Amazon wywala tysiące ludzi. Tłumaczenia dyrektora wbijają w fotel
Amazon w ciągu ostatnich miesięcy odnotował miliardowe zyski, ale jednocześnie 14 tys. pracowników otrzymało wypowiedzenia. Dyrektor koncernu tłumaczy sytuację "kulturą".

Koniec października oznacza podsumowanie czwartego kwartału fiskalnego bieżącego roku, a to z kolei oznacza chwalenie się i tłumaczenie się przedstawicieli koncernów technologicznych przed akcjonariuszami w czasie specjalnych telekonferencji. Nie inaczej jest w przypadku Amazonu, którego dyrektor generalny Andy Jassy wytłumaczył ostatnie decyzje kadrowe - i sprawił, że jeszcze bardziej nie cierpię Doliny Krzemowej.
Amazon zwalnia 14 tys. ludzi. Dyrektor generalny: to nie przez AI, tylko przez naszą kulturę
Jak przekazał inwestorom Jassy, Amazon zamyka rok z przychodami na poziomie 180 miliardów dolarów, tym samym odnotowując wzrost sprzedaży o 13 proc. rok do roku. W tym samym czasie dział chmurowy AWS odnotował największy przyrost od 2022 roku, a kurs akcji poszybował o kolejne 13 proc. w górę. Czyli Amazonowi powodzi się całkiem nieźle.
Jednak zaledwie dwa dni wcześniej świat obiegła informacja o zwolnieniu przez Amazon 14 tys. pracowników korporacyjnych - czyli tych pracujących w biurach koncernu. Decyzja ta zaniepokoiła inwestorów, którzy wzdrygnęli się na myśl że Amazon - na fali nowej mody w Dolinie Krzemowej - zwalnia ludzi i zatrudnia AI. Jak się okazuje, chodzi o kulturę.
Chciałbym powiedzieć, że ogłoszenie, które wydaliśmy kilka dni temu, nie było spowodowane względami finansowymi, ani nawet sztuczną inteligencją, przynajmniej nie w tej chwili. Chodzi o kulturę
Zgodnie z jego narracją, masowe zwolnienia nie są napędzane przez sztuczną inteligencję ani przez oszczędności. Szef Amazonu przekonywał, że w ostatnich latach firma "rosła zbyt szybko", tworząc "więcej warstw, więcej złożoności i mniej decyzyjności". Jassy oznajmił, że teraz Amazon musi działać jak "największy startup świata", by "nie tracić zwinności" w czasie technologicznej transformacji, która właśnie trwa.
Problem w tym, że to tłumaczenie brzmi nie tylko sztucznie, ale wręcz kłamliwie - zwłaszcza w kontekście tego, co kilka dni wcześniej napisała w oficjalnym komunikacie Beth Galetti, wiceprezeska ds. doświadczeń pracowników i technologii. Jej zdaniem zwolnienia są odpowiedzią na "najszybciej postępującą transformację technologiczną od czasu wynalezienia Internetu", a winna całej sytuacji jest właśnie sztuczna inteligencja.
A to tylko warstwa, która dociera do mediów
Amazon zapewnia, że większość osób objętych zwolnieniami otrzyma 90 dni na znalezienie nowego stanowiska wewnątrz firmy. Ale to tylko plaster na krwawiącą raną: w świecie wielkich technologii zatrudnienie jest coraz bardziej oddala się od stabilności, a korporacyjna nowomowa ma przykryć brutalną rzeczywistość, w której nawet najlepsze wyniki nie uchronią dobrych pracowników przed utratą posady.
Na tym jednak nie koniec. Według "The New York Times", zespół odpowiedzialny za automatyzację w Amazonie ma ambicję zautomatyzowania 75 proc. działań operacyjnych firmy do 2033 roku. To oznacza nie tylko kolejne cięcia, ale i zupełnie nowe podejście do zatrudnienia - takie, w którym ludzie są traktowani bardziej jak koszt do optymalizacji niż jak wartość dodana.
A co z tym "kulturowym" uzasadnieniem? Trudno oprzeć się wrażeniu, że słowo to stało się w Dolinie Krzemowej nowym eufemizmem na "pozbywamy się ludzi, ale nie chcemy, żeby to brzmiało źle na Wall Street". I jak pokazały reakcje giełdowe - działa. Akcje Amazonu wzrosły, inwestorzy są zadowoleni. A ci, którzy właśnie stracili pracę? Cóż, najwyraźniej nie pasowali do "kultury".
Nie jest kolorowo w Amazonie:
Zdjęcie główne: SCOOTERCASTER / Shutterstock







































