Android Jelly Bean nareszcie przegonił Gingerbread. Ale jest haczyk
Jak co miesiąc firma Google prezentuje statystyki dotyczące udziału w rynku poszczególnych wersji Androida. To prawda, że w końcu archaiczny Gingerbread na tyle stracił udziały w rynku, aby najpopularniejszym wydaniem stał się Jelly Bean. Ale tylko dzięki sprytnej sztuczce Google statystyki te ukrywają fakt, że ta faktycznie najnowsza wersja Androida ma udział na poziomie zaledwie pięciu procent.
W komentarzach pod moim tekstem miesiąc temu wywiązała się spora dyskusja na temat tego, czy fragmentacja Androida jest wyimaginowanym, czy też poważnym problemem. I chociaż doskonale rozumiem przyczyny tego stanu rzeczy, zdania nie zmieniam - jest to olbrzymi minus platformy Google. Wersja systemu ma w końcu bezpośrednie przełożenie na to, co klienci mogą, a czego nie mogą dokonać na swoich komórkach.
Fragmentacja Androida
Aby się nie powtarzać, zainteresowanych problemem odsyłam do mojego poprzedniego tekstu traktującego o fragmentacji Androida. Tutaj tylko krótko przypomnę, że chociaż Google rozwija swój mobilny system i stale dodaje nowe, innowacyjne funkcje, mało który z użytkowników dostaje do nich dostęp - chyba że przez zmianę komórki lub tablety na nowszy model z górnej półki. Większość firm nie kwapi się z aktualizacją urządzeń.
Nawet w przypadku modeli z tej wyższej półki jakościowej i cenowej, takich jak HTC One S, wsparcie potrafi zostać zawieszone po roku od premiery. W rezultacie użytkownik posiadający starszą wersję systemu operacyjnego nie ma dostępu do coraz większej ilości aplikacji. Paradoksalnie bardziej dbają o kompatybilność wsteczną niezależni deweloperzy aplikacji sprzedający swoje programy przez Google Play, niż samo Google.
Z aplikacji niedostępnych na starszym systemie warto wymienić chociażby przeglądarkę Chrome i asystenta Google Now, ale niektóre z aplikacji ze sklepu Google Play też mają ograniczenia. Tutaj dobrym przykładem jest chociażby popularny Instagram - do działania nowych funkcji wideo wymagany jest Android w wersji co najmniej 4.1. Efekt? Dwóch na trzech użytkowników Androida z nich nie skorzysta.
Zmiany w tabeli
Ze względu na politykę producentów i ociąganie się operatorów, nadal mnóstwo urządzeń z Androidem to smartfony i tablety z systemem w wersji 2.3 Gingerbread, który jest na rynku od ponad dwóch lat. Wedle najnowszych statystyk, wśród urządzeń łączących się ze sklepem Google Play w okresie dwóch tygodni od 24 czerwca do 8 lipca, należy do tej grupy co trzecie urządzenie.
To kilkuprocentowy spadek względem zeszłego miesiąca. Łączny udział wersji starszych niż 2.3 i nietypowego wydania 3.x przeznaczonego tylko do tabletów łącznie nie przekracza 5%, podczas gdy pierwsza wersja Androida dla obu typów urządzeń, Ice Cream Sandwich, teraz ma wynik na poziomie 23,3%. Jednocześnie widać wzrost w przypadku wersji o nazwie kodowej Jelly Bean: 37,9%, co oznacza wzrost o blisko 5%.
Tylko tak naprawdę Google wykonał sprytnt manewr nie nadając najnowszemu wydaniu 4.2 kolejnej nazwy kodowej. W końcu znacznie lepiej brzmi “co trzeci Android ma na pokładzie Jelly Bean”, niźli “tylko 5,6% urządzeń ma najnowszego Androida 4.2”, prawda? A dokładnie tyle urządzeń korzysta z tej ostatniej wersji, która wydana została... 8 miesięcy temu. A highendowe modele, takie jak HTC One, dostały aktualizację do tej wersji zaledwie kilka dni temu.
Będzie tylko gorzej
Warto też wspomnieć, że problem nie dotyczy tylko użytkownika końcowego, ale również programistów. Ze względu na różnorodność urządzeń z Androidem - i nie mówię tutaj tylko o fragmentacji, ale też różnicy w specyfikacji jak np. w architekturze procesora, wydajności, rozdzielczości i proporcji ekranu . Przygotowanie aplikacji wymaga mnóstwa testów i pracowania nad kompatybilnością.
I czasem tak egoistycznie bym wolałbym, aby programista skupił się nie nad dostosowaniem aplikacji do działania na jakiejś przedpotopowej komórce, a na implementacji nowych, fajnych funkcji. I tak, dobrze wiem, że jeśli mi się to nie podoba, to mogę kupić iPhone'a, gdzie aktualizacje są zawsze na czas - chociaż starsze telefony i tablety Apple też nie dostają wszystkich funkcji. Ale to też nie o to chodzi.
Tak czy inaczej, mimo spadku udziału wersji Gingerbread i tak ze zmian w tabeli nie ma co się cieszyć. Problemu fragmentacji to nie rozwiązuje. Nadzieję na to, że aktualizacje zaczną być w końcu przeprowadzane szybciej i sprawniej, już dawno straciłem. Może teraz problem powoli się rozmywa, ale wróci ze zdwojoną siła po wydaniu kolejnej wersji Androida. A bardzo możliwe, że będzie to po prostu znów 4.3 Jelly Bean.
Dzięki czemu przynajmniej pozornie problem zamiecie się pod dywan.