Apple zapomniał o "nie rusz jak działa". Jakbym wrócił na Windows
Po aktualizacji Maka mini do macOS 26 Tahoe czuję się, jakbym wrócił na Windowsa, ale nie chodzi o to, że Liquid Glass wygląda jak Vista. A na iPhone’ach i iPadach wcale nie jest lepiej i problemem nie są wyłącznie bugi.

Zawsze ceniłem oprogramowanie Apple’a za to, że umożliwiało mi bezproblemową pracę. Nawet jeśli pojawiały się błędy wieku dziecięcego w aktualizacjach, to zwykle bugi były albo mało uciążliwe, albo dotyczyły nowych funkcji, z których wcześniej i tak nie korzystałem. Do tego łatane były relatywnie sprawnie, ale w tym roku wraz z premierą macOS 26, iPadOS 26 i iOS 26 to się zmieniło. Mam o to żal.
I to wcale nie Liquid Glass jest problemem.
Wiele osób krytykuje Apple’a za drastyczne zmiany, jeśli chodzi o design nowych systemów inspirowany płynnym szkłem, który przywodzi na myśl znienawidzonego Windowsa, czyli Vistę. Nie należę do tej grupy, bo Liquid Glass akurat mi się podoba, do tego w ramach kolejnych aktualizacji pojawiają się kolejne guziki i suwaki, które pozwalają ludziom stopień przezroczystości kontrolować.
Problem w tym, że nowy macOS 26 Tahoe zaczyna mi przypominać Windowsa pod względem funkcjonalnym, a to czerwona flaga. Uciekłem od oprogramowania Microsoftu ponad dekadę temu, ale mam z nim regularnie styczność i często zamiast np. odpalić grę na gamingowym laptopie, spędzam dwie godziny na Reddicie w poszukiwaniu wyjaśnienia co oznaczają ten lub inny komunikat o błędzie.
Czytaj inne nasze teksty poświęcone oprogramowaniu Apple’a:
5 grzechów macOS 26, iPadOS 26 i iOS 26
W tym roku również po aktualizacji sprzętów Apple’a też musiałem udać się na Reddita i nie było to przyjemne doświadczenie. Tak jak z Maków, iPadów i iPhone’ów korzystam od ponad dekady, tak nie przypominam sobie aktualizacji, które popsułyby aż tyle rzeczy i to z gatunku tych fundamentalnych. Po miesiącu od premiery nadal nie zostały one naprawione. A co dokładnie się popsuło?
1. Finder działa (jeszcze) gorzej
Po pierwsze: menedżer plików! Finder jest jaki jest i nie ma wielu funkcji znanych z jego odpowiedników na inne systemy operacyjne, ale w macOS 26 zaliczył naprawdę spory regres. Od czasu aktualizacji nie jestem w stanie na bocznym pasku po lewej ułożyć swoich przypiętych folderów w dokładnie taki sam sposób, w jaki przypinałem je poprzednich wersjach. To jest, tak po prostu, głupie.
Jeszcze gorzej, że z jakiegoś powodu guziki wywoływania szybkich akcji takich jak np. konwertowanie grafiki na inny format nie działają w widoku kolumnowym, z którego najczęściej korzystam. Tracę przez to masę czasu, bo najpierw z przyzwyczajenia klikam te cholerne guziki, potem sobie przypominam o błędzie i muszę szukać tych samych funkcji w mniej wygodnym menu kontekstowym.

Mobilny odpowiednik Findera, czyli aplikacja Pliki na iOS-a i iPadOS-a, również nie działa, jak należy. Problemem są pliki z przypiętego tutaj Google Drive’a. Wcześniej otwierały się od razu, teraz wymaga to dodatkowego kliknięcia, a do tego… działa raz. Próba otwarcia innego pliku kończy się niepowodzeniem, bo guzik od tego przestaje działać do czasu ręcznego ubicia apki…
No i jakby tego było mało, to Apple tutaj również pozamieniał miejscami przypięte sekcje, a konkretnie Miejsca oraz Ulubione i to oczywiście bez opcji przywrócenia poprzedniego widoku. Z tego powodu również non-stop się mylę i wchodzę do innego folderu, niż planowałem, bo pamięć mięśniowa bierze górę. Mam momentami wrażenie, że inżynierowie Apple’a byli w tym roku po prostu złośliwi!
2. Safari cofa się w rozwoju
Po drugie: przeglądarka! Czasem zdarza się, że wysuwany po lewej stronie pasek z Listą Czytelnia lub Zakładkami nie zmniejsza strony internetowej, tylko na nią nachodzi. W takiej sytuacji nie dość, że witryna jest rozciągnięta, to część treści jest niewidoczna, a użytkownik musi ręcznie zamknąć i otworzyć ten pasek ponownie. Wcześniej działało to bez zarzutu.

