REKLAMA

Kto pierwszy w dużym pokoju?

11.10.2010 07.10
Kto pierwszy w dużym pokoju?
REKLAMA
REKLAMA

Parę dni temu zaprezentowano pierwsze urządzenia Google TV. W sieci zaczynają pokazywać się recenzje nowego Apple TV. Kto wygra w wyścigu do dużego pokoju?

Microsoft próbował uczynić tę kategorię urządzeń ?inteligentniejszą?, ale za każdym razem wychodziło mu to słabo. Jego rozwiązania nie przemawiały do użytkowników, okazywały się być niewygodne w obsłudze, drogie i mało popularne. Było też kilka innych firm, które chciały dodać funkcje internetowe do wspomnianych urządzeń, ale im również nie udało się nigdy dotrzeć ze swoimi produktami poza garstkę geeków. Jak dotąd, rozwój (niezbyt szybki, bo to mogłoby zaszkodzić ich wpływom) wymuszali dostawcy usług, którzy – w zamian za zobowiązanie do regularnego opłacania rachunków – dawali użytkownikom urządzenia końcowe bez dodatkowych opłat. Rynkiem zaczęło na poważnie interesować się dwóch gigantów z trochę innych branż. Pierwszy był Apple, zaraz po nim dołączył Google.

Czy coś Wam to przypomina? Ten opis równie dobrze pasuje do smartfonów, jak i do rodzącego się na naszych oczach rynku internetowych przystawek do telewizora. Wygląda na to, że to, co będzie działo się na tym drugim może być jeszcze bardziej interesujące.

Operatorzy kablówek i platform cyfrowych są dziś w sytuacji, w której bardzo chcieliby być operatorzy komórkowi: to oni w stu procentach rządzą rynkiem urządzeń. Rynkiem, na którym nie istnieją żadne marki producentów – tylko marka operatora. Nokia kupiona w Orange ma na obudowie pomarańczowe logo w kształcie kwadratu i duży napis „NOKIA”. Dekoder Philipsa kupiony w UPC nie ma logo producenta nigdzie, poza naklejką na spodzie obudowy. Oprogramowanie jest w całości przystosowane do oczekiwań operatora. Producent sprzętu może być w każdej chwili zmieniony na innego. Nie ma żadnej wartości dodanej wynikającej z wybrania dekodera tego lub innego producenta. A nawet gdyby była, to operator decyduje o tym, jakie urządzenie trafi do klienta.

Zarówno Google, jak i Apple zrezygnowały z próby dostania się na ten rynek drogą wykorzystaną (ze sporym sukcesem) w przypadku smartfonów – przez operatorski kanał dystrybucji. Nic dziwnego. Operatorzy kablowi są dużo silniejsi od komórkowych i nigdy nie pozwoliliby sobie na ten poziom ingerencji w produkt, którego z pewnością oczekiwaliby obaj giganci świata IT. Dlatego Apple i Google próbują zbudować nowy rynek – dodatkowych przystawek do telewizora – zupełnie od zera.

Apple wyciągnął wnioski z porażki poprzedniej generacji Apple TV – ludzie nie chcą wydawać setek dolarów na urządzenie, które służy tylko do odtwarzania multimediów na ekranie telewizora. Nowa przystawka Apple kosztuje więc 99 dolarów. Google poszedł inną drogą – jego urządzenie przynosi dodatkową wartość w postaci aplikacji i przeglądarki WWW, ale jednocześnie kosztuje dużo więcej. Które podejście okaże się bardziej trafne? Zobaczymy.

Jak to jednak możliwe, że urządzenie Google jest trzykrotnie droższe od Apple TV? Tradycyjnie, Apple zarabiał przede wszystkim na sprzęcie. Dodatkowe usługi, takie jak iTunes Store stanowiły raczej swego rodzaju program lojalnościowy. Dochodowy, ale niespecjalnie istotny z finansowego punktu widzenia. Czyżby Apple TV oznaczał zmianę tego modelu? Myślę, że jest inaczej. Mała, czarna skrzynka to tak naprawdę bezprzewodowe wyjście TV dla iPoda, iPhone i iPada. Ma mocniej związać klientów z marką, a przy okazji stanowi przyczółek do dalszego rozwoju telewizyjnej platformy Apple.

Jeśli dodamy cenę iPoda touch do ceny Apple TV, otrzymujemy kwotę 300 dolarów. Czyli tyle, ile kosztuje pierwsze urządzenie z Google TV. Poza tym, wiele wskazuje na to, że marża na Apple TV jest całkiem przyzwoita – w środku nie znajdziemy żadnych ekstrawaganckich komponentów.

Google z kolei zarabia przede wszystkim na reklamach. Przy obecnych rozmiarach internetu, firma nie ma już zbyt wiele pola do wzrostu. Jednocześnie, jest ciągle zbyt mała, by na serio konkurować o budżety reklamowe konsumowane dotychczas przez stacje telewizyjne (które ciągle docierają do znacznie większej liczby odbiorców) – dlatego próbuje dostać się do telewizora tylnymi drzwiami. To oznaczałoby, że Google TV powinno być wyjątkowo tanie. I pewnie takie by było, gdyby nie fakt, że samo urządzenie produkuje ktoś inny. Google ma ograniczony wpływ na końcową cenę przystawek. Jedyne, co może zrobić, to rozdawać za darmo oprogramowanie. Ostateczną metkę przykleja producent urządzenia.

Warto też pamiętać, że Logitech Revue to dopiero pierwszy produkt z Google TV. Prawdopodobnie, będzie miał wielu, tańszych konkurentów pochodzących od nieco mniej znanych marek. Google TV trafi też do telewizorów i odtwarzaczy Blu-ray. A wtedy dodatkowa kwota do zapłacenia będzie niższa i łatwiejsza do przełknięcia.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA