Oto sposób Facebooka na walkę z oszustami. Wycina tych, którzy przed nimi ostrzegają
Widzą nieistniejące źdźbło w oku szarego użytkownika, a trudno im dostrzec liczne ewidentne oszustwa wypuszczane z fałszywych profili. Wydawać by się mogło, że gorzej na Facebooku już być nie może, a algorytmy odpowiedzialne za moderację mówią: potrzymaj mi bana.
Teraz swoją historią podzielił się Piotr Konieczny, założyciel Niebezpiecznika. W ostatnim czasie społecznościowy gigant oflagował trzy jego posty. Za co? Trudno powiedzieć – to jeden z nich:
Drugi z wpisów dotyczył wykładu „Jak nie dać się zhackować” i zaproszenia skierowanego do nauczycieli informatyki. Dla Facebooka „nie dać” jest niewidzialne. Algorytmy zauważyły, że chodzi o hackowanie, więc natychmiast wkroczyły do akcji, dzielnie ratując nas z opresji.
Podobnie było zresztą niedawno w przypadku CERT Polska - wpis wyjaśniający, jak działają oszuści wyleciał z portalu. Później Facebook tłumaczył się, że to tylko niefortunna pomyłka, ale wygląda to naprawdę źle. Reklamy fałszywych inwestycji czy głośników za 9 zł potrafiły wisieć tygodniami, a w przypadku sensownych poradników interwencja bywa natychmiastowa.
Obecnie nie chodzi wyłącznie o zwykłą (i kolejną) pomyłkę algorytmów odpowiedzialnych za moderację
Teraz, jeśli nie zgadzasz się z decyzją algorytmów Marka Zuckerberga, to jedyne co możesz zrobić to... albo skasować post (w przypadku tych, których FB sam już nie usunął, a jedynie ograniczył im zasięg) albo, w przypadku postów już usuniętych przez FB, możesz pobrać ID sprawy i pójść sądu
– zauważa Piotr Konieczny.
I tu sprawa się jeszcze bardziej komplikuje. Wśród instytucji, które pozwalają odwołać się od decyzji Facebooka, nie ma żadnej polskiej. Dlaczego? Jak zwróciła uwagę w komentarzu Fundacja Panoptykon, lista instytucji, które obsługują skargi wynika z aktu o usługach cyfrowych (DSA). Ustawa zaś nie została w Polsce w całości wdrożona.
„Chociaż DSA weszło w życie w lutym tego roku, to ustawodawca krajowy wciąż nie wprowadził mechanizmów prawnych umożliwiających realizację niektórych przepisów tego rozporządzenia. Niektóre instytucje prawne aktu o usługach cyfrowych bez odpowiednich krajowych procedur pozostają niemożliwe do wdrożenia” – odnotowywał latem CyberPolicy NASK, pisząc w sierpniu o drugich konsultacjach publicznych projektu ustawy implementującej DSA.
Nie wpływa to oczywiście na konieczność wypełniania przez dostawców usług pośrednich obowiązków wynikających z unijnego aktu, ale w znacznej mierze utrudnia korzystanie z mechanizmów, które pozostają poza sferą działalności platform.
- dodawano.
O lekceważącym podejściu Facebooka do polskich (choć pewnie nie tylko) użytkowników piszemy od początku lat.
Przez kilka tygodni regularnie natrafiałem na fałszywe reklamy konkursu, w którym do wygrania był głośnik za 9 zł. Po kolejnych publikacjach pisały do mnie osoby, które nie zdążyły zapoznać się z ostrzeżeniem i wpadły w sidła oszustów. Właśnie dlatego, że Facebook nie podejmował żadnych działań, choć tego typu posty wypuszczane z profili udających prawdziwe sklepy były zgłaszane.
