Nie o takiego Fallouta 76 nic nie robiłem. Pokaz rozgrywki tylko pogłębił moje obawy
Im bliżej premiery, tym coraz skrajniejsze emocje budzi we mnie Fallout 76. Prezentacja na Gamescom 2018 bynajmniej nie rozwiała moich wątpliwości, ale jeden z pomysłów szalenie mi się spodobał.
Fallout 76 został zaprezentowany w Los Angeles podczas E3 2018 i wielu fanom, w tym wyżej podpisanemu, zrzedła mina. Bethesda postawiła na produkcję przede wszystkim wieloosobową, która będzie zachęcać graczy do wspólnego zwiedzania oraz odbudowywania nuklearnych pustkowi.
Od tego czasu pojawiło się sporo materiałów wideo, które przekonują, że warto czekać na tę grę. Podczas targów Gamescom 2018 udałem się na pokaz rozgrywki za zamkniętymi drzwiami z nadzieją, że zarejestrowany wcześniej gameplay z komentarzem rozwieje moje wątpliwości. Tak się jednak nie stało.
Fallout 76 budzi we mnie naprawdę mieszane uczucia.
Pierwsze dwie części to gry mojej młodości, na których nauczyłem się podstaw języka angielskiego. Poszukując waterchipa jako wysłannik Krypty 13, prowadziłem masę dialogów z postaciami niezależnymi. Ponieważ o internecie wtedy w Polsce mało kto słyszał, siedziałem przy komputerze z nosem w papierowych słownikach, byle tylko zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.
Dialogi i questy były wtedy nie mniej istotne, niż mechanika turowej walki w rzucie izometrycznym i genialny system rozwoju postaci SPECIAL. Co prawda ścieżki audio nagrano tylko w przypadku kilku najistotniejszych NPC-ów, ale wyobraźnia robiła swoje nawet przy kwestiach tekstowych. Ten świat aż chciało się chłonąć, a czytanie kolejnych linijek było prawdziwą frajdą.
Kolejne odsłony, które dodały do warstwy mechaniki trzeci wymiar, spłyciły system dialogów.
Wraz z każdą kolejną częścią system rozmów był coraz mniej rozbudowany. Po zapowiedzi nowej gry pojawiły się nawet w sieci żarty, że kolejna odsłona uprości dialogi do cna, a gracze będą porozumiewać się z bohaterami niezależnymi poprzez wybieranie nie słów-kluczy, a emotikon z listy. I ku mojej zgrozie na pokazie Fallout 76 zobaczyłem właśnie coś takiego.
Co prawda był to element trybu wieloosobowego służący do komunikacji niewerbalnej z innymi graczami, a emotek było więcej niż sześć, ale i tak zrzedła mi mina. To całkowite odejście od korzeni serii. Fallout 76 jawi mi się bardziej jak trójwymiarowy spin-off, z generowanymi proceduralnie zadaniami a la Fallout Shelter, niż bezpośrednia kontynuacja Fallout 4.
Co mnie niezwykle boli, bo wprost uwielbiam to niepoprawne uniwersum.
Fallout to wizja retroprzyszłości, w której amerykańskie społeczeństwo przedstawiono w krzywym zwierciadle. Futurystyczne technologie przenikają się ze stylem życia z lat 60. ubiegłego wieku, co jest nietypową mieszanką. Przez lata udało się stworzyć uniwersum, które żyje własnym (zmutowanym) życiem. Które do teraz pozostaje ciekawe, świeże, nowatorskie.
Seria do tego zawsze balansowała na granicy autoparodii. Niestety w przypadku Fallout 76 mam wrażenie, że to poszło za daleko. Kolejne spoty reklamowe, które udają materiały reklamowe przygotowane z myślą o mieszkańcach tego wyjątkowego schronu, są zbyt pastiszowe. Brakuje im subtelności, a żarty w zbyt skondensowanej formie nie śmieszą, a nużą.
Do tego gra wygląda… bardzo podobnie do poprzednich części.
Nie przeczę, że na pustkowiach w Fallout 4 spędziłem ponad 100 godzin, ale obiektywnie była to mocno średnia gra. Na starym silniku, z mało wygodnym systemem walki i dodanym na siłę craftingiem dla masochistów. Położył się na niej (a także wielu innych erpegach z tego okresu) cieniem polski Wiedźmin 3: Dziki Gon, który pokazał, jak połączyć open worlda z piękną oprawą.
Fallout 76 zdaje się powielać błędy poprzednika i nie wygląda zjawiskowo. Interfejs jest bliźniaczy do tego, który wprowadził Fallout 3 dekadę temu. Dzięki systemowi VATS dało się w miarę sprawnie prowadzić wymianę ognia, ale jako FPS-y Fallouty kuleją od samego początku. I to jedna z moich największych obaw - czy dynamiczna walka online będzie dawać frajdę?
Bethesda miała jednak świetny pomysł na połączenie trybów PvE i PvP.
W produkcji online niewiadomą są nie tyle mechanika, co inni żywi ludzie. Potrafią napsuć krwi bardziej niż głupie bugi i nawet koncertowo spaprany interfejs. W przypadku Fallout 76 gracze będą zachęcani, by współpracować podczas przemierzania pustkowi, ale może się zdarzyć, że inny gracz na dzień dobry przestrzeli nam nerkę. Tak z czystej złośliwości.
Twórcy gry postanowili z osób, które będą psuć zabawę innym strzałami w plecy, zrobić… element mechaniki. Nie przewidziano nagród za zabicie innego gracza, a w dodatku morderca zostanie podświetlony na mapie innych bywalców danego serwera. Można dokonać wtedy zemsty na swoim oprawcy. Do tego za upolowanie kogoś, kto zabił innego gracza, są nagrody. Świetny pomysł!
Mam jednak nadal wątpliwości, czy ten online’owy twór mi się spodoba.
Na pokazie kilka razy mocniej zabiło mi serducho. Seria ma niepowtarzalny klimat, a do tego cały Gamescom 2018 był pełen klimatycznych dekoracji nawiązujących do tej produkcji. Budowało to we mnie podświadomie hype, który był podkręcany przez najlepsze momenty prezentacji.
Niestety na chwilę obecną więcej z zaprezentowanych dotychczas elementów mechaniki mnie niepokoi, niż cieszy. Z pewnością będę jednak śledził dalsze zapowiedzi, czekam na betę i w listopadzie zamelduję się przy wyjściu z krypty, by wspólnie z innymi straceńcami budować (i wysadzać minigłowicami) świat.
W końcu Fallout 4 obiektywnie był naprawdę średnią grą, ale charakterystyczny klimat wystarczył, bym przymknął oko na wszelkie niedociągnięcia i świetnie się bawić. Kto wie, może tym razem będzie podobnie? Gorąco na to liczę, aczkolwiek nadziei wielkich sobie nie robię.