To one zmobilizowały kobiety. Oto bohaterki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet

Zwolenniczki aborcji” – mówią o nich Wiadomości TVP. Marszałek Sejmu twierdzi, że noszą symbole do złudzenia przypominające SS”. Mają wspólnie taką siłę, że dziś kobiety masowo zrezygnowały z pracy i ogłosiły Ogólnopolski Strajk.

28.10.2020 07.15
Oto bohaterki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet

W coraz bardziej masowych protestach, które wybuchły po wyroku Trybunału Konstytucyjnego biorą udział dziesiątki tysięcy kobiet i mężczyzn. Większość anonimowa – szczególnie, że noszą maseczki. Ale protesty i Ogólnopolski Strajk Kobiet mają też swoje liderki. Nie wszystkie są nimi oficjalnie, nie są polityczkami, nie planowały też takiego wejścia w życie polityczne. Ale to one swoimi działaniami i swoją postawą są twarzami ruchu.

Jedna z bohaterek tekstu wycofała się w ostatniej chwili, z obawy o swoje bezpieczeństwo.

Marta Lempart
Matka założycielka

Marta Lempart, fot. Szymon Mucha

Jeszcze niedawno znana była tylko najbliższemu kręgowi aktywistek. Dziś jej nazwisko przewija się przez wszystkie serwisy informacyjne, a portale plotkarskie piszą o jej życiu prywatnym i biznesie. 

Marta Lempart stojąca na czele Ogólnopolskiego Strajku Kobiet od kilku dni mobilizuje coraz większe tłumy do zaangażowania. Jej życie zostało też postawione do góry nogami. Nie nadąża odbierać telefonów. Program na żywo dla „Wirtualnej Polski” zerwała zdenerwowana pytaniem dziennikarza, czy zamierza startować w wyborach. 

Ludzie nie potrzebują, żeby ich prowadzić określoną drogą – potrzebują wsparcia, kiedy idą swoją własną. Tak wszyscy dotrzemy do celu” – takie motto znajdziecie na stronie Rzecznika Praw Obywatelskich. Zaraz obok nazwiska Marty Lempart.

Wszystko zaczęło się w październiku 2016 roku. To właśnie wtedy Lempart zainicjowała działalność Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Ruch narodził się w okolicach pierwszego Czarnego Poniedziałku. Wtedy ludzie wezwani przez działaczki OSK wyszli na ulice, by zaprotestować przeciwko projektowi całkowitego zakazu aborcji. Polski Strajk Kobiet przyczynił się później do powstania Międzynarodowego Strajku Kobiet.

Marta Lempart, wrocławianka, z wykształcenia prawniczka, aktywizm i zaangażowanie wyniosła z domu rodzinnego. – Oboje rodzice nauczyli mnie, że warto robić coś dla innych, nie myśleć tylko o sobie. I że trzeba zabierać głos w ważnych sprawach – mówiła w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów”. W tej samej publikacji pada jeszcze inne, bardzo ważne zdanie w kontekście wychowania aktywistki:

– Mama pokazała mi też, że warto walczyć o osoby, które same o siebie nie zawalczą. Doceniam tę lekcję, kiedy w Ogólnopolskim Strajku Kobiet wciąż spotykam dziewczyny, które na początku nie są w stanie głosu podnieść, a teraz wykłócają się o swoje, bo widzą, że nie przesadzają, że nic im się nie wydaje, że to, co myślą i czują, jest prawdziwe i mają do tego prawo - mówiła.

Jej publiczne i szeroko zakrojone zaangażowanie oczywiście nie zaczęło się razem ze Strajkiem Kobiet. Dekadę temu Lempart pracowała w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej oraz w Państwowym Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Przez lata zajmowała się sprawami osób z niepełnosprawnościami, pracowała m.in. przy dostosowywaniu polskiego prawa do międzynarodowych przepisów dotyczących pomocy publicznej na zatrudnianie osób z niepełnosprawnościami. Jest też współautorką ustawy o języku migowym.

Przejęcie władzy przez PiS rozpoczęło całkiem nowy rozdział w jej karierze politycznej. Lempart zaczęła brać udział w protestach Komitetu Obrony Demokracji, zaś 2016 rok przyniósł wspomniany pierwszy Czarny Poniedziałek.

Lempart i inne liderki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet twierdzą, że tym razem będą protestować do skutku. Wczoraj opublikowały swoje aktualne postulaty, wśród nich nie tylko te dotyczące aborcji, ale i postulat o nowelizację budżetu i przeznaczenie większych środków na ochronę zdrowia. – To walka o wolność, którą w bardzo brutalny sposób naruszono, a aborcja jest jej symbolem. To jest bardzo groźny czas dla PiS-u, skoro ludzie 20 lat młodsi ode mnie krzyczą na ulicy „Konstytucja!” - mówiła Onetowi.

Anna Nicz

Klementyna Suchanow
#ToJestWojna

Klementyna Suchanow, fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta

Zanim okrzyk To jest wojna” trafił na kartonowe tablice protestujących, o tym, że tak właśnie jest, wiedziała Klementyna Suchanow. – W ludziach coś pękło. Dołączają do nas kolejne grupy ze swoimi frustracjami. Już nie chodzi tylko o wyrok Trybunału. To już ogólnopolski strajk – mówi pisarka.

Ta pisarka, tłumaczka, autorka książek, w tym głośnej biografii Witolda Gombrowicza, tak właśnie zatytułowała swoją najnowszą, wydaną ledwie kilka miesięcy temu książkę. W „To jest wojna. Kobiety, fundamentaliści i nowe średniowiecze” udowadnia, że kobiece ciała stały się przedmiotem globalnej politycznej rozgrywki. Nie tylko opisuje i analizuje to zjawisko, ale od lat jest także sama aktywistką, choćby w Strajku Kobiet. 

Jak mówi, teraz z domu wyrwało ją to, jaką przyszłość szykuje się dla jej nastoletniej córki. W ostatni czwartek po decyzji Trybunału Konstytucyjnego dowiedziała się, że pod jego siedzibą spontanicznie zbiera się tłum ludzi. – Panowała tam niezwykła energia. Napięcie buzowało w ludziach. Nie spodziewałam się takiego zrywu, szczególnie w chwili zagrożenia związanego z pandemią – opowiada nam. Protestujący przeszli wówczas przez Warszawę. Na czele ich pochodu młodzi ludzie nieśli baner z hasłem „Wypierdalać”. Doszło do starcia z policją. Służby użyły gazu, ale to nie powstrzymało tłumu. Do protestu zaczęły dołączać kolejne grupy; taksówkarze, rolnicy, kibice.

Suchanow uważa, że protesty są tak masowe i powszechne, bo wyrok Trybunału dotyczy bardzo delikatnej, wrażliwej strefy intymności człowieka. – Nie tylko samej ciąży, ale również emocji. Władza pokazała, że wkracza ze swoimi przepisami w niezwykle wrażliwą sferę każdej kobiety. Wyrok Trybunału może przecież dotyczyć każdej z nas, bo każda kobieta może zajść w ciążę, w wyniku której nie będzie szans na urodzenie zdrowego dziecka. To, jak sobie z tym poradzi, powinno być rzeczą całkowicie indywidualną. Jeśli ktoś uzna, że woli takie dziecko urodzić, bo chce je zobaczyć, nadać mu imię, pożegnać, to jak najbardziej trzeba to uszanować. Na pewno będą też osoby, które nie będą chciały patrzeć na cierpienie takiego dziecka. Będą rozumiały tę sytuację inaczej. Nie będą przysparzać temu istnieniu dodatkowego cierpienia. Tylko że tutaj wchodzi państwo ze swoimi przepisami i mówi, co kobieta ma robić i koniec kropka. To jest naruszenie najbardziej głębokich pokładów intymności człowieka – mówi nam pisarka. 

– Nie jest tak, że na ulice wychodzą kobiety, które nie chcą mieć dzieci i chcą dokonywać aborcji. Na ulice wychodzą kobiety, które chcą mieć dzieci albo planują to w przyszłości i nie wyobrażają sobie, że ktoś im może odgórnie coś takiego nakazywać. Co ciekawe, od samego początku na protesty wychodzą też ich partnerzy, mężczyźni. Widać, że to ruszyło też chłopaków. Nie dają się propagandzie i średniowiecznej ideologii – opowiada Suchanow. 

Według niej stanowczą reakcję społeczeństwa odzwierciedla też ostry, wręcz wulgarny język sprzeciwu. – Pomysły rządu są dużo drastyczniejsze niż język. Gdyby rząd nie miał takich pomysłów, to ludzie nie używaliby takiego języka. Prosto w twarz mówią, co na ten temat myślą – opowiada i tłumaczy, że język ma różne rejestry. – Kiedy zwracamy się do dziecka, mówimy inaczej. Nawet zmieniamy głos. A kiedy mówimy do ludzi, którzy nas prześladują, chcą nam zrobić krzywdę, to używamy słów dobitnych. Wykrzykujmy to, co nas boli. To naturalna reakcja.

– Zamiast na protestach wolałabym być w domu. Jednak jak widać, nie tylko dla mnie, ale i dla wielu ludzi jest jeszcze coś ważniejszego niż zdrowie, a nawet życie. Wolność sumienia, światopoglądu i podejmowania decyzji. Rząd za mocno zaciska wszystkie te kręgi – mówi i dodaje, że wśród protestujących jest też strach przed fizyczną agresją. – Boją się, ale wychodzą i protestują. Chcą wykrzyczeć to, co dla nich jest ważne.

W poniedziałek sama Suchanow padła ofiarą fizycznego ataku. W czasie protestu na warszawskim Placu Trzech Krzyży napadło na nią trzech mężczyzn. Przewrócili ją na ziemię i zaczęli kopać. – Chcieli mnie skopać po twarzy, widziałam ich buty, ale coś ich spłoszyło i uciekli. Schowali się do kościoła – opowiada Suchanow.

Marek Szymaniak

Marta Frej
Polska podręczna

Marta Frej, arch. prywatne

Chodzi mi o to aby język giętki, powiedział wszystko co pomyśli głowa. Jesteśmy wkurwione” – głosi jedna z grafik Marty Frej. Rysunki tej zaangażowanej społecznie artystki zawsze miały mocno feministyczny ton. Dziś ta sztuka napędza protesty.

Długie ciemne włosy, zmarszczone brwi, usta zasłonięte dłonią w biało-czerwonych barwach. To nie jest portret Marty Frej, to jej obecnie najbardziej rozpoznawana grafika. Najbardziej rozpoznawalna, bo masowo wykorzystywana w kolejnych miastach i kolejnych dniach Strajku Kobiet.

To ona wisiała na fontannie Neptuna w Gdańsku, to ją drukują i rozlepiają protestujący w Warszawie, noszą na maseczkach i to wreszcie na tą „polską podręczną” stylizują się kolejne dziewczyny i kobiety na zdjęciach w mediach społecznościowych, chcąc pokazać swoje poparcie do Strajku.

W kilka dni rysunek ten stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych ikon graficznych protestu.

– Duma? Pewnie też, nawet na pewno ją czuję. Ale bardziej jednak jestem zdesperowana i pełna energii do działania, do walki, do oporu, do przeciwstawienia się łamaniu praw obywatelskich. Sztuka nie stoi obok życia, jest z nim silnie powiązana. Oczywiście, cieszy mnie, że moja praca jest wsparciem dla ludzi. Ale nie jest też tak, że tylko za jej pomocą protestuję. Wychodzę też osobiście na kolejne odsłony strajku. Póki jestem zdrowia i dobrze się czuję to mój obowiązek. Nie można się tylko dłużej bać i czuć się bezsilnym – mówi nam Frej.

Grafiki Marty Frej od początku Strajku Kobiet towarzyszą protestującym. Ale artystka mocno zaangażowaną społecznie i feministyczną sztukę uprawia od lat. Jest choćby autorką ilustracji do książki Brakująca połowa dziejów” Anny Kowalczyk o Polkach zapomnianych w oficjalnej nauce historii.

