Konferencja Amazon moimi oczami - Kindle bez rewelacji, Fire ze zbyt dużą ofertą
Wczorajsza konferencja Amazon okazała się bardzo ciekawa, jednak nie jestem pewien, czy przedstawione na niej produkty pasują do modelu firmy. Nie zrozumcie mnie źle, wszystkie prezentują się świetnie, jednak zaczynam odnosić wrażenie, że Amazon stara się za bardzo rozdrobnić, co może mu nie wyjść na dobre.
Pierwszymi przedstawionymi urządzeniami były czytniki ebooków – Kindle. Tańszy z nich, Kindle 5 Classic to zeszłoroczny Kindle 4 Classic ze zmienionym kolorem obudowy i obniżoną ceną (69 dol. z reklamami, 89 bez nich). Dobry ruch, w końcu czytnik książek służy do czytania i według mnie powinien służyć tylko do tego. Podstawowa funkcjonalność, mocna marka i niska cena sprawiają, że zapewne będzie to najlepiej się sprzedający czytnik książek na świecie.
Oprócz odświeżonego Classica na rynku ma pojawić się drugi czytnik – Kindle Paperwhite. Nowy czytnik ma o 25 procent wyższy kontrast i o 62 procent więcej pikseli niż w przypadku zeszłorocznych czytników. Oprócz tego w nowym Kindle zastosowano podświetlenie w postaci płytki działającej jak światłowód. Sądzę, że Kindle Paperwhite zamówią tylko osoby, które wcześniej nie używały Kindle. Co prawda nowy model ma podświetlenie i lepsze parametry, ale co po nich, skoro w poprzednich modelach wszystko jest wystarczające. Ba, jestem zdania, że nawet mając czytnik ze starym ekranem Viziplex (gorszy niż Pearl) nie warto zmieniać czytnika. Do czytania wystarczy i on, a jeszcze nie miałem sytuacji, w której potrzebowałem w moim Kindle podświetlenia.
Nie bez znaczenia jest też cena Kindle WhitePaper, która wynosi 119 dolarów za wersję WiFi (139 dolarów w wariancie bez reklam) i 179 dolarów za wersję 3G (199 dolarów w wariancie bez reklam). Dopłata za lepsze parametry i podświetlenie wynosi 60 dolarów. Skuszę się na wersję WhitePaper ale, dopiero gdy mój Kindle 4 Touch wyzionie ducha i zrobię z czystej ciekawości. Nie zrozumcie mnie źle, nie zarzucam Amazonowi, iż nie zrobił rewolucji. W tym przypadku po prostu nie dało się jej zrobić.
Kolejnym elementem prezentacji były najnowsze tablety Amazon. Najtańszy z nich to odświeżony to Kindle Fire kosztujący 159 dolarów, drugi to Kindle Fire HD 7” za 199 dolarów (16GB, 32GB to wydatek 249 dolarów), trzeci to Kindle Fire HD 8,9” za 299 dolarów (wersja 16GB, wersja 32GB kosztuje 369 dolarów) oraz Kindle Fire HD 8,9” LTE za 499 dolarów (wersja 32GB, wersja 64GB kosztuje 599 dolarów). Wszelkie technikalia możecie znaleźć we wczorajszych notkach poświęconym Kindle, jednak jeśli nie macie na to czasu, mogę Wam powiedzieć, że prezentują się świetnie.
Każdy model ma dwurdzeniowy procesor i 1GB pamięci RAM. Najtańszy model ma 8GB pamięci i ekran o rozdzielczości 1024x600, droższy Kindle Fire HD 7” ma ekran 1280x800, a najlepszy z nich 8,9-calowy model ma wyświetlacz 1920x1200. Dwie droższe konstrukcje mają ponadto dwa głośniki, microHDMI i przednią kamerkę do wideorozmów. Tyle słowem skrótu.
Może się wydawać, że tablety wygrywają cenowo z Nexusem 7 wydanym przez Google oraz nowym iPadem Apple’a. No właśnie nie do końca. Kindle Fire HD 7” 16GB (konkurent Nexusa) kosztuje 199 dolarów, gdy tablet Google kosztuje 249 dolarów. Kindle Fire góruje nad nim jeszcze wyjściem microHDMI (Google ma MHL, ale trzeba samemu je odblokować), ale za to ma kaleką wersję Androida, pozbawioną najważniejszego jego elementu – Google Play.
Zamiast tego mamy sklep Amazona, w którym obywatel świata może kupić filmy, muzykę i wszystko to, na czym zarabia Amazon. Polak może kupić tam niemal nic. Krótko mówiąc – bez roota każdy Kindle Fire będzie zabawką do czytania książek i oglądania filmów, a kupno go przypomina posiadania worku złota na bezludnej wyspie. Patrząc na użyteczność, na bezludnej wyspie wolałbym mieć mniej prestiżowy worek ziemniaków. Jeśli mam możliwość dopłacenia 50 dolarów do Google Nexus 7 i posiadania sprzętu z Tegrą 3 oraz czystym Androidem, bez chwili namysłu wybieram drugą możliwość.
W przypadku Kindle Fire 8,9” sytuacja wygląda bardziej skomplikowanie. Moim zdaniem rozmiar tabletu został wybrany perfekcyjnie, w dodatku mocne podzespoły i szczegółowy ekran sprawiają, że taki tablet z Androidem za 299 dolarów (lub za 499$ w przypadku wersji 32GB LTE) to po prostu okazja. Nie zapominajmy jednak, że kupując sprzęt i przerabiając go, niejako okradamy Amazon. Firma ta sprzedaje sprzęt po kosztach (lub nawet poniżej ich) po to, by użytkownicy dali im zarobić za pomocą gotowych treści. Rezygnując z oprogramowania Amazon, uniezależniamy się od firmy i nie płacimy jej. Ale ten aspekt pozostawiam już Waszemu sumieniu. Ja takowego nie posiadam.
Uważam też, że Kindle przesadził z mnogością oferty. Powinien zrezygnować z Kindle Fire i skupić się na wersji HD. Dzięki temu w ofercie miałby jeden tablet z 7-calowym ekranem i jeden z 8,9-calowym wyświetlaczem (wersję LTE traktuję jako odmianę tego samego modelu). A tak ma tablet za 159 dolarów i za 199 dolarów. Powoduje to że będzie zdezorientowany, a jest to dla Amazon pewne niebezpieczeństwo. Jakie? A takie, że nie daj Bóg zacznie szukać, który z nich jest lepszy i w końcu kupi… Google Nexus 7 lub Samsunga Galaxy Tab 2 7.0. A tego Amazon z całą pewnością chciałby uniknąć.
Podoba mi się, że Amazon, w przeciwieństwie do Nokii, od razu podał ceny urządzeń oraz ich datę sklepowej premiery. Na Kindle Classic nie musimy czekać, jest już dostępny w ofercie. Kindle PaperWhite będzie dostępny pierwszego października, Kindle Fire oraz Fire HD kupimy już 14 września, a Kindle Fire HD 8,9” dopiero 20 listopada (prawie trzy miesiące!). Widać, co Amazon pozycjonuje jako ciekawy sprzęt, a co jako prezent świąteczny. Najtańszy iPad chyba w końcu ma godnego konkurenta.