ponad 60 proc. r/r, a cena z dostawą na następny rok (BASE_Y–19) o 71,5 proc.

Prąd jak masło? Ale o co chodzi?

Tak ogromne podwyżki będą miały wpływ nie tylko na budżety największych przedsiębiorstw, ale też na każdego z nas. Jeżeli właściciela piekarni światło będzie kosztować drożej, to za jego bułkę w piekarni też zapłacimy więcej. Bardzo proste i oczywiste przełożenie. Co gorsza: energetyczne podwyżki bez problemu mogą przelać się na inne dziedziny życia, przez co obojętnie gdzie będziemy - lepiej mieć przy sobie grubszy portfel niż teraz.

Nie tak dawno byliśmy świadkami falowych podwyżek cen masła. Mówiło się o zmowie producentów, kłopotach rolniczych m.in. w Hiszpanii. Tak czy inaczej ciągle dzisiaj - nie patrząc na incydentalne promocje - znalezienie kostki poniżej 6 zł graniczy z cudem. A przecież rok temu z okładem bez problemu płaciliśmy poniżej 5 zł. I teraz podobny, tajemniczy mechanizm ma wywindować z kolei ceny prądu?

Winna jest cena węgla i reforma handlu emisjami.

Winnych raczej widać z daleka. Pierwszy, to reforma europejskiego systemu handlu emisjami. Spowoduje, że w przyszłym roku zmniejszy się ilość dostępnych w aukcjach uprawnień CO2. W ciągu roku cena pozwolenia urosła z 6 do 25 euro. Jednym z głównych celów tej regulacji jest ograniczenie emisji gazów cieplarnianych w UE do 2030 r. o co najmniej 40 proc. (w porównaniu z poziomami z 1990 r.).

Drugi winny to węgiel - surowiec, który jest fundamentem naszej gospodarki. I kiedy dochodzi do wahań jego cen na światowych rynkach, dostajemy zawsze rykoszetem. Tak jest też teraz. We wrześniu za tonę czarnego diamentu trzeba było płacić już ponad 100 dolarów. To ponad 11 procentowy wzrost patrząc rok do roku.

Do tych elementów dochodzi jeszcze jeden: energetyczna infrastruktura w Polsce, często doskonale pamiętająca czasy PRL, jest w kiepskim stanie. Jej modernizacja to dziesiątki miliardów złotych. Trudno dzisiaj szacować, kiedy budżet byłby w stanie udźwignąć taki ciężar. Ale może okazać się, że remont jest konieczny. Bo bez niezbędnych prac mogą pojawić się kłopoty.

Szacuje się, że w ciągu najbliższych 10–12 lat nasze zapotrzebowanie na energię wzrośnie z 26 do 33 gigawatów. To oznacza konieczną zwyżkę wydajności, której liczące sobie nawet 60 lat i więcej instalacje mogą nie udźwignąć. Wtedy przy płomieniu świecy przyjdzie tęsknić za prądem. Nawet tak drogim.

Rząd chce dokładać do rachunków za prąd?

W wywiadzie dla “Rzeczpospolitej” minister energii Krzysztof Tchórzewski stwierdził, że jak najbardziej jest świadom problemów związanych z tak drastycznymi podwyżkami cen prądu. Obiecał jednocześnie uruchomienie przez rząd specjalnego programu socjalnego, który miałby zrekompensować droższą energię. Na razie resort rozważa dwie formy wsparcia.

REKLAMA

Pierwsza to dodatek pieniężny lub ulga podatkowa. Potrzebne na to fundusze miałyby pochodzić ze sprzedaży praw do emisji CO2. Wg ministerialnych urzędników to może być w sumie 5,4 mld zł. Inny pomysł mówi o uldze podatkowej, która nie byłaby traktowana jako pomoc publiczną. By wskazać powiązania ulgi z działalnością sprzedawców energii - niezbędna byłaby nowelizacja prawa energetycznego.

Na razie przyszłe rekompensaty to miraż. W odróżnieniu od bardzo realnych podwyżek cen prądu.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA