Android L tuż za rogiem, a tymczasem KitKat wciąż na mniej niż 20 proc. smartfonów
Na Google I/O zaprezentowano nową wersję Androida L w wersji Preview. System ma trafić na urządzenia konsumentów dopiero na jesieni. Dziś testują go tylko śmiałkowie, którzy zdecydowali się wgrać deweloperskie oprogramowanie na smartfonach Nexus 5 i tabletach Nexus 7 (2013). Co jednak z KitKatem oznaczonym numerem 4.4, który obecnie jest najnowszą stabilną wersją mobilnego systemu Google? Dość powiedzieć, że nadal nie najlepiej.
Co miesiąc na łamach Spider’s Web raportuję o tracącym na znaczeniu, ale nadal istotnym problemie fragmentacji mobilnego systemu operacyjnego od Google. Co prawda o ile gigant z Mountain View jest świadomy problemu, jakim jest rozdrobnienie Androida, to ma nieco związane ręce.
Fragmentacja
Praktykowane przez lata dość liberalne podejście Google do tego, co producenci zrobią z rozwijanym przez giganta oprogramowaniem, poskutkowało tzw. fragmentacją, a użytkownicy korzystają z najróżniejszych wersji softu. W sklepach jest masa smartfonów i tabletów pracujących pod kontrolą przestarzałego oprogramowania, które nie doczekają się nigdy aktualizacji.
Sztandarowe modele może i dostają uaktualnienia, co dla producentów jest dzisiaj sprawą wizerunkową, ale "zetafony" i średnia półka często są pomijane. Swoje trzy grosze dokładają operatorzy brandujący telefony. Każdy update musi być przez nich sprawdzony i paczki krążą kilkukrotnie na linii producent-operator zanim trafią na urządzenia użytkowników, a już kuriozalną sytuacją jest fakt, że nawet nie wszystkie Nexusy są aktualizowane na czas.
Suche liczby
Google publikuje dane dotyczące udziału procentowego poszczególnych wersji Androida głównie z myślą o deweloperach aplikacji, ale ponieważ dostępne są one publicznie na stronie internetowej developer.android.com, nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy wszyscy mogli rzucić na nie okiem. Znamienne jest, że Android 4.4 KitKat miał premierę ponad pół roku temu, a nadal… nie przekroczył bariery 20% udziałów w rynku.
Dzisiaj KitKata znaleźć można na dokładnie 17,9% smartfonów i tabletów z systemem Google. Miesiąc temu było to dokładnie 13,6% sprzętów, więc wzrost to 4.3 pkt proc. Dużo, mało? Pokuszę się o opinię, że to wynik wręcz mizerny, a do tego to nie jest - co ciekawe - jedyna dystrybucja Androida, która zyskała w lipcowym zestawieniu.
Żelki w kilku odmianach
Patrząc na suche liczby widać wyraźnie, że na smartfonach i tabletach króluje Jelly Bean - nawet wtedy, jeśli każdą kolejną iterację żelek będziemy rozpatrywać jako trzy “duże” wydania zielonego robota, a nie jeden system. Wspólny wynik Androidów 4.1, 4.2 i 4.3 to 55,5%, gdzie miesiąc temu było to 58,4%. To niewielki spadek. Ciekawie prezentuje się podział Jelly Beana na poszczególne wersje.
W tym miesiącu na te 55,5 składają się wyniki 27,8% (4.1), 19,7% (4.2) oraz 9% (4.3). Miesiąc temu było to odpowiednio 29%, 19.1% i 10.3%. Oznacza to, że najnowszy Jelly Bean traci udziały na rzecz KitKata, ale ten “środkowy” cały czas zyskuje. Powodu takiego stanu rzeczy upatrywałbym w tym, że w ofertach sklepów z elektroniką i u operatorów nadal masa urządzeń sprzedawanych jest właśnie z tą wersją oprogramowania.
Mniej istotne, starsze wersje
Na koniec warto wspomnieć o dwóch pozostałych, starszych wersjach Androida: 4.0 Ice Cream Sandwich, będący pierwszym systemem przeznaczonym jednocześnie na smartfony i tablety spadł w tabeli z 12,3% na 11,4%, a lepiej od niego trzyma się… archaiczny 2.3 Gingerbread, obecny nadal na 13,5% sprzętów (gdzie miesiąc temu miał wynik 14,9%).
Sumując, smartfony i tablety z naprawdę bardzo starym softem nadal kontrolują około 25% rynku. Androida 2.2 Froyo ma udział już tylko na poziomie 0,7%, gdzie miesiąc temu było to 0,8%. Zapewne przez wiele miesięcy system ten będzie widniał w tabeli, podobnie jak wcześniej tabletowy Android 3.x Honeycomb, ale jego wynik jest na granicy błędu statystycznego.
Google Play Services lekiem na fragmentację
Tyle dobrego, że Google ma pewien pomysł na to, jak rozwiązać problem, na który na pozór nie ma wpływu. Coraz więcej elementów systemu jest bowiem aktualizowane poza samą wersją Androida. Aplikacje trafiły do Google Play i od dawna już klawiatura, przeglądarka i aplikacja do obsługi poczty mogą zyskać nowe funkcje przez oficjalne repozytorium, bez konieczności wgrywania zupełnie nowego oprogramowania. Funkcje systemowe z kolei i inne łatki Google może dziś dystrybuować przez Google Play Services, o czym ostatnio szerzej opowiadał Dawid Kosiński.
Trzeba też zauważyć, że Android ma dzisiaj już nie jedno oblicze, a kilka znacznie różniących się odmian. Najbardziej interesującą polskiego klienta jest oczywiście ten zielony robot namaszczony przez Google, z dostępem do Sklepu Play, Gmaila, Google Maps oraz oczywiście najpopularniejszej wyszukiwarki świata. Nie należy też zapominać o będących solą w oku Google forkach (odłamach) Androida, takich jak przemodelowany przez Nokię system zastępujący usługi giganta z Mountain View rozwiązaniami Microsoftu.
O Androida opiera się też przecież Fire OS, który napędza urządzenia (tablety i nowy smartfon) Amazonu. Jakby tego było mało, głównie na rynkach azjatyckich do sklepów trafia masa smartfonów i tabletów korzystających co prawda z Androida, ale bez żadnych usług od Google. Te wydania Androida (forki i oparte o AOSP) nie są jednak brane pod uwagę w powyższym zestawieniu, które dotyczy wyłącznie urządzeń łączących się ze sklepem Google Play.
Android przy tym z otwartego staje się coraz bardziej zamknięty, co finalnie dla użytkownika końcowego wcale nie musi być takie złe.