Twitter nareszcie zniesie swoje najbardziej irytujące ograniczenie
Jeśli wierzyć doniesieniom serwisu Bloomberg, sprawdzone źródło wewnątrz Twittera zapewnia, iż w najbliższych tygodniach serwis zniesie jedno z bardziej irytujących ograniczeń.
Tym, co czyni Twittera wyjątkowym na tle innych serwisów społecznościowych, jest zwięzła forma jego przekazu. 140 znaków i koniec. Niestety, do tych 140 znaków Twitter w tej chwili dolicza także odnośniki (zajmujące 23 znaki, nawet jeśli podane są w skróconej formie) oraz obrazy (które odejmują 15 znaków z dostępnej puli). Co przy całej lakoniczności przekazu w serwisie jest dość silnie irytujące.
Na szczęście ma się to zmienić, a Twitter przestanie zaliczać linki i obrazy do 140 znakowego limitu.
Co oczywiście jest zmianą na lepsze. Przynajmniej pozornie.
Według źródeł Bloomberga ma to być kolejny krok, aby dać użytkownikom serwisu więcej swobody, bo ci i tak znajdują różne sposoby na to, żeby obejść narzucane przez serwis limity, chociażby poprzez wklejanie zrzutów ekranu zawierających więcej treści, niż dopuszczalne 140 znaków. Usunięcie z limitu odnośników i obrazków ma sprawić, że użytkownicy chętniej będą załączać media do swoich tweetów, a jednocześnie pozwoli Twitterowi zachować swój “skondensowany” charakter. Na razie.
Wygląda na to, że ta decyzja to taki przystanek przed prawdziwym trzęsieniem ziemi, które dopiero ma nastąpić - na początku tego roku dowiedzieliśmy się, iż w niedługim czasie limit znaków na Twitterze ma zostać podniesiony ze 140 do… 10 tys. znaków. Co oczywiście drastycznie zmieni naturę serwisu, ale też pozwoli mu zarobić. Co z punktu widzenia nie tylko właścicieli, ale i użytkowników, powinno być ważniejsze, bo dzięki temu serwis będzie w stanie w ogóle przetrwać.
Twitter w swoim oryginalnym zamyśle był zupełnie wyjątkowy i chociaż w Polsce osób “ćwierkających” jest bez porównania mniej, niż facebookowiczów, to za granicą Twitter jest potężnym, i wartościowym medium, które przyciąga zupełnie innego użytkownika, niż pozostałe sieci społecznościowe. Potęgę Twittera widać zawsze w błyskawicznej reakcji na bieżące wydarzenia, szczególnie od czasu, gdy Twitter przejął serwis strumieniowania na żywo Periscope, a tym samym umożliwił użytkownikom dzielenie się nagraniami w czasie rzeczywistym, prosto z miejsca wydarzeń.
Niestety, pod rządami Jacka Dorseya Twitter obiera bardzo ryzykowny kurs.
Najpierw pojawiły się reklamy i tweety sponsorowane. Potem - achronologiczny timeline, który na szczęście (jeszcze) można wyłączyć. Teraz - stopniowe dążenie ku zniesieniu limitu, który czyni Twittera tym, czym jest. I nic dziwnego, że użytkownicy boją się tych zmian i zdecydowanie bardziej woleliby utrzymać status quo; w końcu nikt nie chce, aby Twitter, przy całej swej wyjątkowości, stał się kolejnym śmietnikiem i zlepkiem algorytmów, jak Facebook.
Przemek Pająk pokusił się nawet o opracowanie własnego “planu naprawczego” dla Twittera, bo ten serwis jest dość jednoznacznie ulubionym medium społecznościowym większości członków redakcji Spider’s Web i na pewno nie chcielibyśmy, aby zniknął z powierzchni Internetu, pokonany przez mniej wyjątkowych, ale lepiej radzących sobie na polu biznesowym rywali.
Dlatego Twitter musi zacząć zarabiać. Dlatego zmiany, które na nim nastąpią, są nieuchronne. A co - dla mnie - najgorsze, ta przemiana odbywa się bardzo powoli, dość subtelnie, tak, żebyśmy niemal niczego nie zauważyli (nawet jeśli pokrzyczymy sobie na wieść o zapowiadanych zmianach). A kiedy już serwis zrealizuje się swoje plany umożliwiające mu przetrwanie na rynku, sami nie poznamy, jak niewiele pozostało Twittera w Twitterze.
Czytaj również: Twitter bez tajemnic - kompletny przewodnik dla początkujących