REKLAMA

Założył fotowoltaikę na balkonie. Spółdzielnia: no to spotkamy się w sądzie

Właściciel mieszkania miał zgodę mieszkańców i pozytywną opinię architekta. Spółdzielnia była jednak innego zdania i przez panele zamontowane na balkonie sprawa trafi do sądu.

fotowoltaika
REKLAMA

W Niemczech balkonowa fotowoltaika cieszy się coraz większą popularnością. W Polsce temat dopiero raczkuje – chętni są, ale droga do realizacji nie jest usłana różami. Opowieści próbujących czerpać prąd ze słońca dowodzą, że często na przeszkodzie stają spółdzielnie. Prawnie montaż paneli na balkonach nie jest unormowany, więc pozytywna decyzja zależy od widzimisię urzędnika. Mieszkaniec Gdańska miał pecha i trafił na tych z gatunku nieustępliwych.

REKLAMA

Jak opowiada w rozmowie z Wyborczą, balkonowa instalacja szybko okazała się strzałem w dziesiątkę. Postawił na panele balkonowe sprzedawane w sieci – dwa o mocy 400 W, które kosztowały 3,5 tys. zł. Dokupił trzeci i moc instalacji wzrosła do 1,2 kW. - Po roku mogę stwierdzić, że moje rachunki za prąd dzięki instalacji balkonowej spadły o ok. 30 proc. – wyjaśnił.

Więcej o fotowoltaice w Polsce przeczytasz na Spider's Web:

Spółdzielnia zobaczyła panele  i kazała je zdjąć

Jeszcze przed montażem mieszkaniec Gdańska zwrócił się z prośbą o zgodę na montaż. Według relacji odpowiedź brzmiała „nie, bo nie”. Właściciel balkonu próbował więc przekonać urzędników argumentami. Uzyskał opinię rzeczoznawcy, czy balkon jest gotowy na utrzymanie paneli. Ten uznał, że ok. 60 kg instalacja nie powinna być żadnym obciążeniem i zagrożeniem dla konstrukcji.

Architekt bloku już nie żyje, więc mężczyzna poprosił o opinię innego – a ta bywa ważna, bo projektanci nie zgadzają się w ingerowanie w wygląd budowli i nawet klimatyzacja może być nadużyciem. Pytany architekt stwierdził jednak, że nie ma mowy o zaburzeniu estetyki budynku, skoro i tak każdy balkon wygląda inaczej. Fotowoltaika niczego nie popsuje, bo bałagan panuje od dawna.

Przeciwko nie byli też sąsiedzi

Mimo to spółdzielnia nakazała zdjąć instalację. A właściciel otrzymał pozew do sądu cywilnego. „Nie zamierzam demontować paneli, mam poparcie mieszkańców i ekspertyzy” – zapewnia.

Niestety pewnie do takich sytuacji będzie dochodziło częściej. I nierzadki będzie widok, na jaki ostatnio się natknąłem:

Zdaję sobie sprawę, że dla wielu obdrapana kamienica nie jest cudem świata, ale ja do takich budowli mam słabość, bo to jednak historia miasta. Dlatego widok paneli na gołej ścianie jest dość specyficzny. Co jednak jest ważniejsze: poczucie estetyki przechodnia czy wykorzystanie ściany dawno nieremontowanego budynku, które zapewne pozwoliło oszczędzić mieszkańcom na rachunkach?

Sprawa jest bardziej skomplikowana, bo dlaczego panele mają zaburzać wygląd całego budynku, a niższe rachunki ma np. tylko jedno mieszkanie?

Obecny brak zasad powoduje, że jedna spółdzielnia zainwestuje w dobrze wtapiające się w otoczenie panele lub będzie montować je na dachach, inna zgodzi się na działania mieszkańców, a sąsiadująca z nimi stwierdzi, że pod żadnym pozorem samowolka nie jest możliwa. I zapanuje fotowoltaiczny chaos.

REKLAMA

Tymczasem raczej powinniśmy wyciągnąć lekcję z automatów paczkowych na temat tego, że brak zasad odbija się czkawką. Niestety obawiam się, że rozsądnego zarządzania panelami nie będzie i zaleją nas rzucające się w oczy instalacje, wciśnięte gdzie się da.

Niby człowiek powinien zdążyć się do takiego „gospodarowania” przestrzenią przyzwyczaić, ale i tak zawsze to smuci.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA