Dynasty Warriors: Origins – recenzja. Jestem w sercu bitwy na 10 000 wojów
Dynasty Warriors: Origins to zaskakująco udany powrót zakurzonej nieco serii, z masą nowych pomysłów oraz mechanik. Nie sądziłem, że produkcja Koei Tecmo będzie aż tak dobra. Nie mogę się oderwać, chociaż w kolejce czekają bardziej rozpoznawalne produkcje do recenzji.
Z mieczem wzniesionym ku górze, biegnę w kierunku zamku wroga. Razem ze mną szarżuje kilkuset oddanych sprawie żołnierzy. Wszyscy krzyczymy ile sil w płucach, nie zważając na deszcz strzał przysłaniających niebo. Zaraz zderzymy się z żywą ścianą obrońców, złożoną z kilku tysięcy wojaków. To nie film przerywnikowy. To typowa misja w Dynasty Warriors: Origins.
Twórcy gry Dynasty Warriors: Origins rzucają gracza w środek bitew na 10 000 żołnierzy.
Origins to pierwsza odsłona serii wydawanej od 1997 roku, która trafia wyłącznie na PS5/XS oraz PC. Zrywając ze sprzętem poprzedniej generacji, studio Omega Force zyskało nowe możliwości, w tym renderowanie epickich scen batalistycznych na kilka tysięcy jednocześnie widocznych żołnierzy. Oczywiście z postacią gracza w samym środku takiej wojennej zawieruchy.
Czy Dynasty Warriors: Origins faktycznie wyświetla dziesięć tysięcy żołnierzy jednocześnie? Tego nie przesądzam, żmudne liczenie hełmów to coś, co zostawiam sztucznej inteligencji. Mogę za to bez cienia wątpliwości stwierdzić, że mamy do czynienia z największymi, najdłuższymi i najbardziej epickimi bitwami w historii serii. Co jest niemałym osiągnięciem, biorąc pod uwagę, że esencją Dynasty Warriors od zawsze były starcia na dużą skalę.
Psychologia pola bitwy. W Dynasty Warriors: Origins nie wystarczy machać bronią na lewo i prawo. Starcia są bardziej złożone.
Weźmy scenę zarysowaną we wstępie recenzji. Szarżuję na armię pod murami wroga. Mogę usiąść na wiernym rumaku, rozpocząć galop, a następnie wybić się z grzbietu wierzchowca, lądując w gęstwinie przeciwników. Nie zacznę ich jednak masakrować dziesiątkami, jak w poprzednich odsłonach. Chociaż słabsi od gracza, wojowie przerobią mi awatara na ser szwajcarski, kąsając ostrzami niczym ruj trutni.
W Dynasty Warriors: Origins kluczowe jest rozeznanie pola bitwy oraz tego, gdzie aktualnie przebiega linia frontu. Wejście w sam środek wielkiej na kilkaset osób grupy wrogów to samobójstwo. Lepiej walczyć ramię w ramię z sojusznikami, mając przeciwników na wprost. Jesteśmy wtedy chronieni przed naporem cięć, do tego gracz czuje, że faktycznie uczestniczy w epickiej bitwie, razem ze swoimi towarzyszami broni.
Nawet grając ostrożnie, zwykła piechota może stanowić zagrożenie. To jest w Dynasty Warriors: Origins kapitalne.
Mięso armatnie samoczynnie organizuje się w kilkunastoosobowe grupy, realizujące manewry bojowe takie jak szarża, oskrzydlanie czy atak z zaskoczenia. Tych manewrów nie da się rozbić prostym cięciem ani zablokować klasyczną gardą. Można je zatrzymać specjalną umiejętnością, aktywowaną w określonym czasie. Dzięki mechanice manewrów nawet zwykła piechota stanowi zagrożenie, zmuszając gracza do skupienia oraz czujności.
Podczas starć na dużą skalę dochodzi też do ciekawych zwrotów akcji. Przykładowo, wrogi generał może organizować potężny atak, gromadząc wokół siebie piechotę po drugiej stronie pola bitwy. Jeśli uda się przedrzeć do niego w określonym czasie, a także rozbić formujący się szyk, cała wroga armia otrzyma potężne kary do morale. Jeżeli jednak generał zorganizuje specjalny atak, nasze siły zostaną przetrzebione. Działa to także w drugą stronę: musimy chronić sojusznika, aby ten przypuścił atak odmieniający losy bitwy.
Twórcom należy się uznanie za silne zróżnicowanie jednostek piechoty. Strzelcy uwielbiają stawać na skrzydłach, ostrzeliwując wojów związanych walką. Szarżująca konnica jest nie do zatrzymania. Ciężkozbrojni z tarczami tworzą defensywne linie, przez które naprawdę ciężko jest się przebić. Wszystko to sprawia, że wielkie bitwy w Dynasty Warriors: Origins są naprawdę zróżnicowane, do tego nudzą się o wiele wolniej niż w poprzednich odsłonach.
Oczywiście w centrum uwagi pozostają dowódcy, będący bogami wojny o nadnaturalnych umiejętnościach.
Jednym cięciem gracz potrafi rozpłatać kilku wrogów. Twoja konna szarża przebija się przez cały oddział. Liczba twoich ofiar idzie w setki oraz tysiące. Seria Dynasty Warriors czerpie garściami z chińskiej kinematografii i klasyków takich jak Przyczajony tygrys, ukryty smok, łącząc wojaczkę ze sztuką, tańcem oraz choreografią. Origins nie jest żadnym wyjątkiem. Nie ma tu prób urealnienia walk, o co fani obawiali się przed premierą.
Zamiast realizmu jest jeszcze więcej broni do dyspozycji gracza, powiązanych z unikalnymi stylami rozgrywki. Miecz, włócznia, okrągłe ostrza do miotania czy wielki młoty – każda broń ma wady i zalety, świetnie nadając się do odmiennych scenariuszy. Każda oferuje także odmienne umiejętności specjalne, stanowiące fundament trudniejszych walk z wrogimi dowódcami.
W Dynasty Warriors: Origins twórcy silniej postawili na sekwencje ciosów. Kombinacje są bardziej złożone niż w poprzednich odsłonach, dzięki czemu doświadczeni gracze mają większe pole do popisu. To wciąż nie Devil May Cry, ale obrażenia zadawane po sklejeniu co trudniejszych sekwencji są absurdalnie wysokie. Wyższe niż zadane przez wiele umiejętności specjalnych. Uważam, że to ruch we właściwym kierunku, zmuszający do większego skupienia.
Tradycyjnie dla serii, Dynasty Warriors: Origins zamienia się w telenowelę z masą postaci oraz decyzjami do podjęcia.
Jeśli Origins będzie waszym pierwszym kontaktem z serią, zostaniecie zaskoczeni tym, ile zróżnicowanych postaci przewija się przez główny wątek fabularny. Heros za herosem, gracz poznaje kolejnych dowódców pochłoniętego wojną i chaosem królestwa, każdy z własną agendą oraz siatką powiązań. Wczorajsi sojusznicy okazują się dzisiejszymi wrogami, zdrada oraz nieoczekiwane pakty są tu powszechne jak oddychanie.
Opera mydlana osadzona w feudalnych Chinach jest pełna nie tylko misji pobocznych, pozwalających lepiej poznać liczne grono postaci, ale także fundamentalnych wyborów. Gracz musi opowiedzieć się po jednej z trzech stron i zdecydowanie nie jest to wybór prosty. Na szczęście tryb nowej gry + jest elastyczny i pozwala cofać się do kluczowych fabularnie momentów, bez przechodzenia całej produkcji na nowo. Kapitalne rozwiązanie.
Kapitalne jest też to, że w zależności od naszych wyborów, część misji jest diametralnie różna, przez co warto przejść Origins przynajmniej trzy razy. Chociaż produkcja nie otrzymała trybu wieloosobowego, zdecydowanie broni się toną zawartości. Do tego skutecznie walczy z monotonią na polu bitwy, o czym napisałem wcześniej.
Dynasty Warriors: Origins to najlepsza odsłona serii od 2003 roku i świetne nowe otwarcie.
Miałem wrażenie, że Dynasty Warriors – kiedyś najbardziej dochodowa marka w portfolio Koei Tecmo – zostało zawieszone na kołku. Po sześciu latach niebytu łariorsi powracają lepsi, ładniejsi i ciekawsi niż wcześniej. Ostatni raz tak dobrze bawiłem się z serią ponad dwie dekady temu, ogrywając Dynasty Warriors 4 na PlayStation 2. To wielkie osiągnięcie studia Omega Force.
Nowe Dynasty Warriors: Origins jest nie tylko większe i ładniejsze od poprzednich odsłon, ale także ciekawe pod względem rozgrywki. Przeprojektowane zachowanie zwykłej piechoty w połączeniu z rekordowo wielkim zróżnicowaniem broni oraz umiejętności tworzy świetnie zmieszanego drinka, w sam raz na godzinę - dwie zabawy dziennie. W takich proporcjach Origins jest wyśmienite, nie nudzi się i zawsze masz ochotę na więcej.
Największe zalety:
- To najlepsze Dynasty Warriors od 2003 roku
- Świetna optymalizacja na PS5. Możliwa rozgrywka w 120 fps
- Epickie bitwy do 10 000 żołnierzy
- Zróżnicowanie wydarzeń oraz taktyk na polu bitwy. Nawet piechota jest zabójcza
- Masa broni oraz umiejętności specjalnych
- Mądre wdrożenie New Game+ oraz rekonstrukcja bitew po porażce
- Chińska telenowela na pełnej
- Trudne decyzje do wyboru, koalicje do zawarcia
Największe wady:
- Nie spodziewajcie się filmowej, trzymającej w napięciu historii
- Nudny, przezroczysty główny bohater
- Losowo generowana zawartość poboczna na mapie świata
- Wiele bym dał za dodatkowy tryb co-op na podzielonym ekranie
Ocena recenzenta: 8+/10
Dynasty Warriors: Origins to najlepsza odsłona serii od ponad dwóch dekad, a także kapitalne odświeżenie patentu na rozgrywkę.
Zrzuty ekranu zostały wykonane przez autora na platformie PS5 Pro