Kiedyś roślinne burgery, teraz kotlet z laboratorium. Mięso ma nowego wroga
Mięso z probówki martwi polski przemysł mięsny. W liście do ministra rolnictwa przedstawiciele branży apelują o „stanowcze działanie”. Szykuje się nam powtórka z rozrywki, bo wcześniej stowarzyszenia alergicznie reagowały na roślinne zamienniki.

Wygląda na to, że do przedstawicieli branży mięsnej dotarły wyniki badań, według których spora grupa Polaków nie ma nic przeciwko mięsie z laboratorium. O ile białko z robaków budzi niechęć, tak kotlet z próbówki mógłby już spokojnie znaleźć się na talerzach ankietowanych.
Branża reaguje. Stowarzyszenia przygotowały wspólny list skierowany do Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. „My, polscy rolnicy i przetwórcy sprzeciwiamy się wszelkim próbom wprowadzania na rynek Unii Europejskiej żywności wytwarzanej w laboratorium” – możemy przeczytać w opublikowanym piśmie.
Według cytowanych danych sektor produkcji zwierzęcej stanowi 45 proc. całkowitej działalności rolniczej w Unii Europejskiej. Bezpośrednio pracuje w nim 4 mln osób, a pośrednio odpowiada za zatrudnienie 30 mln osób. „Zastępowanie tradycyjnej produkcji zwierzęcej fabrykami produkującymi mięso, doprowadziłoby do masowego bezrobocia, zwłaszcza na obszarach wiejskich” – podkreślono.
Mówimy stanowcze „nie” imitacjom laboratoryjnych produktów zwierzęcych takich jak na przykład mięso lub mleko, które nie mogą zastąpić naturalnej hodowli zwierząt. Nasz apel o ochronę polskiej produkcji zwierzęcej kierujemy, w związku informacjami, które docierają do nas z Unii Europejskiej. Do Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności- EFSA wpłynął wniosek o zgodę na wprowadzenie do obrotu na obszarze Unii wołowego mięsa laboratoryjnego. Za chwilę pojawią się kolejne, bo w ślad za jedną z holenderskich firm podążają także firmy z Niemiec, Hiszpanii i innych krajów. Dziś w sumie blisko 200 firm na świecie zajmuje się produkcją imitacji produktów zwierzęcych.
- Dziś oprócz wielu „niewiadomych” dotyczących składu produktów z próbówki, nie jesteśmy w stanie z góry ocenić długofalowych skutków wprowadzenia tego typu innowacji dla zdrowia konsumentów – wspomniano.
Jest w tym jakaś ironia, że akurat przedstawiciele branży mięsnej wspominają o długofalowych skutkach. Nie brakuje przecież badań mówiących o negatywnych konsekwencjach nadmiernego spożywania mięsa. "Newseria Biznes" informowała niedawno, że przeciętny Polak spożywa ok. 75 kg mięsa rocznie, choć dietetycy sugerują, by zjadać maksymalnie 25 kg. Według danych GUS spożycie samego mięsa drobiowego w Polsce w 2023 r. wyniosło 31,5 kg na mieszkańca. Średnia unijna jest o 7,3 kg mniejsza.
Wątpliwości budzić może też „skład”. Na łamach Dużego Formatu Marcin Wójcik pisał, że „nasze zwierzęta hodowlane zjadają 800 ton antybiotyków rocznie”. Branża odpowiada, że to kłamstwa szerzone przez „pseudoekologiczne organizacje”. Raport NIK z 2018 r. wykazał jednak, że „w hodowlach zwierząt antybiotyki są powszechnie używane” i „aktualnie obowiązujący model nadzoru nad wykorzystaniem antybiotyków w produkcji zwierzęcej w Polsce jest nieskuteczny i nieefektywny”. To się nie zmieniło i do dziś badań i danych brakuje. Na dodatek we wspomnianym reportażu Dużego Formatu cytowany był pracownik prywatnego akredytowanego laboratorium, który przyznał, że antybiotyków się nie szuka, jedynie salmonelli.
Wcześniej branża mięsna bała się roślinnych zamienników
Kontrowersje budził fakt, że alternatywy wytwarzane z roślin nazywane były tak, jak produkty zwierzęce. Zdaniem branży nieświadomi klienci kupowaliby mleko sojowe, myśląc, że pochodzi od krowy. Daliby się też nabrać na kotleta warzywnego. To nic, że półki z produktami wege są na osobnych półkach, na dodatek znacznie mniejszych niż te mięsne, ale bito na alarm i rozkręcano często niejedną histeryczną dyskusję.
Sprawa trafiła nawet do TSUE. Jesienią 2024 r. unijny trybunał uznał, że w „kotlecie sojowym” nie ma nic mylącego. To jednak wcale nie oznacza, że sprawa jest wyjaśniona. Branża mięsna nie musi złożyć broni.
- Wiemy, że nie możemy zakazać używania określeń zarezerwowanych dotychczas dla wyrobów mięsnych i musimy to przyjąć. Wiemy jednak też, że mamy prawo chronić te określenia, a pierwszym krokiem powinna być ochrona nazw powiązanych ściśle z naszą kulturą, jak np. kiełbasa krakowska sucha. Jak widzę krakowską wege, to aż mnie boli – mówił w rozmowie z Business Insiderem Tomasz Parzybut, prezes Stowarzyszenia Rzeźników i Wędliniarzy RP.
Ból może być więc większy, skoro na horyzoncie czai się krakowska z laboratorium.
Nie tylko branża mięsna ma wątpliwości
Steel Carolyn, autorka książki "Sitopia. Jak jedzenie może ocalić świat", obawiała się, że w firmy tworzące nowe mięso inwestują bogacze z Doliny Krzemowe. Oznaczałoby to, że ludzie, którzy już mają olbrzymi wpływ na to, jak żyjemy, decydowaliby jeszcze o tym, co jemy. Do mnie też nie przemawia ani mięso z laboratorium, ani białko z robaków. Jestem za wizją świata bez mięsa, o której w rozmowie ze Spider’s Web+ mówił Bartek Sabela, autor książki „Wędrówki tusz”.
Marzy mi się świat, w którym każdego roku nie mordujemy miliardów zwierząt; świat, który nie jest przepełniony przemocą i okrucieństwem. Jestem świadom, że droga do niego jest jeszcze długa. Ale mam nadzieję, że jest możliwa. (…) Ostatnio miałem właśnie taką dyskusję. Ktoś napisał: dobra, to przestajemy jeść mięso, ale co zrobimy z tymi miliardami zwierząt. Tyle że proces jest odwrotny. To my je mnożymy, żeby je zjeść, a nie jemy je, bo jest ich za dużo i nie ma co z nimi zrobić. Jeśli będziemy odchodzić od jedzenia mięsa, to będzie to proces stopniowy, więc raczej nie doczekamy się sytuacji, w której problemem będzie, co zrobić z miliardami krów i świń. Po prostu produkcja będzie stopniowo wygaszana i tych zwierząt będziemy sprowadzać na świat mniej.
Póki co zostają nam alternatywy, a jedną z nich jest właśnie mięso komórkowe. Czy na wyciągnięcie ręki? Na razie raczej nie, bo przemysł raczkuje. Ale w przyszłości faktycznie może odegrać istotną rolę.
- Myślę, że mięso komórkowe stanie się dodatkową opcją dla konsumentów i wielu z nich ją będzie wybierać, nawet jeśli będzie droższa. Czy to ze względu na kwestie etyczne i dobro zwierząt, czy dobro naszej planety i środowiska naturalnego. Jego produkcja eliminuje wiele trudności wiążących się z hodowlą zwierząt na mięso i ich ubojem, potencjalnie może zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych, umożliwić oddanie wielu terenów naturze, to także szansa dla krajów silnie uzależnionych od importu mięsa z zagranicy – zapowiadał Spider’s Web+ dr Wojciech Witarski z Zakładu Biologii Molekularnej Zwierząt Instytutu Zootechniki Państwowego Instytutu Badawczego w Balicach.