Ten dom sam wyprodukuje prąd. Poradzi sobie, gdy zabraknie słońca
O ile produkcja energii ze słońca wiosną i w długie letnie dni nie jest problemem, tak spawa komplikuje się jesienią i zimą. Polscy naukowcy znaleźli sposób.

- Proponujemy co prawda nie nowe, ale w naszym kraju całkowicie jeszcze niewykorzystywane oparcie zasilania energetycznego na wodorze – komentuje prof. Magdalenę Dudek z Wydziału Energetyki i Paliw Akademii Górniczo-Hutniczej.
Naukowcy z AGH stworzyli pierwszy w Polsce prototyp domu zasilanego energią elektryczną wytwarzaną z instalacji fotowoltaicznej. Bazą jest mobilny kontener morski. Na dachu zamontowano panele fotowoltaiczne o mocy 6,4kWp. Naukowcy przekonują, że to wystarczy, aby zapewnić energię elektryczną na potrzeby „przeciętnego domu”.

Najważniejsza będzie jednak nadwyżka
Wszystko, co ponad, posłuży się do produkcji wodoru. Następnie ten jest osuszany, sprężany do odpowiedniego ciśnienia oraz przechowywany w zbiornikach, by móc go wykorzystać, kiedy panele nie będą w stanie zagwarantować bieżących potrzeb.
Wodór pełni więc rolę długookresowego magazynu energii elektrycznej. W okresie jesienno-zimowym jest on wykorzystywany do zasilania ogniw paliwowych, a te z kolei produkują energię elektryczną dla naszych urządzeń – opisuje badacze z AGH, dodając, że produktem pracy ogniw paliwowych jest jeszcze woda.
Zdaniem naukowców ich rozwiązania mogą być wykorzystywane do rozwoju innej infrastruktury i znaleźć się w m.in. przewoźnych hotelach, być pomocniczym źródłem zasilania dla imprez masowych czy dla działań służb ratunkowych w sytuacjach kryzysowych.
– Wodór to nośnik przyszłości. Może zapewniać nie tylko magazynowanie energii, ale również niezależność energetyczną na poziomie pojedynczego gospodarstwa domowego czy całych społeczności. To szczególnie ważne w kontekście bezpieczeństwa energetycznego – zaznacza prof. Magdalena Dudek.
Wodór na wyciągnięcie ręki
Wprawdzie eksperyment w postaci wodorowych autobusów w polskich miastach często odbija się czkawką, ale inne zastosowanie staje się powszechne. Ciekawy eksperyment przeprowadzany jest w Japonii. Puszki z Coca-Colą wypadają z automatu wodorowego, którego nie trzeba podłączać do sieci.
W generatorze dochodzi do reakcji chemicznej między wodorem i tlenem, w rezultacie której powstaje energia oraz czysta woda. Energia jest magazynowana w akumulatorze, skąd trafia do podłączonego automatu. Agregator wodorowy jest więc czymś na kształt wielkiego i nieporęcznego powerbanka, ale z wymiennymi wkładami oraz efektem ubocznym w postaci czystej wody.
Jak zauważał Szymon, ma to pewne wady – bo trzeba wymieniać wkłady, aby zachodził proces chemiczny generujący energię trafiającą do akumulatora. Tyle że urządzenia na prąd również trzeba serwisować, a przede wszystkim dokładać nowe produkty, więc przy okazji pracownik może się tym zająć.
To co, kiedy pierwsze polskie automaty paczkowe na wodór? Zanim takich się doczekamy, warto przypomnieć, że już możemy korzystać z urządzeń, które nie muszą być podpięte do prądu. Firmy stawiają na OZE albo wymienne baterie.