Sprytne zagranie 10-razy większego od Facebooka Google'a
Większym zaskoczeniem od dobrych skądinąd wyników finansowych ostatniego kwartału dla Google'a była decyzja o splicie akcji w stosunku 2 do 1. To pierwsza tego typu decyzja w historii firmy Google, która zazwyczaj odbierana jest przez rynek jako zapowiedź spektakularnych inwestycji, czy przejęć. Tak jednak nie będzie w przypadku Google'a, który tym ruchem chce po prostu zwiększyć ruch na swoich akcjach zważywszy na to, że ich wartość jest od dawna bardzo wysoka (ponad 650 dol.).
Zamiast wypłacać dywidendę udziałowcom, na co ostatnio zdecydował się Apple, Google zaoferuje swoim inwestorom 2 akcje zamiast 1 aktualnie posiadanej. Zamiast 650 dol. będą więc kosztować po 300 dol, dzięki czemu łatwiej będzie nimi obracać, bo więcej drobnych ciułaczy będzie stać na zakup choćby minimalnej puli akcji Google'a. W ten sposób zwiększy się ruch na akcjach, a to powinno skutkować nieco dynamiczniejszym zachowaniem się cen akcji Google. Można więc powiedzieć, że Google nagradza swoich inwestorów jednocześnie aktywizując ich do bardziej dynamicznej gry na swoich akcjach, co powinno skutkować… wyższymi cenami akcji (tych podzielonych). Przy okazji Google utrzyma 49 mld dol. płynnych aktywów (gotówka oraz krótkoterminowe należności), bo nominalnie zabieg ten nie będzie skutkował wypłatą jakichkolwiek pieniędzy akcjonariuszom.
Sprytny to zabieg także zważywszy na to, że nie zmieni się kompletnie właścicielski kształt Google'a. Nowe akcje nie będą niosły ze sobą bowiem prawa do głosu na Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy. Łącznie Wielka Trójca Google'a - założyciele: Sergey Brin oraz Larry Page oraz aktualnie przewodniczący rady nadzorczej Eric Schmidt dalej będą kontrolować 70% praw głosów. To dzięki jeszcze innemu typowi akcji (Klasa B), które niosą 10 razy więcej praw głosu on akcji Klasy A w rękach Brina, Page'a oraz Schmidta. Co by nie mówić - majstersztyk finansowy.
Wyniki Google'a - mimo iż po raz drugi z rzędu nieco gorsze od oczekiwań analityków - pokazują bardzo dobry obraz stanu biznesu internetowego giganta. Przychody Google'a w pierwszym kwartale 2012 r. wzrosły o 24%, a zyski skoczyły aż o 61%.
Wiele mówi się dziś o tym, jak wielkim zagrożeniem dla Google'a jest Facebook. Świat w mijającym tygodniu oszalał na punkcie pierwszej wielkiej akwizycji Facebooka, który zdecydował się zapłacić 1 mld dol. za Instagram
* przy okazji - ciekawe wieści płyną na temat jak doszło do transakcji; ponoć została ona dopięta w 2 dni, a zainicjował ją telefonem do CEO Instagram Mark Zuckerberg. Można więc domniemywać, że było tak:
- Hej tu Mark Zuckerberg. Chciałbym kupić Twoją firmę. Podaj cenę.
- No hej. Chcesz kupić Instagram? Nie ma problemu. Powiedzmy, że chcę za niego miliard bucksów.
- Dobra.
Tymczasem warto zdać sobie sprawę z tego, że Google wciąż jest… 10 razy większą firmą od Facebooka. W zeszłym kwartale przychody Google'a wyniosły 10,6 mld dol. To prawie trzy razy więcej od tego, ile Facebook zdołał zrobić w ciągu całego roku - 3,7 mld dol.! Ba, Google zarobił na czysto prawie 3 mld dol. w ciągu pierwszych trzech kwartałów 2011, a dokładnie 2,89 mld dol. Wydaje się, że miną długie lata zanim Facebook będzie generował podobne finansowe statystyki.
Jeśli wgłębimy się w oświadczenie z wynikami finansowymi Google'a, to dostrzeżemy kilka bardzo ciekawych niuansów. Do tego, że Google zarabia ponad 90% na reklamach zdążyliśmy się już przyzwyczaić, jednak tym razem było jeszcze bardziej spektakularnie - w pierwszym kwartale 2012 r. z 10,6 mld dol. przychodów - 7,31 mld dol. przyniosły własne strony Google'a (czyli 69%) a 2,91 mld dol. strony jego partnerów (27%). Łącznie więc w pierwszych trzech miesiącach 2012 r. przychody ze sprzedaży reklam przy wynikach wyszukiwania Google zrobił… 96% swoich przychodów!
Co ciekawe, większość przychodów Google'a generowana jest poza Stanami Zjednoczonymi - 5,77 mld dol., czyli 54% całych przychodów zostało wygenerowanych poza USA. Jeśli przypomnimy sobie ostatnie wyniki kwartale największej dziś spółki tech na świecie, Apple, to zobaczymy, że tam też widać już podobny fenomen. To warte odnotowania - Apple i Google zarabiają dziś w większości poza swoimi macierzystymi rynkami.
Jak zawsze w wynikach Google'a trudno odnaleźć konkretnych wyników nowych wielkich projektów Google'a, tj.: Android, Chrome, czy Google+. Przychody z Androida ukryte są zapewne w przychodach z własnych stron Google'a, bo tam Google zlicza reklamy, także te mobilne. Finansiści z Mountain View nie zdecydowali się jednak po raz kolejny na szczegółowy podział na przychody z reklam z desktopu oraz mobile'a.
Ciekawie natomiast wypowiedział się o Google+ aktualny CEO Google'a, Larry Page w konferencji telefonicznej po publikacji wyników. Page potwierdził, że serwis Google'a ma już 170 mln użytkowników, ale nie odpowiedział konkretnie na pytanie na temat ich zaangażowania. Można go jednak zrozumieć, gdy zrozumiemy to, w jaki sposób Google pozycjonuje Google+. Ze słów Page'a wynika, że Google+ ma być swego rodzaju społecznościowym kręgosłupem Google'a i ważniejsze od liczby osób korzystających z Google+ jest to ilu z nich korzysta przy okazji z innych produktów Google, tj. Gmail czy Docs.
I ja to zaczynam rozumieć - Google nie musi się ścigać z Facebookiem na liczbę użytkowników serwisów społecznościowych. Google+ jest bowiem serwisem głównie dla tych, którzy korzystają spoza-wyszukiwarkowych usług Google'a.