Prace Frej były wystawiane w Galerii Arsenał w Poznaniu czy Miejskiej Galerii Sztuki „M-Łódź Identyfikacja” w Łodzi, ale największą siłą jej sztuki jest memiczny charakter. Tak silny, że wraz z Agnieszką Graff jest autorką książki „Memy i Grafy”. Kolejne grafiki i ilustracje rozchodzą się szybko i ogromnych zasięgach po wszystkich mediach społecznościowych. W roku 2017 otrzymała nagrodę plebiscytu O!Lśnienia – Nagrody Kulturalne Onetu – właśnie za nadanie memom rangi artystycznego dzieła. Jej feministyczna sztuka dzięki internetowi zdobyła prawdziwą siłę. 

To połączenie sztuki, zaangażowania społecznego i social-mediowej siły memów stoi za tym, że kolejne grafiki Frej odbijają się dziś szerokim echem wśród protestujących. Jej ostatnie prace mają bardzo mocny przekaz: „Chodzi mi o to aby język giętki, powiedział wszystko co pomyśli głowa. Jesteśmy wkurwione”, „Wypisdalać”, „Grób matki Polki z przymusu”. Obrazy są bezkompromisowe i udostępniane na tysiącach kont w social mediach. 

– Hejt za to, co tworzę? Tak naprawdę trafia się bardzo rzadko. Zamiast zwracać na niego uwagę, staram się raczej doceniać wszystkie pozytywne sygnały, których jest o wiele więcej. Tworząc, jestem w zgodzie z sobą. Oddaję to, co jest ważne tu i teraz dla kobiet. Widzę, że to nie są tylko moje obserwacje, bolączki i problemy. To jest bardzo satysfakcjonujące dla artystki – przyznaje Frej. I dodaje: – Rozumiem potrzebę posiadania graficznych symboli wśród protestujących, czegoś, co w wizualnej formule wyrazi szybko i jednoznacznie cały przekaz protestów. 

Jest rzeczywiście wysyp grafik, plakatów, ilustracji związanych ze strajkiem. Oczywiście przesyłane są w mediach społecznościowych, ale także wieszane w oknach przez osoby, które nie chcą lub nie mogą protestować osobiście, drukowane i rozlepiane na ulicach. – Prawa autorskie? W takiej sytuacji nie są kluczowe. Co więcej i ja i wielu grafików wręcz swoje prace do takiego użytku udostępniamy – dodaje Frej.

Frej udostępniła właśnie plakat Wypisdalać”. Sporo prac udostępniała też Magda Danaj znana jako Porysunki, zaś Jarek Kubicki przygotował serię plakatów nawiązujących do słynnego „W samo południe” Solidarności. Tyle że tym razem solidarycą wypisane jest Wypierdalać”, a zamiast Johna Wayne'a widnieją sylwetki kobiecych ikon popkultury: Ellen Ripley, Sarah Connor czy Lary Croft.

Sylwia Czubkowska

Małgorzata Halber
W internecie i na żywo

Małgorzata Halber, arch. prywatne

– Jestem poza skalą – odpowiada Małgorzata Halber na pytanie o to, jak bardzo jest zdenerwowana obecną sytuacją w Polsce. Pisarka, rysowniczka i aktywistka, przez lata znana jako prezenterka Viva Polska dziś w sieci nagłaśnia Strajk Kobiet.

– To ten moment, kiedy rtęć rozwala podziałkę w termometrze – opowiada nam Halber. W jej działalność od lat wpisane są tematy ważne społecznie. Pięć lat temu wydała swoją pierwszą powieść, „Najgorszy człowiek na świecie” o uzależnieniu od alkoholu i narkotyków. I nie ukrywała, że książka ta oparta jest na jej własnych doświadczeniach z walką z nałogiem. Pod koniec listopada ukaże się jej druga książka – „Książka o miłości”, napisana wspólnie z Olgą Drendą. 

Halber jest również autorką Bohatera, postaci rysunkowej przypominającej ni to ziemniaka, ni to zwierzątko, który komentuje naszą codzienność, często gorzko, ale i ironicznie, z czarnym humorem. Od dłuższego czasu, odzyskując m.in. niechciany papier i robiąc z niego nowe notatniki, propaguje też ruch zero waste, czyli ekologiczne podejście do życia, polegające na zmniejszeniu produkcji odpadów. 

– W czwartek byłam załamana. Byłam w takiej sytuacji, w której jest teraz duża część Polaków: leżałam w domu z infekcją. Nie byłam w stanie bez wychodzenia zdobyć testu, więc nie wiedziałam, czy mam koronawirusa, a większość moich znajomych już była chora. Nie mogłam się też dodzwonić do Sanepidu, moje dwa koty były chore, niedawno zmarł ojciec mojego znajomego… a potem zapadł wyrok Trybunału – opowiada Halber o dniu, w którym poznaliśmy wyrok TK w sprawie ustawy aborcyjnej.

– Po raz pierwszy w życiu pomyślałam: muszę stąd wyjechać. Mój ojciec zajmował się polityką przez dziesięć lat, wiem, jak działają te mechanizmy. Nie mam złudzeń, że politycy to mili panowie, którzy chcą naszego dobra. To jest gra o władzę, ale wyciągnięcie klerykalnego zakazu w środku kryzysu pandemicznego to już nie jest bezczelność, to już nie jest kurewstwo. To jest obrzydliwe – emocjonuje się.

Choć nie mogła wyjść na ulicę i uczestniczyć w proteście, chciała zamanifestować swój sprzeciw wobec decyzji rządzących. Zaczęła oglądać relacje na żywo na kanałach Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. – Relacje prowadził mężczyzna, który współpracuje z OSK. Zagotowałam się w momencie, kiedy zamiast dopuścić do głosu kobiety, ten zaczął rozmawiać z Romanem Kurkiewiczem, Włodzimierzem Czarzastym oraz ze Zbigniewem Hołdysem, który był w domu i opowiadał o tym, jak biło go ZOMO. Na taką rewolucję kobiet to ja się nie piszę! – oburza się Halber. 

To skłoniło ją do tego, by szukać relacji z polskich miast i miasteczek, przygotowywanych głównie przez lokalne media i udostępniać je na swojej tablicy na Facebooku. Organizuje też samopomoc żeńską dla kobiet, które i z powodu pandemii, i protestów mają różne problemy. Od czysto materialnych, po wsparcie psychologiczne. 

Po konferencji premiera, na której ogłoszono, że od soboty, 24 października, w przestrzeni publicznej gromadzić może się maksymalnie 5 osób, ale obostrzenie to nie dotyczy kościołów, wpadła na pomysł, by również tam protestować.

– Rewolucja to proces. Bardzo dużo zawdzięczamy sprawie Stop Bzdurom (chodzi o Margot, która została oskarżona o zniszczenie tzw. homofobusa i atak na kierowcę furgonetki – przyp. red.), bo wtedy przetoczyła się dyskusji co wolno, a czego nie wolno, czy można być wulgarnym, czy nie można. I dzięki temu dzisiaj jest nam łatwiej trzymać transparenty z hasłem „Wypierdalać” – opowiada Halber.

Ale i tak ogromne wrażenie zrobiły na niej zdjęcia kobiety spod ołtarza z transparentem z napisem „Módlmy się o prawo do aborcji”. Tak samo jak fala oburzonych komentarzy, która przetoczyła się po protestach w świątyniach. Przyznaje, że sama nie miałaby siły, by stanąć przed ołtarzem z transparentem. – To jest jakaś straceńcza odwaga. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie musimy wchodzić do kościoła, by protestować. Można wyjść na spacer, można w domu dzielić się relacjami, można informować innych – to też jest bardzo ważne, by dzielić się sprawdzonymi, potwierdzonymi wiadomościami na temat tego, co się dzieje – przekonuje Halber.

– Jestem wzruszona, kiedy oglądam te relacje ze wszystkich miejsc w Polsce, z dużych miast i miasteczek, tam są tysiące ludzi. Ale są też tysiące ludzi w internecie, którzy nie mogą wyjść i protestują w sieci. I to jest wspaniałe.

Joanna Tracewicz