BlackBerry Vienna to nie tylko kolejny smartfon. To też potwierdzenie, że Kanadyjczykom podoba się romans z Androidem
Można mieć nadzieję, że BlackBerry nie zamierza całkowicie porzucić swojego autorskiego systemu operacyjnego. Można liczyć na to, że sprzęty z Androidem będą tylko jedną z gałęzi oferty tego producenta. Ale nie ma wątpliwości co do jednego - tych sprzętów, których linię zapoczątkował Priv, będzie dużo, dużo więcej.
Priv, dawniej Venice, stał się już faktem. Zadebiutował, zgarnął pierwsze - przeważnie pozytywne, choć ze sporą liczbą zastrzeżeń - recenzje. Tu i tam można już kupić bądź zamówić pierwsze BlackBerry z "cudzym" systemem operacyjnym. Doprawione sosem jeżynowym, ale jednak niespecjalnie autorskie danie, które być może właśnie dzięki temu ma jakiekolwiek szanse na sukces. Nie w skali rynku, ale w skali BlackBerry i finansów tej firmy.
I kiedy część osób nadal nie może nadziwić się decyzji Kanadyjczyków, do Sieci trafia informacja o kolejnym urządzeniu wykorzystującym ten sam zestaw argumentów - sprzęt BlackBerry, dodatki BlackBerry, ale już platforma programowa od Google'a.
Modelem tym jest urządzenie kryjące się na razie pod kodową nazwą "Vienna", które - jeśli pominąć system operacyjny - chyba nie może już bardziej wyglądać jak BlackBerry. Fizyczna klawiatura umieszczona pod ekranem (choć ten jest mocno wydłużony w pionie, a nie kwadratowy), czyli to, co było przez lata cechą wyróżniającą kanadyjskie smartfony. Niby koncept dość prosty, ale do perfekcji opanowany jedynie przez jedną firmę (ok, to mógłby być 9 lat temu przyczynek do walki z użytkownikami Nokii).
Sam wygląd telefonu, który można podziwiać na grafikach udostępnionych przez CrackBerry, nie ma w tym momencie jednak większego znaczenia. Nie wiadomo, z jakiego okresu projektowania pochodzi, jak wiele zmieni się w końcowym urządzeniu, ani nawet tego, czy może w którymś momencie nie zastąpiło go inne. Możemy jednak wyciągnąć co najmniej jeden wniosek: BlackBerry szykuje się (kiedyś, nie wiadomo kiedy) do wydania urządzenia z klawiaturą QWERTY i Androidem.
Ważniejszy jest jednak prawdopodobnie wniosek ogólny - Priv nie był jednorazowym strzałem i BlackBerry wiąże z Androidem zarówno spore nadzieje, jak i plany.
I nie zamierza przy tym zachowywać żadnych "świętości" - odda Androidowi większość, albo nawet wszystko, co tylko ma najlepszego. Od oprogramowania, po dodatki sprzętowe, takie jak klawiatura. Wszystko, co jest w stanie na pierwszy rzut oka odróżnić BlackBerry od reszty rynku, jest na sprzedaż.
Trudno się przy tym dziwić takiemu podejściu i wierze w Androida. Sprzedaż sprzętów z BlackBerry 10 jest katastrofalna i nie ma specjalnego powodu, żeby brnąć w kolejne inwestycje bez pokrycia, pracując nad wsparciem BB10 na nowych podzespołach i urządzeniach. Do tego dochodzi fakt, że BlackBerry w tej chwili... nie ma poza Priv właściwie żadnych "aktualnych" urządzeń, które mogłyby trafić do szerszego grona klientów. Nic, zero, absolutnie. Passport i Classic są urządzeniami niszowymi, Leap jest urządzeniem z 2015 roku ze Snapdragonem S4 Plus (?!). I tak można właściwie wymienić całą ofertę - to wciąż dobre smartfony, ale - jak pokazał rynek - niesprzedawalne.
Dlaczego BlackBerry nie jest w stanie dogonić reszty świata?
To proste - bo ma własną platformę, którą samo, albo z partnerami, musi przygotować pod nowe podzespoły. Jak na razie wszystko wskazuje (dane z końcówki września tego roku), że albo firma zaczęła lepiej dbać o swoje tajemnice, albo BB10 nie jest tak naprawdę gotowe na nic nowszego, niż Snapdragon 800, czyli procesor, który znajdziemy w Passporcie. Procesor już, mówiąc delikatnie, dość stary, który miał zresztą trafić do dwóch anulowanych urządzeń - dotykowca z ekranem 5" i "hybrydy" (czyli prawdopodobnie slidera) z ekranem 5,2" (stąd może pomyłka Chena przy podawaniu parametrów Priva).
Wydanie w tym momencie urządzenia z tym procesorem byłoby smutnym żartem. Owszem, może na BB10 wszystko działałoby idealnie, ale to za mało. Dużo za mało. No i czy dotychczasowe urządzenia nie działają dobrze na BB10?
Poza tym to wszystko koszty, ogromne koszty dopasowania każdego elementu i dostosowania do niego systemu operacyjnego. Coś, co BlackBerry w obecnej sytuacji nigdy się nie zwróci.
Z Androidem jest natomiast zupełnie inaczej.
Tworząc Priva, pakiet dodatkowych aplikacji i zabezpieczeń, BlackBerry ma już właściwie wszystko co niezbędne, żeby z łatwością uzupełnić swoje mizerne obecnie portfolio. Przygotowywać Androida pod nowe podzespoły nie muszą. Droga na rynek jest otwarta, pierwszy krok zrobiony. Kolejne będą też już bez tak gigantycznych opóźnień, z jakimi mieliśmy do czynienia do tej pory.
Nie ma najmniejszych wątpliwości, że BlackBerry, nawet jeśli jest to ostatni podryg tej firmy na rynku smartfonów, zamierza tę nową szansę wykorzystać w pełni. Wprowadzić na rynek tyle modeli, ile będzie się dało i ile będzie choć trochę rozsądne. Nie po to, żeby uzbierać pieniądze na ożywienie BlackBerry 10 (czego sam, choć może w nieco innych okolicznościach, bardzo bym chciał!), ale po to, by na tak wymagającym rynku w ogóle przetrwać i w końcu zacząć zarabiać na sprzedaży smartfonów.
Jeśli cokolwiek ma uratować tę gałąź firmy, to będzie to właśnie Android. Łatwy do wprowadzenia na kolejne urządzenia, z gotowym zapleczem, z gigantycznym wsparciem i niesamowitą popularnością. Co jednocześnie jest okrutnie złą wiadomością dla BlackBerry 10.
Czytaj również: