Rewolucja w polskiej armii. Dron to nowy karabin, każdy żołnierz musi umieć latać
Technologia nie tylko wkracza na pole walki – ona to pole walki definiuje na nowo. Podczas wizyty w 25. Brygadzie Kawalerii Powietrznej w Nowym Glinniku, wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiedział: Każdy żołnierz musi mieć umiejętność posługiwania się dronami. I choć to zdanie brzmi jak zapowiedź przyszłości, tak naprawdę jest mocnym sygnałem, że przyszłość właśnie nadeszła.

Jeszcze dekadę temu drony w polskim wojsku były raczej ciekawostką niż realnym narzędziem walki. Wkrótce mają być równie ważne jak karabin czy kamizelka kuloodporna.
W Nowym Glinniku, gdzie stacjonuje 25. Brygada Kawalerii Powietrznej – jedna z kluczowych jednostek szybkiego reagowania – Kosiniak-Kamysz mówił wprost: bez powszechnej znajomości obsługi dronów, nawet najnowocześniejszy sprzęt może okazać się bezużyteczny.
To nie tylko słowa. MON wdraża realne zmiany – nowe procedury, szkolenia, a nawet lokalną produkcję dronów w jednostkach wojskowych. Tak, dobrze przeczytaliście – żołnierze mają nie tylko korzystać z dronów, ale także je tworzyć. W 25. Brygadzie działa już zespół odpowiedzialny za budowę bezzałogowców, co ma zwiększyć niezależność armii i przyspieszyć wdrażanie technologii.
Nie moda, tylko konieczność
Kosiniak-Kamysz mówi wprost: każda jednostka w Polsce musi produkować drony i szkolić żołnierzy z ich obsługi. To nie ekstrawagancja, to reakcja na realne potrzeby pola walki. Wojna w Ukrainie pokazała dobitnie, że dron to dziś narzędzie strategiczne.
Z danych ukraińskich wynika, że nawet 80 proc. skutecznych uderzeń artyleryjskich poprzedzało rozpoznanie wykonane przez drony. I to nie są tylko duże bezzałogowce wojskowe – często to małe, tanie maszyny cywilne przerobione do celów bojowych.
Warto też dodać, że podobny kierunek wyznaczyła sobie amerykańska piechota morska, która wprowadza nowy system szkoleniowy. W jego ramach każdy marines ma zostać przeszkolony pod kątem używania dronów.
Więcej na Spider's Web:
Cyfrowy żołnierz XXI wieku
W Nowym Glinniku padły słowa kluczowe: zmiana myślenia. Nie chodzi tylko o to, żeby nauczyć żołnierza obsługi pilotażu drona. Chodzi o gruntowną transformację taktyki, struktur, logistyki i dowodzenia. Drony wymagają innego tempa działania, innych kanałów łączności, innego podejścia do planowania misji.
MON chce, by każdy żołnierz – niezależnie od stopnia i specjalizacji – miał przynajmniej podstawową wiedzę na temat działania bezzałogowców. To tak, jakby powiedzieć: każdy musi umieć strzelać. Dziś – każdy musi umieć latać.
I nie ma w tym przesady. W 2025 r. armia planuje zakupy kolejnych setek dronów – zarówno rozpoznawczych, jak i bojowych. Część z nich będzie produkowana w Polsce.
W grę wchodzi zarówno zakup maszyn klasy mini, jak i rozwój programów takich jak Gladius. To miliardowe inwestycje, ale też olbrzymia szansa dla polskiego przemysłu obronnego.
Dron to nie tylko sprzęt – to przewaga
Kosiniak-Kamysz podkreślił jedno: nawet najlepszy sprzęt nie zadziała, jeśli nie będzie ludzi, którzy potrafią z niego korzystać. W praktyce oznacza to rewolucję w szkoleniu. W wojsku mają pojawić się nowe specjalizacje, symulatory, centra szkoleniowe dedykowane bezzałogowcom. MON chce, by już w szkołach podoficerskich i oficerskich podstawą była edukacja dronowa.
To wszystko brzmi jak ogromne wyzwanie – i takim jest. Ale to też nieunikniony kierunek. Drony nie znikną z pola walki. Wręcz przeciwnie – będą go coraz bardziej dominować. A ci, którzy nauczą się je wykorzystywać szybciej, zyskają przewagę trudną do przecenienia.