Marzenia o Dolinie Krzemowej nad Wisłą. Europa ma apetyt na chipy

Kto ma półprzewodniki, będzie rządził światem. Na razie większość ich produkcji odbywa się w Azji, know-how i design jest w Ameryce. Europa, nie chcąc zostać w tyle, też zaczyna inwestować w rozwój biznesu chipowego. Polska właśnie stała się ważnym ogniwem w tej układance.

Fabryka chipów Intela, Miękinia. Rynek półprzewodników

Miękinia na Dolnym Śląsku to jedno z najmłodszych miast w Polsce. Prawa miejskie nabyła w styczniu tego roku. Jest kościół, kaplica grobowa niemieckiej rodziny arystokratycznej, zespół pałacowy i jedna z największych winiarni w Polsce. Miękinia jest nieco większa od warszawskiego Żoliborza, ale mieszka w niej zaledwie 2 tys. osób.

To mniej więcej tyle, ile miejsc pracy stworzy świeżo ogłoszona inwestycja amerykańskiego producenta mikroprocesorów. To właśnie Miękinia została wybrana na lokalizację zakładu testowania i integracji półprzewodników Intela. Inwestycję ogłosił podczas konferencji we Wrocławiu prezes firmy Pat Gelsinger. – To będą najnowocześniejsze technologie na świecie. Budowa trwać będzie długo, to jedne z trudniejszych inwestycji na świecie, ale warto, bo to będzie magnes dla kontrahentów – powiedział.

Wysokość wsparcia inwestycji przez rząd nie jest znana. Po konferencji pytamy o to premiera Morawieckiego. Tłumaczy, że ​​"wszystkie szczegółowe warunki przedstawimy później". Z kolei Ministerstwo Cyfryzacji informuje nas mailowo, że "ostateczny kształt całego pakietu będzie znany dopiero po zatwierdzeniu przez Komisję Europejską".

Na razie w miejscu, gdzie ma powstać zakład za 4,6 mld dolarów, jest jeszcze pole. Pierwsza łopata zostanie wbita dopiero po uzyskaniu zgody KE. Polski rząd nie informuje, czy już o nią wystąpił.

Polski rząd wspiera inwestycję Intela
Przedstawiciele polskiego rządu, ambasady USA i Intela w miejscu, gdzie ma powstać inwestycja Intela. Fot. Krystian Maj / KPRM

Mimo to na konferencji już padło wiele donośnych słów o tym, że jest to największa zagraniczna bezpośrednia inwestycja w Polsce, a Dolny Śląsk okrzyknięto mianem polskiej Doliny Krzemowej. Nic dziwnego, premier Mateusz Morawiecki od roku miał się o nią starać. – ​​Polska była o wiele bardziej głodna wygrania tej inwestycji niż konkurencja – stwierdził Gelsinger, który przyznał także, że "ma premiera Morawieckiego w ulubionych kontaktach w telefonie".

I wygląda na to, że Morawiecki szybko tej pozycji w kontaktach Gelsingera nie straci, bo Polska apetyt na półprzewodniki ma jeszcze większy. 

Europejska polityka niezależności

Walka o supremację w przemyśle półprzewodnikowym to jedna z najważniejszych kwestii geopolitycznych dotycząca zarówno bezpieczeństwa narodowego, jak i gospodarczego prosperity. Bez chipów nie ma samochodów, laptopów, smartfonów, lodówek, pralek, kuchenek, odkurzaczy. Bez chipów nie istnieje nawet internet. I właściwie żadna dziedzina życia choćby lekko zahaczająca tylko o technologię.

Przekonaliśmy się o tym w czasie pandemii. Niedobór półprzewodników spowodowany wstrzymaniem globalnych dostaw z powodu kolejnych lockdownów odbił się na ważnych gałęziach przemysłu. Szczególnie ucierpiała branża motoryzacyjna, która niemal z dnia na dzień musiała wstrzymać produkcję, bo zabrakło czipów niezbędnych do złożenia samochodu. Na parkingach światowych producentów stały tysiące gotowych samochodów, których nie można było sprzedać, bo bez chipów nie można nawet otworzyć drzwi.

Problemy mieli też producenci sprzętu elektronicznego oraz urządzeń AGD. Brak dostaw nowych elementów doprowadził do zachwiania równowagi, wymuszając u producentów korzystanie przede wszystkim z zapasów magazynowych, które szybko zaczęły się wyczerpywać. Sprawę skomplikował też boom na sprzęt komputerowy i elektroniczny, jaki zaobserwowano już w pierwszym okresie trwania pandemii.

Michał Dżoga, country manager Intela na Polskę, tłumaczy, że półprzewodniki to globalny projekt i wykruszenie się choć jednego ogniwa powoduje ogromne problemy. – Produkcja półprzewodników to jeden z bardziej skomplikowanych procesów produkcyjnych na świecie. Projekty półprzewodników powstają głównie w Stanach Zjednoczonych, a maszyny do ekstremalnej litografii produkowane są głównie w Holandii. Produkcja, pakowanie i testowanie jest głównie w Azji. Na świecie nie ma żadnego kraju, który jest całkowicie samowystarczalny – mówi Dżoga.

Dlatego Europa, która była już kiedyś liderem w produkcji najbardziej zaawansowanych chipów, chce zbalansować przewagę Azji i Stanów Zjednoczonych. O tym, jak intratne oferty państwa Zachodu składają producentom chipów, niech będzie fakt, że w ciągu ostatnich kilku dni Intel potwierdził trzy inwestycje: w Polsce, Izraelu i Niemczech. Ta ostatnia wiadomość jest szczególnie niespodziewana po tym, jak minister finansów Niemiec Christian Lindner stwierdził, że w budżecie nie ma pieniędzy na spełnienie żądań Intela dotyczących wyższych dotacji dla nowej fabryki, o której budowę starał się też premier Morawiecki.

Początkowo amerykański producent chipów miał otrzymać wsparcie rządowe w wysokości 6,8 mld euro dla swojego zakładu produkcyjnego w Magdeburgu. Później żądał jednak około 10 mld euro, powołując się na wyższe koszty energii i budowy. Minister Lindner odpowiadał: – Próbujemy teraz skonsolidować budżet, a nie go rozszerzać.

Berlin jednak zmienił plany. W poniedziałek Intel i niemiecki rząd ogłosiły, że fabryka chipów w Magdeburgu powstanie, a amerykańska firma wyda na nią ponad 30 mld dol. Niemcy zobowiązały się pokryć jedną trzecią wymaganej inwestycji. A przecież Berlin oprócz Intela do kraju chce ściągnąć również tajwańską firmę TSMC, czyli największego producenta półprzewodników na świecie. Za to też będzie trzeba zapłacić.

Głębokie kieszenie 

Swoje fabryki chipów chcą mieć teraz wszyscy. Kraje za pomocą kombinacji dotacji państwowych i korzystnego ustawodawstwa próbują ściągnąć do siebie jak najwięcej inwestycji. Sprzyja temu przegłosowany w kwietniu tego roku unijny Chips Act regulujący warunki udzielania pomocy publicznej na finansowanie najnowocześniejszych megafabryk do produkcji chipów. Unia Europejska jest trzecią co do wielkości gospodarką świata, po Stanach Zjednoczonych i Chinach, ale odpowiada jedynie za około 10 procent światowego rynku chipów i chce to jak najszybciej zmienić.

Zgodnie z założeniem Chips Act UE zamierza podwoić swój obecny udział w rynku światowym do 20 proc. w 2030 r. Przeznaczy na to ponad 43 miliardy euro w publicznych i prywatnych inwestycjach, aby zaspokoić rosnący apetyt Europy na chipy.

I oczywiście Unia Europejska ma szanse na bycie ważnym globalnie graczem, ale zawalczyć o supremacje musi nie tylko z aktualnym czempionem, czyli Azją Wschodnią, lecz także z zachodnimi partnerami.

Stany Zjednoczone podobnie jak Europa przez ostatnie dekady straciły znaczenie w kwestii produkcji chipów. Obecnie ich udział w globalnych zdolnościach produkcyjnych półprzewodników wynosi zaledwie 12 proc., dlatego kraj postanowił zadziałać. W sierpniu 2022 Kongres Stanów Zjednoczonych uchwalił ustawę CHIPS Act, w ramach której na produkcję półprzewodników zostanie przekazane ponad 52 mld dolarów rządowych dotacji. Od czasu uchwalenia ustawy w Stanach ogłoszono inwestycje o wartości ponad 200 mld dolarów. W produkcję w Stanach zainwestują: TSMC, Intel, Samsung, Micron i Texas Instruments.