Do tego ta najważniejsza aplikacja na komputery osobiste od Apple’a doczekała się kilka lat temu redesingu, który wielu osobom nie przypadł on do gustu. Sam jednak doceniałem ten zunifikowany pasek adresu w Safari, który do tego można było włączyć i wyłączyć w opcjach. Niestety w macOS 26 ten pstryczek zniknął, a ja zostałem zmuszony wrócić do interfejsu, który wygląda archaicznie.
Podobny los spotkał Safari na iPadzie, gdyż w iPadOS też zniknął pasek adresu połączony z kartami. Na domiar złego w tej tabletowej wersji przeglądarki Apple’a nie da się włączyć paska kart widocznego na stałe, przez wysokość okna ze stroną zmienia się zawsze po otwarciu lub zamknięciu drugiej (w wersji na macOS tej opcji też już nie ma, ale możemy to osiągnąć przypinając kartę po lewej stronie…).
Safari na iPhonie również zaliczyło regres i nie daje dostępu do funkcji „Karty otwarte na innych urządzeniach” w inny sposób niż poprzez wyświetlanie je w polu pustej karty. Do tego ani nowy zunifikowany wygląd, ani ten poprzedni, nie ma guzika otwierania nowej karty na wierzchu, a nad Listą Czytelnia wyświetlają się ostatnio dodane zakładki, co zajmuje niepotrzebnie masę miejsca. No dramat.

3. Trzaski w AirPodsach
Po trzecie: jednym z najbardziej uciążliwych błędów w macOS 26 jest ten dotyczący słuchawek AirPods. Te zaczęły strasznie trzeszczeć podczas odtwarzania materiałów audio, co jest niezwykle problematyczne zwłaszcza podczas oglądania wideo na YouTubie, które przewijam - trzaski pojawiają się zwykle. Z czasem odkryłem, co ten błąd powoduje, ale rozwiązania problemu - brak.
Trzaski słychać z aktywnym dźwiękiem przestrzennym, który lubię - śledzenie ruchów głowy sprawia wrażenie, jakby dźwięk dobiegał zawsze ze strony monitora, nawet jak odwracam głowę. Jest to jednak na tyle irytujące, że musiałem tę funkcję całkowicie wyłączyć. Z początku myślałem, że błąd związany z nowym modelem słuchawek, AirPods Pro 3, ale występuje on również w AirPods Pro 2.
4. Gdzie jest mój Dashboard?!
Po czwarte: pełnoekranową listę aplikacji zainstalowanych na komputerze Mac zastąpiło okienko wielkości Spotlighta. Nie miałbym z tym problemu, gdyby nie fakt, iż nie da się w nim ręcznie tworzyć folderów. Do tej pory miałem apki posegregowane tematycznie, a teraz jestem zdany na te wygenerowane przez Apple’a, który oczywiście nie układa aplikacji tak, jakbym tego chciał.

5. Łatwiej coś zgubić, niż znaleźć!
Po piąte: systemowa wyszukiwarka przestała działać jak należy. Do tej pory mogłem mieć pewność, że jak wcisnę guziki Cmd + Spacja i wpiszę pięć literek takich jak „kalend” i wcisnę Return, to odpalę apkę Kalendarz. Jakież było moje zdziwienie, gdy sztuczna inteligencja uznała, że lepszym pomysłem będzie odpalenie hasła „kalendy” w aplikacji Słownik. No aż szkoda słów.
Nowe błędy w starych apkach to najgorszy rodzaj błędów.
Jestem w stanie zrozumieć, jeśli podczas opracowywania nowych funkcji programiści czegoś nie przemyślą lub coś przeoczą, a nowa apka lub zupełnie nowa funkcja nie będzie w pełni działać. Do tego jeśli bugfix pojawi się szybko, to o sprawie można zapomnieć i tyle. Sytuacja, w której działające dobrze apki zaczynają sprawiać problemy po aktualizacji, powinna być jednak niedopuszczalna.
Komputery oraz telefony to narzędzia służące wielu ludziom do pracy, więc wymagamy od nich niezawodności. Apple z kolei z jakości swojego oprogramowania przez długi czas słynął, ale niestety coś poszło mocno nie tak. Design to w końcu sprawa drugorzędna. W przypadku sprzętów z macOS oraz iOS najważniejsze jest dla mnie to, abym mógł na nich polegać, a obecnie - nie mogę.
Pozostaje mieć nadzieję, że firma z Cupertino pójdzie po rozum do głowy i najbliższe miesiące poświęci nie na opracowywanie nowych funkcji, które coraz częściej są ludziom tak po prostu zbędne, a zajmie się naprawianiem tego, co popsuła. W przeciwnym razie jeden z najważniejszych argumentów za kupnem sprzętów z logo nadgryzionego jabłka pozostanie nieaktualny.







































