Na Gamescom warto było pojechać dla jednego stoiska. Blizzard pozamiatał - ich wystawa nie miała sobie równych
Na targach Gamescom było wiele pięknych i efektownych pawilonów. W strefie Battlefielda znalazł się drugowojenny samolot. Stoisko Assassin’s Creed Odyssey było ozdobione imitacjami antycznych rzeźb. Do gry Fallout 76 prowadził najprawdziwszy właz Krypty. Jednak żadna strefa nie mogła się równać z tym, co przygotował Blizzard.
Stoisko Blizzarda było gigantyczne. Zajmowało większość przestrzeni siódmej hali kompleksu Koelnmesse. Mogę się mylić, ale wydaje się, ża żaden inny wystawca nie wynajął aż tyle powierzchni. Swoją strefę Blizzard podzielił na sześć tematycznych obszarów nawiązujących do gier Hearthstone, World of Warcraft, Diablo III, Overwatch, StarCraft II oraz Heroes of the Storm. Jeśli jesteście ciekawi, co zrobiło na mnie takie wrażenie, zapraszam do spaceru po strefie Blizzarda.
Przejdziemy się po wszystkich strefach tematycznych dostępnych dla odwiedzających Gamescom 2018. Postaram się pokazać wam najlepsze i najciekawsze atrakcje.
Wycieczkę rozpoczynamy od fundamentalnego pytania: Przymierze czy Horda?
Oczywiście, że horda. Wybierając stronę konfliktu decydujemy o tym, w jaką zawartość World of Warcraft: Battle for Azeroth zagramy na Gamescom 2018. Samotnicy będą mogli przejść bitwę o Lordareon, otwierającą dodatek, z kolei miłośnicy gry drużynowej wspólnie odkryją nową wyspę pełną skarbów.
Po bitwie o Azeroth gracz idzie przed siebie, trafiając do ciekawego namiotu.
Nie ma tutaj stanowisk z grą, ale dominuje za to piękna sceneria. Fioletowe namioty wyglądają jak żywcem wyjęte ze świata World of Warcraft. Można się poczuć jak wewnątrz popularnej gry MMORPG. Miejsce ocieka klimatem, który potęguje przywiązanie do drobnych detali oraz szczegółów. Nawet wiązania materiałów są dokładnie takie jak w grze wideo!
Wewnątrz namiotu można potwierdzić przynależność do Hordy lub Przymierza.
W zależności od wyboru gościa, specjaliści w fioletowym namiocie nanoszą na skórę inny tatuaż. Oczywiście tymczasowy, bezbolesny i jak najbardziej możliwy do usunięcia. W ten sposób przez całe targi nikt nie pomyli cię z tymi cieniasami z Przymierza, którzy właśnie dali sobie spalić stolicę nocnych elfów. For the Horde! Wakanda Forever!?
W namiocie obok czarownica wróży z kart, przepowiadając przyszłość.
Niestety, nie było mi dane poznać mojego przeznaczenia. By skorzystać z usług (nie tak wcale odrażającej) wiedźmy, wcześniej musiałem przejść fragment World of Warcraft: Battle for Azeroth. Nie miałem na to czasu. Zostałem więc wyrzucony z jej namiotu. Najprawdopodobniej z jakąś klątwą nad głową. Albo i trzema. No chyba, że czarownica mamrotała po prostu po niemiecku...
Uciekając przed mroczną magią, dotarłem do strefy Overwatcha. Gorąco tutaj!
Blizzard promował na Gamescom nową zawartość do gry, powiązaną tematycznie z upalnym latem, wypoczynkiem, plażą oraz pływaniem. Dlatego w w srtefie Overwatcha pełno było gadżetów nawiązujących do wakacyjnych hobby bohaterów, którzy na co dzień ratują świat przed zagrożeniami (oraz kłócą się o to, kto ma pchać payload na mapach wieloosobowych).
W centrum wakacyjnej strefy znajdowała się nadmorska chatka, do której ciągnęły tłumy.
Za nią znajdowały się stanowiska z grą na komputerach osobistych. Odwiedzający, którzy mieli ochotę na szybki mecz (albo i pięć) w Overwatcha mogli tutaj odpocząć i sprawdzić swoje umiejętności. Mnie jednak bardziej interesowało, co znajduje się pod zadaszeniem złożonym ze słomy. Stanąłem więc w kolejce i grzecznie czekałem na swoją kolej.
Okazało się, że pod zadaszeniem również trwa proces tatuowania fanów gier Blizzarda.
Tym razem motywym przewodnim były logotypy powiązane z grą Overwatch. Fani mogli wybrać jeden z kilknastu wzorów, a także miejsce, w którym pojawi się tatuaż. Oczywiście proces był bezbolesny i w pełni odwracalny. Doszedłem do wniosku, że maska Repaera będzie się dobrze komponować z symbolem Hordy. Jak szaleć to szaleć, tylko Bóg może mnie sądzić.
Na wyjściu ze strefy Overwatcha dostałem malutki bilet, który mogłem wykorzystać nieopodal.
Już poza właściwą strefą poświęconą sieciowej strzelaninie znajdował się automat z pluszakami. Nie byle jakimi, ponieważ ulubionymi przytulasami bohaterki D.ivy. Spróbowałem szczęścia. Niestety, klątwa czarownicy z fioletowego namiotu dała o sobie znać, Mechaniczna dłoń nie wyłowiła dla mnie żadnej nagrody, a ja zostałem odprawiony z kwitkiem.
Smutny i rozczarowany, połączyłem się w bólu z zapomnianym weteranem kosmicznych wojen.
Gigantyczny Space Marine wyglądał imponująco, ale nie cieszył się wielkim zainteresowaniem graczy. Trudno się temu dziwić. StarCraft II okres swojej komercyjnej świetności ma już dawno za sobą. Chociaż RTS wciąż jest jedną z częściej rozgrywanych gier e-sportowych, strategia nie wzbudza już tylu emicji co kiedyś. Doskonale było to widać właśnie na Gamescom 2018.
Za rogiem czekała kolejna atrakcja. Diablo III na Nintendo Switch dostało osobną sekcję.
Do tego bardzo, bardzo klimatyczną. Wszędzie jarzyły się posępne, zielone światełka. Było złowieszczo i stylowo. No i odwiedzający mogli się pozuć niezwykle komfortowo, bo sofy i fotele zorganizowane przez Blizzard były tak wygodne, że nie chciało się stąd wychodzić. Zwłaszcza, gdy znalazło się kompana chętnego do kooperacyjnej rozgrywki przed jednym telewizorem.
Diablo III na Switchu przeszło moje oczekiwania, jeżeli chodzi o płynność rozgrywki.
Popularny hack’n’slash działa w 60 klatkach na sekundę, co jest niemiałym osiągnięciem. Oczywiście tak wysoka płynność musiała zostać osiągnięta przy wielkich kompromisach. Na okultystycznym ołtarzu ofiarnym złożono m. in. rozdzielczość. Grając w trybie mobilnym Diablo działa w standardzie 520p. To więcej pikseli niż wyświetla np. PS Vita, ale niewiele więcej.
Jednak co do samego sterowania i komfortu rozgrywki - jest dobrze. Zaskakująco dobrze.
Spodziewałem się, że Diablo III w trybie mobilnym będzie niewygodne, nieczytelne i niegrywalne. Interfejs faktycznie mógłby być nieco większy, ale po kilku chwilach z grą zapomina się, że w dłoniach trzyma się tablet. Łatwo wsiąknąć w klimat lochów i demonów. Już nie mogę się doczekać, kiedy zainstaluję tę grę na własnej karcie microSD. Tymczasem ruszamy dalej!
Idąc do najefektowniejszej strefy Blizzarda, mijam stanowisko Heroes of the Storm.
Mierząc siłę gry rozmachem jej stanowiska, można by sądzić, że wydawca spisał już Heroes of the Storm na straty. Strefa tej MOBY była mała, ciasna, na uboczu, do tego pozbawiona jakichkolwiek atrakcji. Mimo tego nie brakowało śmiałków, którzy chcieli rozegrać meczyk w przerwie od zwiedzania kolejnych pawilonów.
W końcu dotarłem do mojego ulubionego miejsca w hali nr siedem - strefy Hearthstone.
Obszar na którym reklamuje się grę karcianą był niezwykle swojski. Blizzard postanowił, że odwzoruje wnętrze klimatycznej karczmy siłą wyjętej ze świata fantasy. Oczywiście na tyle, na ile jest to możliwe biorąc pod uwagę warunki panujące w Koelnmesse, masowy charakter imprezy oraz przepisy dotyczące bezpieczeństwa.
W strefie Hearthstone gracze zrzucali ciężkie plecaki i odpoczywali przy rundce gry karcianej
„Karczma“ pełna była drewnianych elementów takich jak stoły, ławy, krzesła, a nawet beczki. Taki wystrój ciekawie kontrastował z nowoczesnymi urządzeniami, na których uruchomiony był Hearthstone. Tutaj widzimy na przykład hybrydowe Surface GO od Microsoftu.
Mnie najbardziej urzekło przywiązanie do jak najmniejszych detali. Scenografia na medal.
W karczmie Hearthstone pełno było klimatycznych rekwizytów. Sztuczne udka w drewnianych misach, długie świece, skrzynie, monety, skóry, kufle i butelki, nawet haftowane elementy z emblematami gry - absolutna pierwsza liga dekoracji. Każdy metr kwadratowy strefy to klasa sama w sobie.
Na osobną wzmiankę zasługuje centralne palenisko, które zostało stworzone w pomysłowy sposób.
Co oczywiste, w Koelnmesse nie można rozpalić wielkiego ogniska. Zwłaszcza podczas imprezy masowej, gdy połowa elementów otoczenia jest drewniana. Dlatego Blizzard osiągnął efekt ognia za pomocą podświetlanych od dołu płacht materiału, poruszających się pod wpływem zamontowanych na dole wentylatorów. Efekt końcowy był zachwycający, chociaż niestety trudny do uchwycenia na statycznym zdjęciu. Dlatego tutaj możecie zobaczyć krótki film.