USA zrobiły jeszcze jeden krok. W październiku 2022 roku prezydent Joe Biden nałożył sankcje na eksport amerykańskich półprzewodników do Chin. Amerykańskie przedsiębiorstwa i obywatele nie mogą już pomagać żadnym chińskim firmom w tworzeniu technologii chipowej. Kontrole wykroczyły poza ograniczenia handlowe administracji Trumpa, które dotyczyły konkretnych firm, takich jak chiński gigant telekomunikacyjny Huawei.

Już przed wprowadzeniem sankcji Pekin zbierał ogromne sumy na stworzenie i wsparcie rodzimych alternatyw dla zachodnich producentów chipów. Ale zagraniczne komponenty były zbyt łatwo dostępne i miały za dobrą jakość, żeby chińskie firmy chciały z nich zrezygnować. Krajowa produkcja chipów w Chinach stanowi łącznie zaledwie 16 proc. światowego przemysłu półprzewodników. A zapotrzebowanie na chipy jest tam największe na świecie. Jednak jak wskazują autorzy raportu "State of the U.S. Semiconductor Industry", do 2030 roku Chiny mają mieć największy udział w światowej produkcji ze względu na ogromne inwestycje rządu w tym sektorze. Natomiast teraz obecna strategia Chin polega na osiąganiu samowystarczalności i koncentruje się na produkcji starszych chipów, która możliwa jest w dużym stopniu za sprawą maszyn do litografii holenderskiego producenta ASML.

Ale Chiny i z tym mogą mieć problem. Unia Europejska w tym tygodniu ogłosiła, że chce zwiększyć bezpieczeństwo ekonomiczne, co Politico wprost nazwało zakazem tworzenia wrażliwych technologii w Chinach. Europejska Strategia Bezpieczeństwa Gospodarczego przedstawia plany Brukseli, aby bardziej interweniować w sposób, w jaki europejskie firmy inwestują i handlują w krajach na całym świecie. W dokumencie unika się konkretnej wzmianki o Chinach, ale jasne jest, że Pekin wraz z Rosją są głównymi celami.

Komisarze europejscy ogłaszają EU Chips Act
Komisarze europejscy ogłaszają EU Chips Act. Fot. Alexandros Michailidis / Shutterstock.com

"Zagrożenia wynikające z niektórych powiązań gospodarczych szybko ewoluują w obecnym środowisku geopolitycznym i technologicznym i w coraz większym stopniu łączą się z obawami dotyczącymi bezpieczeństwa. Dlatego UE musi opracować kompleksowe podejście do wspólnego identyfikowania i oceniania zagrożeń dla własnego bezpieczeństwa gospodarczego" – czytamy w informacji prasowej opublikowanej 20 czerwca na stronie KE.

Nowa strategia bezpieczeństwa gospodarczego jest krokiem naprzód w planach Brukseli, aby stworzyć nowe uprawnienia do kontrolowania outsourcingu kluczowych gałęzi przemysłu i technologii do potencjalnie problematycznych krajów. Komisja planuje uchwalić przepisy, które umożliwią powstrzymywanie firm przed przenoszeniem łańcuchów dostaw "zaawansowanych technologii" do autokratycznych krajów. Bo mogą w ten sposób narażać europejską własność intelektualną i bezpieczeństwo narodowe.

Obecnie o kontrolach eksportu decydują rządy krajowe. Na początku tego roku Holandia zablokowała eksport zaawansowanego sprzętu ASML do produkcji mikroczipów najnowszej generacji do Chin, uginając się pod presją USA. Co zrobią Chiny, jeśli Europa zupełnie odetnie ich od dostaw holenderskich maszyn do litografii, także tych do starych czipów? Możliwe, że będą chciały zagrać va banque i zaatakować Tajwan.

Tajwańskie rozgrywki chipowe 

Chiny wcale nie muszą go najeżdżać. Tajwan to wyspa, więc wystarczy zablokować porty, żeby odciąć ją od świata, a taki scenariusz nie jest kompletnie wykluczony.

Państwo odgrywa kluczową rolę w półprzewodnikowej układance. Odpowiada za produkcję 90 proc. najbardziej zaawansowanych półprzewodników na świecie. Co więcej, za ich eksport w 40. proc. odpowiadają szlaki morskie. – Gdyby wybuchł jakikolwiek konflikt wokół Tajwanu, to byłoby to ekstremalne dla globalnej gospodarki. I nie chcielibyśmy tego doświadczyć. Dlatego naszym obowiązkiem jest zadbać o to, by nie było żadnego konfliktu między Tajwanem a Chinami – mówił SW+ Joseph Wu, minister spraw zagranicznych Tajwanu.

Kraj ten jest przedmiotem napięć między Pekinem a Waszyngtonem w związku ze swoim statusem politycznym. Z praktycznego punktu widzenia Tajwan jest niepodległy od 1949 r., ale Pekin od lat uważa, że powinien zostać zjednoczony z resztą Chin. W ostatnim czasie zrobiło się jednak bardzo gorąco, bo w kwietniu 2023 r. Chiny przeprowadziły szeroko zakrojone ćwiczenia wojskowe w pobliżu Tajwanu, symulując okrążenie wyspy, co świat odebrał jako przygotowanie do inwazji.

​​USA, podobnie jak większość państw świata, nie utrzymują formalnych relacji dyplomatycznych z Tajwanem, ale uznawane są za jego największego sprzymierzeńca i dostawcę broni. Ich relacje po części reguluje tzw. Taiwan Relations Act (TRA) z 1979 r., w którym USA zobowiązały się do pomocy w obronie Tajwanu przed zewnętrzną inwazją. TRA został podpisany po tym, jak Stany nawiązały z Chinami stosunki dyplomatyczne, zapewniając strategicznie położonej wyspie zabezpieczenie przed ewentualnymi zakusami Państwa Środka.

Zapewnienia o bezpośrednim wsparciu militarnym płyną także z ust aktualnego prezydenta. We wrześniu Joe Biden w rozmowie z telewizją CBS zapowiedział, że wojska USA będą bronić Tajwanu w przypadku chińskiej inwazji.

Ale te zapewnienia Tajwanowi nie wystarczają, dlatego gra na potencjale półprzewodnikowym, który stał się dla Tajpej główną kartą przetargową w globalnej układance politycznej. W czerwcu tego roku Tajwan podpisał z USA umowę handlową, która ma wesprzeć współpracę biznesową między krajami. Co więcej, Taiwan Semiconductor Manufacturing Corp (TSMC), czyli największy producent chipów na świecie, zainwestuje 40 mld dol. w produkcję chipów w Arizonie.

Fabryka chipow Taiwan Semiconductor Manufacturing Company na Tajwanie
Fabryka chipów Taiwan Semiconductor Manufacturing Company na Tajwanie. Fot. Nambaman / Shutterstock.com

Chipowy gigant buduje także fabrykę w Japonii i chce zainwestować w produkcję w Europie, w tym w Niemczech. – Kraje europejskie powinny zacieśnić stosunki z Tajwanem, jeśli chcą dalszych tajwańskich inwestycji w produkcję półprzewodników – powiedział minister spraw zagranicznych Joseph Wu podczas wizyty w Europie w połowie czerwca.

Znamienne to słowa wobec faktu, że wszystkie inwestycje zagraniczne firmy TSMC wymagają zgody rządu. Oczywiście Wu zapewnił, że Tajpej nie zablokuje inwestycji w Europie, ale dodał, że istnieje pewna "kwestia filozoficzna". – Chociaż nie jesteśmy samolubni, powstrzymując TSMC przed inwestycjami w innych krajach, z pewnością mamy nadzieję, że inne kraje, które chcą przyciągnąć TSMC, mogą również pomyśleć o sytuacji, w której znajduje się Tajwan – wyjaśnił.

