Kolejna zmiana, którą widzę, choćby w trakcie obecnych protestów na ulicach, to jak bardzo postulaty feministyczne się zdemokratyzowały i weszły do mainstreamu. To już nie są tylko protesty młodych wielkomiejskich, wykształconych kobiet z klasy średniej, ale także nastolatek i seniorek, mieszkanek małych miasteczek i wsi. Także katoliczek, które jeszcze do niedawna kompletnie nie odnajdywały się w tej narracji. Kolejną zmianą, która nawet dla mnie jest pewnym zaskoczeniem, to ta nieskrępowana erupcja kobiecego gniewu. Ona jest dla wielu niezrozumiała i nieakceptowalna, ale pokazuje jak ogromny ładunek długo tłumionej frustracji w nas tkwił. Te przekleństwa na transparentach, ten krzyk i uniesione pięści to jest coś, do czego długo nie dawałyśmy sobie prawa, co pozostawało w ukryciu. Znów – zawsze pod powierzchnią, ale nieujawnione, niewidzialne. To, że dałyśmy upust swojemu gniewowi, zostawi w nas trwały ślad. Tym bardziej, że to działa. – Grzeczne już byłyśmy i prosiłyśmy miło przez tyle lat – krzyczą tłumy na ulicach. I dopiero teraz są słyszane.