REKLAMA

Małe sklepiki wciąż tu są. I pięknie pokazują, co straciliśmy

W zasadzie to nie powinny już istnieć. Wiele osiedlowych sklepików nie dało rady i przegrało walkę z molochami, a te na wsiach, w małych miasteczkach dzielnie się trzymają.

male sklepiki
REKLAMA

Giganci obecni są przecież też poza miastami i coraz łatwiej jest podjechać z mniejszej miejscowości do takiego kolosa, w którym jest wszystko i który czynny jest nie tylko od 6:00, jak mały sklepik, ale do 23:00. Pod tym względem faktycznie trudniej utrzymać kroku, mało kto jest w stanie uczestniczyć w takim codziennym maratonie.

A jednak istnieją - przy drodze, w centrum wsi, pomiędzy jedną miejscowością a drugą, ani nie na wsi, ani na przedmieściach - i może dlatego tak bardzo lubię do nich zaglądać. Z konieczności, żeby uzupełnić zapasy podczas rowerowej wycieczki, ale coraz częściej planuję trasy tak, by zahaczyć o punkty, w których jeszcze nie byłem, a które wcześniej mignęły mi w trakcie jazdy albo na mapie.

REKLAMA

Nierzadko jest tak, że sąsiadują ze sobą dwa małe sklepy. Zastanawiam się wtedy, czym kierują się okoliczni mieszkańcy. Dzielą swoje zakupy, żeby każdy zarobił po równo, czy może większą rolę odgrywa przyzwyczajenie? Dziwny ślepy los, bo zawsze chodziło się np. "do Bożenki", więc już się tego nie zmienia? U mnie tak to właśnie jest – zajeżdżam częściej do tego, którego wybrałem przez przypadek zajeżdżając po raz pierwszy. Uznaję, że jest mój, nawet jeżeli jestem góra raz w miesiącu. Ten po drugiej stronie może nie jest moim wrogiem, ale po prostu już mi nie wypada. Nie przeszkadza nawet to, że pani podaje terminal od okna, trzeba wyciągać rękę nad lodówką z lodami. Może to problem z zasięgiem i urządzenie musi być bliżej okna?  

Wszyscy się znają. Zanim wejdzie się do sklepu trzeba porozmawiać. Tak robią miejscowi. Prosta gadka szmatka, jak leci, co w planach, bo akurat sobota, albo jak było w pracy, bo jest środa. Przejeżdża samochód, kierowca pozdrawia rozmawiających. Chyba celowo zwolnił, żeby sprawdzić, kto podjechał na zakupy i z kim rozmawia.

Zawsze sklep jest sercem lokalnej społeczności. Raz kolejka się wydłużała, bo pani chciała się dowiedzieć, co u żony, która dopiero co urodziła. Nie ma problemu, mogę postać - to ważniejsze informacje niż te, które chce uzyskać kasa samoobsługowa wzywająca kasjera. Też spowalnia zakupy, ale w błahej sprawie.

Sklepy przyciągają już samymi nazwami

Niektóre są trochę kabaretowe, np. "Dar Teściowej", który mijam często. Ale może to faktycznie prezent na nową drogę życia? Akurat tam jeszcze nie zajrzałem, jest zbyt blisko, nie zdążyłem się zmęczyć i zużyć zapasów.

Wtedy uświadamiam sobie, jak bardzo zmieniły się miasta – te same szyldy, te same marki. A tu nawet jeżeli jakaś się powtórzy, bo pochodzi od imienia właściciela, to w środku zawsze jest inaczej. Niektóre są małe, ciasne, pełne skrzynek i regałów, inne to prawdziwe delikatesy, można zgubić się wśród półek. I produkty, których nie ma w znanych mi sklepach.

Czasami widzę zwiastuny, że to mogą być ostatnie tchnienia. Światło – przygaszone. Lodówki – już wyłączone. Może po prostu zbliżała się godzina zamknięcia i zdecydowano się je odłączyć na weekend, a może codziennie chłodzą z mniejszą mocą, dla oszczędności. Albo wcale, jeśli dzień nie jest gorący. Teraz miałem pecha. Upał straszny, a puszka ciepła. Poszczęściło mi się dopiero w następnym, choć to też nie jest reguła. Akceptuję ryzyko, zresztą ważne, że mogę się napić czegoś słodkiego. W bidonie woda też się szybko nagrzewa.

Uwielbiam różnorodność małych sklepów

Niby dziś trzeba sprzedawać to, co wszędzie, ale tu ktoś chwali się, że ma pieczywo z lokalnej piekarni. Na drzwiach można przeczytać informację o tym, kiedy należy spodziewać się świeżej, jeszcze ciepłej wędliny. Przy kasach kapusty kiszone, ogórki, raz wędzone ryby, gdzie indziej słodkie bułki.

Boję się, że patrzę na te sklepy przez pryzmat nostalgii, myślę o nich ciepło, bo przypominają mi miejsca, które jeszcze sam pamiętam. W moich rodzinnych stronach został jeden mały sklep, który dzielnie walczy z ogromnymi, a i tak jest pod szyldem sieciówki. Jest już w nim kasa samoobsługowa. To akurat urocze, bo pokazuje, że nie składa broni. Można brać to, co nowe, zachowując swój stary charakter i sposób działania.

W żadnym ze sklepów nie widziałem karteczki, którą widzę w restauracji na Piotrkowskiej – nikt nie pisze, że preferuje płatność gotówką. Nie ma informacji o awarii terminala. Najwidoczniej tak poważnej, że nie dało się urządzenia naprawić od kilku miesięcy.

Może przesadzam. Może zbytnio koloryzuję. Doszukuje się czegoś, czego nie ma. Mam jednak wrażenie, że tym małym lokalnym sklepom udaje się zachować coś, co dawno zostało utracone. Jest w nich pożądana równowaga. Może być i automat paczkowy, i miejsce, w którym spotyka się lokalna społeczność. Gdzie każdy się zna, jest różnorodny asortyment, lokalne produkty, a to wszystko nie pod szyldem dużej sieci. Gdzie może czeka się dłużej, bo sąsiedzi ze sobą rozmawiają, a puszka nie zawsze jest chłodna, ale to wcale nie przeszkadza.

REKLAMA

Bardziej uwiera żal, że takich miejsc jest coraz mniej.

Zdjęcie główne: fot. shutterstock / fran_kie

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-07-27T07:43:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-27T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-27T07:13:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-27T07:02:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-26T16:30:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-26T16:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-26T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-26T07:22:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-25T20:20:59+02:00
Aktualizacja: 2025-07-25T17:39:07+02:00
Aktualizacja: 2025-07-25T17:19:38+02:00
Aktualizacja: 2025-07-25T17:08:35+02:00
Aktualizacja: 2025-07-25T16:37:36+02:00
Aktualizacja: 2025-07-25T15:35:32+02:00
Aktualizacja: 2025-07-25T14:43:47+02:00
Aktualizacja: 2025-07-25T13:45:11+02:00
Aktualizacja: 2025-07-25T13:00:05+02:00
Aktualizacja: 2025-07-25T12:38:54+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA