Pokryli blok fotowoltaiką, teraz chcą zmienić jego kolor. Nowy trend w Polsce
Fotowoltaika zmienia nie tylko wiejski krajobraz, ale też to, jak wyglądają budynki w miastach. Estetyczna rewolucja toczy się błyskawicznie i lepiej zacząć przyglądać się uważniej elewacjom, bo już niedługo może zostać pokryta panelami.
Serwis trojmiasto.pl opisuje gdyński blok na ul. Ledóchowskiego 12 na Obłużu. Dawny, typowy klocek dziś wygląda tak, jakby rozgrywano na nim partię Tetrisa w rzeczywistości. Niemal w całości pokryty jest sporych rozmiarów panelami fotowoltaicznymi. Zakrywają balkony i górną część elewacji. Fotowoltaika nie wcisnęła się tylko pomiędzy parapety. Jeszcze?
- Chcieliśmy jako wspólnota zaoszczędzić, więc podsunęliśmy pomysł takiego rozwiązania członkom. 2/3 z właścicieli mieszkań było za, więc uchwała przeszła – mówią serwisowi przedstawiciele spółdzielni.
Na Google Street View jeszcze możemy zobaczyć stary wygląd bloku:
Widać też blok w czasie budowy:
Instalacja o łącznej mocy 50kWp kosztowała ponad pół miliona złotych
Konkretnych danych jeszcze nie ma, bo dopiero latem minie pełen rok pracy paneli, ale spółdzielnia liczy na znacznie mniejsze rachunki. Już w ubiegłoroczne wakacje „sporo udało się zaoszczędzić”.
Spółdzielnia zdaje sobie sprawę, że blok wygląda osobliwie, dlatego planuje go… pomalować. Nowe barwy mają bardziej pasować do paneli. Zastanawiam się, jaki kolor zostanie wybrany, żeby dostosować się do instalacji. Jeżeli w grę wchodzą tylko ciemne barwy to mam wrażenie, że szybko zatęsknimy za często wyszydzaną pastelozą.
Blok w Gdyni nie jest pierwszym, który w takim stopniu postawił na panele
Podobna instalacja powstała też w Szczecinie. W samej Gdyni kolejne spółdzielnie podpytują o szczegóły, a skoro jest szansa na oszczędności i niższe rachunki, to pal licho z estetyką.
Pewnie też trudno będzie znaleźć obrońców klasycznej, PRL-owskiej kostki. Mały bloczek w Gdyni jest na swój sposób uroczy, ale nie jest to żadne dzieło sztuki czy perła trójmiejskiej architektury. Wprawdzie dla mnie nie jest to argument zezwalający na pokrycie elewacji panelami i zamienienie bloku w kanciastą konstrukcję, ale spodziewam się, że mogę być w mniejszości.
Tej siły już się nie powstrzyma?
Z ciągłym przerażeniem patrzę na elewację budynku Politechniki Łódzkiej. Od pokrycia uczelnianego gmachu panelami minęło już trochę czasu, a mnie nadal ten potworek kłuje w oczy.
Zmiany zachodzą szybko. Jakiś czas temu w swojej okolicy zaobserwowałem panele zamontowane na ścianie kamienicy.
Dziś jest już ich więcej. Teoretycznie nie ma za czym płakać. Ściana i tak była zaniedbana, pusta, niepomalowana, a teraz przynajmniej pełni praktyczną funkcję.
Kierunek jest więc czytelny: bloki i kamienice zamienią się w fotowoltaiczne kontenery. Zagrożone są nawet zabytki. Już przecież mieliśmy próby montowania paneli na dachu historycznego kościoła. Proboszcz tłumaczył się, że instalacji z ziemi nie widać, więc problemu nie ma.
Znacznie częściej dyskutuje się o wpływie fotowoltaiki i wiatraków na otoczenie w kontekście wsi i pozamiejskich krajobrazów. Tymczasem po cichu przejmowane są bloki i budynki. W szczytnym i potrzebnym celu, ale jednak coś na tym tracimy. Niby nie bezpowrotnie, bo panele można zdjąć, gdy wymyślimy lepszą alternatywę, ale trend jednak niepokoi.
Z drugiej strony ludzie po prostu chcą płacić za prąd mniej – i trudno im się dziwić. Niektórzy coraz częściej działają na własną rękę, montując panele na balkonach i machają ręką na brak zgody ze strony spółdzielni. Mamy więc dwie drogi: albo pokryjemy panelami wszystko, co się da, przy zgodzie większości, albo panować będzie chaos i wolna amerykanka. Na jednym balkonie będzie panel, na innym nie, jeden blok będzie fotowoltaicznym kontenerem pomalowanym na ciemny błękit, zaś sąsiadujący z nim wieżowiec dalej będzie promieniował pastelowymi barwami.
