Netflix w Polsce, czyli król jest nagi - ocena debiutu chłodnym okiem
Na start serwisu Netflix czekało w naszym kraju bardzo dużo osób. Po zdjęciu blokady regionalnej szybko się jednak okazało, że król jest nagi. Chociaż sam będę płacił comiesięczny abonament - nie potrzebuję polskich napisów znajduję w Netfliksie sporo treści dla siebie - to rozumiem rozgoryczenie stanem nowej usługi wśród ludzi ludzi rozczarowanych dotychczasowym krajobrazem usług VOD w Polsce.
Netflix wczoraj oficjalnie zadebiutował w naszym kraju. Co prawda swój pierwszy darmowy miesiąc wykorzystałem już dawno temu oglądając treści zmieniając DNS-y w routerze, ale i tak bez zastanawiania się opłaciłem abonament ponownie. Kosztowało mnie to nieco ponad 43 złote. Dużo, mało? Zdania są podzielone.
Ja jednak nie uznaję tego za wygórowaną cenę, skoro z usługi w pakiecie za 10 euro miesięcznie mogą jednocześnie korzystać dwie osoby.
Jestem przekonany, że abonament za usługę - mimo jej oczywistych braków - wpisze się teraz na stałe do mojego comiesięcznego budżetu. Znalazłem już zresztą dla siebie przynajmniej kilka seriali i filmów, które chętnie nadrobię, bo wcześniej nie miałem ku temu sposobności.
Liczę też na to, że nowe treści produkcji własnej Netfliksa, jak już się pojawią, będą miały od razu polskie napisy. Już teraz czekam na nowe sezony House of Cards, Orange is the New Black, Daredevila, Jessiki Jones i Narcos, a kolejne produkcje zapowiadają się również ciekawie.
Zdaję sobie jednak sprawę, że debiut Netfliksa w Polsce zawiódł wiele osób.
Baza w porównaniu z amerykańską jest niepełna, strona internetowa nie została przetłumaczona, a z dostępnych treści niewiele ma polskiego lektora i napisy w rodzimym języku. W polskiej edycji nie ma nawet głośnego House of Cards, co związane jest ze sprzedażą licencji na ten serial polskiemu nc+.
Nie mam też złudzeń - Netflix nie rozwiąże problemu piractwa i nie jest odpowiednikiem Spotify i spółki dla treści wideo. Tak jak w serwisach strumieniujących muzykę można znaleźć większość materiałów i dużo nowości, tak Netflix nie dodaje kolejnych odcinków seriali dzień po emisji, tak jak niesławne CDA.pl.
O Netfliksie pisałem zresztą sceptycznie… w połowie 2014 roku.
Wszystko przez cholerną regionalizację.
Wyciągając z kieszeni smartfona i siadając do komputera otwieramy bramy do Globalnej Wioski, ale i tak granice z realnego świata zostały przeniesione do rzeczywistości wirtualnej. O blokadach regionalnych co i rusz przekonujemy się boleśnie próbując uzyskać dostęp do najróżniejszych cyfrowych treści. Okazuje się, że jesteśmy "internautami gorszego sortu".
Blokady regionalne to nie jest domena wyłącznie filmów i seriali, ale tutaj jest to dziś najbardziej widoczne. Tak jak zakup muzyki (w formie plików lub jako streamingu), aplikacji mobilnych, gier wideo, komiksów i ebooków w dzisiejszych czasach nie jest już zazwyczaj wyzwaniem, tak właściciele praw autorskich do treści wideo maksymalizując zyski... piętrzą problemy.
Czy to oznacza, że Netflix jest niepotrzebny? Skądże znowu!
Zdania nie zmieniam: Netflix nie rozwiąże problemu piractwa i nie jest odpowiednikiem Spotify. Nie można jednak nie docenić tego, że jako pierwszy poważny serwis VOD pochodzący ze Stanów Zjednoczonych stał się de facto globalny. To nic, że nie ma jeszcze polskich napisów, a baza jest poszatkowana.
Chcę wierzyć, że za kilka(naście) lat nie będziemy już pamiętać o segmentacji użytkowników w sieci ze względu na to, jakim adresem IP się identyfikują. Model dystrybucji mediów powoli się zmienia, a już teraz Unia Europejska przebąkuje o planach wprowadzenia zunifikowanego rynku cyfrowego.