Jest powód, dla którego warto polubić prima aprilis. Święto żartów ciągle ma sens
Na osiedlowej grupce pizzeria, która od miesięcy reklamuje się wygenerowanymi, sztucznymi aż oczy bolą „komiksowymi” obrazami, zażartowała, że od dziś będzie dostarczać zamówienia dronami. To w zasadzie mogłoby być podsumowaniem całego 1 kwietnia w internecie. Kwintesencja wszystkiego, co najgorsze.

Nowość ogłoszona została rzecz jasna jeszcze jedną grafiką w tym samym stylu. Wymuszony dowcip z okazji prima aprilis, zilustrowany modnym obrazkiem. Dzień płatania figli to piekło.
Kto ma cyrk przez cały rok, ten 1 kwietnia się nie śmieje
Trudno lubić prima aprilis, jeśli fałszywe informacje, wkręty, półprawdy i niedopowiedzenia zalewają nas dzień po dniu. Można tylko współczuć tym, którzy teraz muszą koniecznie wymyślić coś śmiesznego. Zadanie jest trudne podwójnie: raz, że presja czasu, dwa, że rzeczywistości i tak nie da się przebić.
Mimo wszystko już od rana mógł rozboleć nas brzuch od śmiechu po ujrzeniu grafiki z pierogami wypełnionymi czekoladą dubajską (kogo miałby ten twór zaskoczyć w kraju, w którym sprzedaje się pączkoburgery?) czy strażą miejską jeżdżącą na zebrach. Możemy się zakładać, czy przed 18:00 wypłynie informacja o wielorybie w Wiśle albo powrocie Adama Małysza do skoków. Ha-ha, prima aprilis, uważaj, bo się pomylisz! Ach, tu mnie masz, naprawdę myślałem, że Oasis zagra na dniach Zgierza!
Paradoksalnie prima aprilis ma inną korzyść
Często udostępniana grafika przypomina, że dziś jest wyjątkowy dzień: nagle wszyscy krytycznie podchodzą do treści znalezionych w internecie i jednak nie dają się wystrychnąć na dudka. Podejrzliwi stają się nawet ci, którzy wcześniej uronili niejedną łzę z powodu staruszki, która upiekła tort z okazji 151 urodzin i nikt jej nie pogratulował.
Czy w takim razie prima aprilis nie mógłby trwać codziennie? Jednak można być nieufnym i próbować rozpoznać prawdziwe intencje autora wpisu czy grafiki. Cóż, pewnie dlatego jest to prostsze, skoro próby wmanewrowania polegają na przekonaniu nas, że linia lotnicza będzie wozić pasażerów smokami, a zwaśnione strony się pogodziły i będą działać ramię w ramię. To ci dopiero numer!
Ze znacznie poważniejszego powodu można uznać, że prima aprilis nie ma już sensu – to rzeczywistość kreuje najbardziej niespodziewane scenariusze. Wiele zdarzeń z ostatnich miesięcy brzmi właśnie jak absurdalny żart wymyślony z okazji 1 kwietnia. A jednak wydarzył się naprawdę. Każde kłamstwo może być wzięte na serio, a narzędzi do manipulowania nie brakuje. Z konsekwencjami będziemy musieli się zmagać również na poważnie.
Może jednak właśnie z tego powodu prima aprilis jest… odświeżające
Zdaję sobie z tego sprawę, jak to brzmi. Wiem, że 99,9 proc. żartów jest wymuszonych i dlatego tak absurdalnych. Ich intencja jest mimo wszystko inna. Odrobinę szlachetniejsza przez to, że bazująca na dawnym zwyczaju.
Łatwo uznać, że prima aprilis nie ma sensu w świecie, kiedy w zwykły zmyślony wpis może uwierzyć tak wiele osób i powielać go dalej. Ale może właśnie dlatego 1 kwietnia ma sens: bo powodem żartu nie jest manipulacja, wprowadzenie kogoś w błąd, by osiągnąć własny cel. To nie kłamstwo w złej wierze, a chęć dobrej zabawy. Nawiązanie do uroczego, niewinnego zwyczaju, kiedy dla śmiechu robiło się kogoś w balona. Dla śmiechu, a nie po to, żeby powielał teorie spiskowe albo zionął nienawiścią do innych. Jakie to... przyjemne!
Lada moment znowu będziemy poważni i (niestety) bardzo ufni. Na serio weźmiemy oburzającą wypowiedź jednego polityka o drugim, a co gorsze jego słowa mogą być prawdziwe i szczere. Unoszące się obok uśmiechniętej rodziny talerze będą reklamowały nasiona i trawy. Zaleją nas filmiki i grafiki wyglądające jak prawdziwe, ale pełne artefaktów – nikt na zakłócenia nie zwróci uwagi. Wszyscy będą podszywać się pod innych. Fałszywa rzeczywistość stanie się jedyną istniejącą. I to wszystko na poważnie.
A dzisiaj? Dzisiaj niech jeszcze rządzi absurd, głupota, figle i żarty. Wreszcie znowu niewinne, próbujące wywołać uśmiech. Jeśli tylko politowania – niech będzie i ten. Lepszy taki niż żaden, o czym przekonamy się już od jutra.