Marzenia o Dolinie Krzemowej

Europa, oprócz wymienionych już inwestycji TSMC w Niemczech czy Intela w Polsce i Niemczech, także stara się o kolejne. Również w Niemczech amerykańska firma Wolfspeed zbuduje fabrykę chipów do pojazdów elektrycznych o wartości 3 mld dol. oraz centrum badawczo-rozwojowe.

Do gry wchodzą też rodzime firmy. Francusko-włoski STMicroelectronics poinformował w lipcu 2022 o planach budowy fabryki półprzewodników za 7,5 mld euro we Francji we współpracy z amerykańskim GlobalFoundries. Z kolei w październiku ogłosił plan budowy we Włoszech fabryki za 730 mln euro. A w lutym tego roku niemiecki producent chipów ​​Infineon uzyskał zgodę na rozpoczęcie prac nad fabryką półprzewodników o wartości 5 mld euro w niemieckim Dreźnie.

Europa utrzymuje główną pozycję w dziedzinie badań i rozwoju półprzewodników. Jeden z najważniejszych mózgów w branży to Międzyuczelniane Centrum Mikroelektroniki (IMEC) z siedzibą w Belgii. Jest też oczywiście holenderski ASML, jedyny globalny dostawca sprzętu litograficznego. Bez niego fabryki nie są w stanie stworzyć najbardziej zaawansowanych procesorów.

Są też mniejsi gracze (głównie z Niemiec), bez których trudno byłoby utrzymać produkcję chipów w ryzach. Firma Carl Zeiss produkuje soczewki do maszyn litograficznych ASML-u, Siltronic płytki krzemowe, na których wytrawiane są chipy, a Aixtron wyspecjalizowany sprzęt do nakładania warstw chemikaliów na te płytki, żeby móc utworzyć obwody. W czym więc problem?

W Europie przede wszystkim brakuje najnowocześniejszych fabryk i zakładów do ich testowania i integracji. Dlatego za tak ważne uważa się inwestycje Intela w Niemczech i Polsce, które przynajmniej częściowo kompensują nasze braki.

Intel przy wsparciu niemieckiego rządu zbuduję fabrykę półprzewodników w Magdeburgu
Intel przy wsparciu niemieckiego rządu zbuduję fabrykę półprzewodników w Magdeburgu. Fot. materiały prasowe

Mająca powstać w Magdeburgu fabryka chipów to nic innego jak zakład produkcji wafli krzemowych. Tak zwane "faby" wytwarzają chipy na waflach krzemowych z wykorzystaniem zaawansowanych procesów chemicznych, mechanicznych i optycznych. Następnie gotowe wafle wysyłane są do zakładów integracyjnych i testowych. Takich jak ten planowany w okolicach Wrocławia.

Tam są rozcinane na pojedyncze chipy, integrowane w ramach produktów końcowych i testowane pod kątem wydajności i jakości. Gotowe układy scalone wychodzące z miękińskiego zakładu będą później wysyłane do klientów. Inwestycja w Polsce nie jest najbardziej istotną i na pewno nie największą, mimo wszystko niezbędną, aby chipy produkować.

– Polska stała się ważnym elementem układanki w tym biznesie chipowym. Jednak jedna inwestycja nie zrobi z Polski Doliny Krzemowej. Musi powstać cały ekosystem złożony z klientów, dostawców, kadry – mówi w rozmowie z SW+ Michał Dżoga. Przyznaje, że lokalizacja planowanej inwestycji ma potencjał dalszej rozbudowy. W międzyczasie, aby zrealizować marzenie o Dolinie Krzemowej nad Wisłą, polski rząd stara się zachęcić także inne firmy ze Stanów oraz ściągnąć inwestycje z Azji. 

Marcin Fabianowicz, dyrektor departamentu inwestycji w Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu, która była zaangażowana w pozyskanie inwestycji Intela, zapytany o to, czy ewentualne inwestycje firm z Azji nie kolidują z interesami Amerykanów, odpowiada: – Od potencjalnej konkurencji zdecydowanie ważniejszy jest efekt skali, więc amerykańska inwestycja może jedynie wspierać nasze starania o pozyskanie tych azjatyckich.

Zdjęcie główne: prezes Intela Pat Gelsinger i premier Mateusz Morawiecki podczas ogłoszenia inwestycji. Fot. materiały prasowe
DATA PUBLIKACJI: 23.06.2023