MacBook Pro (2025) z Apple M5 - test. Najpotężniejszy z najtańszych
Jak radzi sobie MacBook Pro (2025), czyli pierwszy laptop Apple’a z chipem Apple M5? No czy warto go kupić, a jeśli tak - to kto powinien to zrobić? Sprawdziliśmy.

Do naszej redakcji trafiły już dwa sprzęty Apple’a z procesorem Apple M5. Pierwszym z nich był nowy tablet, czyli iPad Pro (2025), którego miałem już okazję przetestować. Teraz przyszła kolej na MacBooka Pro (2025), który wyposażony został w dokładnie ten sam układ. Co warto wiedzieć o tym laptopie? Przypomnijmy pokrótce jego parametry.
Czytaj inne nasze teksty poświęcone sprzętom i usługom Apple’a:
MacBook Pro (2025) - specyfikacja
Największą nowością jest oczywiście nowy chip, czyli Apple M5. W przypadku MacBooka Pro (2025) wyposażony został w 10 rdzeni CPU, 10 rdzeni GPU i 16 rdzeni NPU, czyli… dokładnie tyle samo, ile miał do dyspozycji układ Apple M4 (a to jednocześnie o 1 rdzeń CPU więcej niż w przypadku bazowych iPadów Pro z Apple M5). Jest jednak od niego zauważalnie szybszy - podczas testów i podczas pracy.
W przypadku obliczeń związanych ze sztuczną inteligencją wynika to głównie z faktu, iż Apple M5 został wyposażony w dodatkowe akceleratory Neural Accelerator. Poza tym ma do dyspozycji wszystko to, co poprzednik, w tym sprzętową akceleracją obsługi kodeków H.264, HEVC, ProRes i ProResRAW oraz ray tracingu. Zapewnia też wyższą przepustowość pamięci: 153 GB/s zamiast 120 GB/s.
Jeśli zaś o pamięci mowa, to w przypadku tej zunifikowanej podstawowy model ma jej 16 GB, ale możemy wybrać też wersję z 24 GB lub 32 GB RAM-u. W przypadku pamięci wewnętrznej MacBook Pro (2025) startuje od 512 GB, ale SSD może mieć również pojemność 1 TB, 2 TB oraz, co jest nowością, aż 4 TB. To wszystko mieści się zaś w obudowie o dokładnie takich samych gabarytach, jak poprzednio.

Na oko nie sposób odróżnić MacBooka Pro (2025) od poprzednika.
Komputery dostępny jest wyłącznie w wersji 14,2-calowej, a mierzy dokładnie 31,26 cm szerokości, 22,12 cm głębokości i 1,55 cm wysokości przy masie 1,55 kg. Pod względem gabarytów nie jest tym samym bynajmniej rekordzistą - a jeśli komuś zależy na naprawdę małym i lekkim laptopie, powinien patrzeć albo na MacBooki Air, albo na znacznie smuklejsze notebooki z Windowsem.
Na tym komputerze pracuje mi się od kilku dni świetnie - czy to w kawiarni, czy to przy biurku, gdy podłączam go do monitora Studio Display. Laptop ze wszystkimi zadaniami radzi sobie dokładnie tak, jak oczekiwałem, a jeśli już na coś narzekam, to na system, gdyż macOS 26 Tahoe ma kilka irytujących błędów. Liczę na to, iż Apple je załata, ale warto o nich wiedzieć przed zakupem.
Nie oznacza to oczywiście, że MacBook Pro (2025) przesadnie ciąży w plecaku albo wygląda jak baryłka - to nadal relatywnie mały notebook. Dostępny jest przy tym w kolorach srebrnym oraz, jak w przypadku testowanego egzemplarza, gwiezdnej czerni. Mamy do dyspozycji w nim też slot na kartę SDXC i kilka portów: 3x USB-C (każdy z obsługą Thunderbolt 4), HDMI, minijack oraz MagSafe 2 do ładowania.

Jeśli jednak o ładowaniu mowa, to jest jedna zła wiadomość.
Apple wyszedł przed szereg, bo chociaż przepisy tego (jeszcze…) nie wymagają, to i tak nie dorzuca w Europie do pudełka z nowym laptopem… zasilacza. Takowy trzeba albo wygrzebać z szuflady, albo dokupić we własnym zakresie - aczkolwiek niekoniecznie od Apple’a. Wystarczy jakakolwiek kostka USB-C PD o mocy 70 W. MacBooka Pro (2025) można ładować również za pomocą monitora z USB-C.
Ładowanie z monitora to przy tym mój ulubiony sposób uzupełniania energii w ogniwie laptopa. W domu podłączam do niego tylko ten jeden przewód, a pozostałe akcesoria wpinam bezpośrednio do huba USB w monitorze, więc i one łączą się z komputerem automatycznie. Dodatkowo ustawiam go na biurku tak, by mieć dostęp do gniazda na karty SDXC. Szkoda tylko, że minijack jest po drugiej stronie!
Komputer da się przy tym ładować zarówno kablem USB-C, jak i poprzez wspomniane złącze MagSafe 2. To ostatnie jest magnetyczne, co przydaje się zwłaszcza poza domem - zmniejsza ryzyko ściągnięcia komputera z blatu o zahaczeniu za przewód. A co z szybszym ładowaniem? Energię w ogniwie można uzupełniać sprawniej, jeśli użyjemy zasilacza zgodnego ze standardem USB-C PD o mocy 96 W.

Co jeszcze warto wiedzieć o MacBooku Pro (2025)?
Nowy komputer Apple’a został wyposażony w ten sam fenomenalny ekran, który znamy z poprzedniego modelu. Na matrycy o przekątnej długości 14,2-cala udało się zmieścić 3094 na 1964 piksele, a świeci ona z jasnością szczytową na poziomie 1600 nitów w trybie HDR i 1000 nitów w trybie SDR. Panel obsługuje też szeroką gamę kolorów (P3) i odświeża się z częstotliwością do 120 Hz (ProMotion).
Nie zabrakło przy tym niesławnego notcha, czyli wycięcia w ekranie na kamerkę do wideorozmów. Niestety i w tym modelu nie udało się Apple’owi zmieścić kamery TrueDepth, która pozwalałaby na autoryzację z użyciem Face ID. Zamiast tego tożsamość potwierdzamy skanem odcisku palca, a czujnik Touch ID obsługiwany przez macOS znajduje się w prawym górnym rogu podświetlanej klawiatury.
W specyfikacji nie zabrakło również modułów łączności takich jak Wi-Fi 6E i Bluetooth 5.3, 12-megapikselowej kamerki CenterStage do wideorozmów oraz aż sześciu, świetnie grających głośników z przetwornikami niskotonowymi obsługujących standard Dolby Atmos. To wszystko oferował jednak już poprzedni model, a nowy na jego tle zapewnia, tylko i aż, wyższą wydajność.

MacBook Pro (2025) to taki… wołek roboczy.
A czemu nie wół? Pamiętajmy, że to bazowa wersja komputera, która ustępuje pod względem wydajności modelom z poprzedniej kolekcji wyposażonym w chipy Apple M4 Pro, o tych z Apple M4 Max nie wspominając (a na wersje z Apple M5 Pro i Apple M5 Max poczekamy pewnie do przyszłego roku). Nie zmienia to jednak faktu, iż Apple M5 działa jak rakieta i to nie tylko przy przysłowiowej pracy biurowej.
Półprofesjonalna obróbka zdjęć i filmów oraz sztuczna inteligencja, w tym np. zamieniająca mowę na tekst, to dla nowego MacBooka Pro (2025) żadne wyzwanie. Tego typu zadania realizuje sprawnie i to zarówno na zasilaniu sieciowym, jak i z dala od gniazdka. Akumulator o pojemności 72,4 Wh ma wystarczać na 16 godz. przeglądania internetu lub 24 godz. strumieniowania wideo.
Laptop zapewnia przy tym, co zrozumiałe, wyższą wydajność pod obciążeniem od iPada Pro (2025). Chociaż oba urządzenia wyposażono w ten sam chip Apple M5, to aktywny system chłodzenia w MacBooku Pro (2025) pozwala mu przez dłuższy czas pracować z pełną parą. Ma to przełożenie zarówno na praktykę, jak i na benchmarki takie jak Geekbench 6 i Geekbench AI.

A ile za taki komputer trzeba zapłacić? W bazowej wersji MacBook Pro (2025) został wyceniony na 7999 zł, czyli tyle samo, ile kosztował jego poprzednik na premierę (tyle że tym razem bez zasilacza w zestawie). Dostępny jest przy tym oczywiście szereg opcji jego rozbudowy, począwszy od nanostrukturalnego szkła w wyświetlaczu eliminującego odbicia za dodatkowe 750 zł.
Jeśli chodzi o procesor, to w tym komputerze dostępny jest wyłącznie jeden wariant Apple M5 (w tej mocniejszej wersji), ale możemy dokupić więcej pamięci - rozszerzenie jej do 24 GB i 32 GB kosztuje odpowiednio dodatkowe 1000 zł i 2000 zł. Jeśli zależy nam na szybszym SSD, to dopłata wynosi 1000 zł, 3000 zł i 6000 zł do odpowiednio modelu w wersji z 1 GB, 2 GB i 4 TB pamięci wewnętrznej.
Łatwo policzyć, że w topowej konfiguracji MacBook Pro (2025) z Apple M5, 14,2-calowym wyświetlaczem z nanostrukturalnym szkłem, 32 GB RAM-u i SSD o pojemności 4 TB kosztuje dokładnie 16749 zł. Jeśli dorzucimy do tego zasilacz (o mocy 70 W za 319 zł lub o mocy 96 W za 399 zł), to przebijemy barierę 17 tys. zł. To duże pieniądze jak za laptop z tą bazową wersją procesora Apple Silicon.

Czy warto kupić MacBooka Pro (2025)?
Jestem przekonany, że osoby celujące w MacBooka Pro (2025) z Apple M5 raczej nie potrzebują tej najbardziej wypasionej konfiguracji. Dla większości osób wystarczający będzie ten podstawowy model, który kosztuje ciut więcej od MacBooka Air, ale lepiej się nada do tych bardziej obciążających podzespoły zadań - głównie ze względu na fakt, iż ma aktywne chłodzenie.
Z kolei profesjonaliści, którzy planują zakup nowego komputera do pracy, powinni poczekać na MacBooki Pro wyposażone w Apple M5 Pro/Max. Nie wiadomo jednak, kiedy takowe dokładnie trafią do sprzedaży - ale mając nóż na gardle można zdecydować się po prostu na starsze modele z Apple M4 Pro/Max. Te pod względem wydajności i tak zostawiają tego nowego z podstawowym Apple M5 w tyle.
Tegoroczny laptop Apple’a z Pro w nazwie to maszyna kierowana przede wszystkim do tzw. prosumentów i to takich, którzy są przekonani o tym, iż MacBook Air nie spełni ich oczekiwań w całości - ale jednocześnie nie potrzebują komputera w pełni profesjonalnego z naprawdę potężnym procesorem. MacBook Pro (2025) z Apple M5 to taki typowy pomost w ofercie. Jak już wspominałem: nie wół, wołek!







































