Myli się Pan, Panie Rubin: świat potrzebuje kolejnych mobilnych platform
Sporym echem medialnym odbił się zeszłotygodniowy wywiad szefa projektu Android w Google'u, Andy'ego Rubina dla PCWorld, w którym stwierdza, że świat nie potrzebuje nowych platform mobilnych bo jest darmowy i otwarty Android. Patrząc na wczorajszy głośny debiut Windows Phone 7 od Microsoftu i obietnicę, którą niesie, należy głośno powiedzieć: myli się Pan, Panie Rubin: świat potrzebuje kolejnych mobilnych platform.
Według Andy'ego Rubina powstanie nowych mobilnych systemów operacyjnych nie jest konieczne dlatego, że Android jest kompletnym systemem i wertykalnie zintegrowaną darmową platformą, która powinna być naturalnym wyborem dla wszystkich producentów zaawansowanych telefonów komórkowych. Po tym stwierdzeniu, debiut Windows Phone 7, Andy Rubin okrasił słowami: myślę, że jedynym powodem, dla których tworzy się dziś kolejne platformy to polityka.
Problem z tym, że Android wcale nie jest taki otwarty jak go malują. Poza tym prezentuje tylko jeden sposób fundamentalnego podejścia do zarządzania systemem operacyjnym urządzeń mobilnych, którego autorem wcale nie jest Google i Andy Rubin, lecz Apple. To Apple wymyślił system w pełni zorientowany na aplikacje mobilne, głównie od zewnętrznych producentów. Bez nich, iPhone wygląda bardzo przeciętnie, ze wszystkimi swoimi brakami i obostrzeniami. Z aplikacjami mobilnymi każdy nowy model iPhone'a w momencie debiutu ma dostęp do dziesiątków tysięcy aplikacji, co buduje mu najważniejszą przewagę komunikacyjną nad konkurentami. Zresztą dobrze sobie z tego zdaje sprawę Apple, który całą komunikację marketingową wokół iPhone'a opiera na zastrzeżonym już dziś sloganie "There's an app for that" (do tego też jest aplikacja).
Podobnie można mówić o Google Android. Filozofia tego systemu, w znacznej większości powielona od Apple'a opiera się na aplikacjach: w głównej mierze na tych od samego Google'a, który rozciąga swoje usługi stacjonarnego internetu na mobilny poszerzając tym samym reklamowe pole rażenia. Przy okazji, co odróżnia Google'a od Apple'a, zdaje się hołubić modelowi aplikacji webowych, którymi można zarządzać z poziomu przeglądarki internetowej. To jednak tylko teoria, która z codzienną praktyką ma mało wspólnego.
Google i Android zmagają się bowiem z wielkim problemem fragmentaryzacji platformy, co w praktyce jest koszmarem dla użytkownika, który musi śledzić wszystkie wydarzenia wokół platformy, aby być w miarę na bieżąco i szybko reagować odpowiednimi aktualizacjami własnego urządzenia. Bez tego, dziś kupiony smartfon z Androidem za 3 miesiące jest już nieaktualny i nie można cieszyć się najnowszymi aplikacjami przygotowywanymi na platformę. Użytkownicy Androidów tracą więc czas na zarządzanie samego systemu, aktualizacjami aplikacji i? patrzeniu, czy bateria zaraz nie padnie.
I właśnie na taki rynek trafia nowa platforma mobilna Microsoftu - z zupełnie inną filozofią samego systemu operacyjnego i z nie mniejszym potencjałem rynkowym od Google'owego Androida, bo ze względu na potęgę Microsoftu, Steve Ballmer wciąż ma moc narzucania swojego zdania wszystkim partnerom, z którymi współpracuje.
Filozofia stojąca za Windows Phone 7 nie opiera się na aplikacjach mobilnych, tak jak w przypadku Apple'a i Google'a; opiera się na komunikacji w postaci "hubów", czyli centrach informacji, które wyciągane są na najważniejszy ekran główny urządzeń z WP7. Czy to dobrze, czy źle, to zupełnie inna kwestia. Ważne jest natomiast to, że wyjmując aparat z Windows Phone 7 z pudełka mamy gotowy aparat do efektywnej komunikacji. Tego nie da się powiedzieć zarówno o iPhonie, jak i smartfonach z Androidem. W ich przypadku należy szybko udać się do sklepu z oprogramowaniem i dokonać stosownych pobrań i zakupów.
Microsoft wciąż ma również potężne narzędzia, których implementacja w Windows Phone 7 daje mu kolosalną przewagę nad konkurentami. Natywna integracja z pakietem biurowym Office, czy wielce popularnej platformy gier Xbox to atuty, których nie można nie docenić.
Smartfony stanowią niewiele ponad 30% najważniejszego w globalnym ujęciu rynku amerykańskiego. Rewolucja związana z mobilnością wciąż jest w początkowym stadium rozwoju. Głoszenie przez Google'a potrzeby zamknięcia go na istniejące już mobilne platformy jest przejawem groźnej arogancji. Google powinien to wiedzieć, bo sam wyrósł na giganta głównie w opozycji do? Microsoftu, który przez lata, ustami tego samego Steve'a Ballmera, łączył arogancję z ignorancją. Gdzie to Microsoft zapędziło na rynku mobilnym? Trzy lata spóźnienia i miano piątego gracza, który pokazuje nowoczesny produkt dla urządzeń mobilnych po Apple'u, Google'u, Palmie (HP) oraz Nokii.