A przecież reklamy informujące o atrakcyjnej promocji to dopiero wierzchołek góry lodowej. Były – i zapewne jeszcze są – sensacyjne nagłówki informujące o śmierci kogoś znanego czy reklamy „pewnych” inwestycji gwarantujących olbrzymie zyski. Wiele z nich wykorzystywało wizerunek gwiazd telewizji, sportu czy internetu.
W swoim filmie Mateusz Chrobok cytuje Jakuba Mrugalskiego, który zwrócił uwagę na przedziwny paradoks. Zgłaszając fałszywe reklamy możemy narazić się na to, że będą wyświetlane nam… częściej. Zdaniem eksperta tak po prostu działa Facebook, który reaguje na to, co zwraca naszą uwagę. A jeżeli czas poświęcamy na walkę z twórcami szkodliwych reklam prowadzących do złośliwych stron, to Facebook dochodzi do wniosku, że najwyraźniej jesteśmy dobrym odbiorcą reklam. Nieważne co tak naprawdę robimy, liczy się to, że machamy kursorem wokół treści i ewidentnie zatrzymaliśmy na niej wzrok. Siłą rzeczy później wyświetlane są kolejne sponsorowane wpisy, również te niebezpieczne.
„Meta nadal bierze pieniądze za reklamy, które powielają fake newsy i deepfake. Nie poddajemy się. Walczymy dalej z poczuciem bezkarności osób, którym wydaje się, że są anonimowe” – napisał Rafał Brzoska, który jesienią zaczął aktywnie walczyć z konsekwencjami działań Mety. Była to reakcja na to, że na Facebooku i Instagramie regularnie publikowane były fałszywe reklamy funduszy inwestycyjnych wykorzystujące spreparowany wizerunek Rafała Brzoski. Szef InPostu podjął zdecydowane działania dopiero gdy nieuczciwi reklamodawcy zaczęli udostępniać reklamy pokazujące Brzoskę jako damskiego boksera oraz "informacje" o śmierci jego żony, Omeny Mensah.
„Pamiętajmy, że żaden z tych przestępców nie osiągnąłby zamierzonego celu bez wsparcia zasięgów reklamowych Facebooka i Instagrama” – podsumowywał Rafał Brzoska
Po stronie polskiego przedsiębiorcy stanął Urząd Ochrony Danych Osobowych, a później również i sąd. Meta nie może wyświetlać reklam, które wprowadzały odbiorców w błąd, wykorzystując przy tym wizerunek małżeństwa. Posty zawierały nieprawdziwe informacje o rzekomej śmierci, pobiciu, zatrzymaniu przez policję czy zachętach do inwestowania pieniędzy. Oprócz tego Meta nie może dopuszczać do emisji jakichkolwiek innych nowych reklam z wizerunkami Rafała Brzoski oraz jego żony, które zawierałyby nieprawdziwe informacje. Każda taka reklama „nakłada automatyczną karę” na Metę - podkreślał szef InPostu.
Czy postanowienia sądu w sprawie Brzoski doprowadzą do tego, że Facebook tak samo będzie chronił znanych przedsiębiorców, jak i szarych, zwykłych użytkowników? Chciałbym w to wierzyć, ale… jakoś nie mogę.
Na dodatek na tym wcale problemy związane z Facebookiem się nie kończą
Wspominałem już o skasowanym wpisie CERT Polska, w którym zawarto link do materiału wyjaśniającego, jak działają oszuści. Chwilę później blokada została nałożona na profil Sekuraka. Podobne kłopoty opisuje teraz Piotr Konieczny. Widać, że moderacja zwyczajnie nie działa, co skrupulatnie wykorzystują cyberprzestępcy.
Specjaliści z CERT Polska przedstawili rozwiązania, które przyczynią się do zmniejszenia ilości szkodliwych treści. Oczekują m.in. rozbudowy zespołu polskojęzycznych moderatorów czy blokady użytkowników, których reklamy i posty zostały kilkukrotnie oznaczone jako oszustwo.
Wydaje się to naprawdę niewiele, tym bardziej że mowa o potężnej, bogatej, globalnej korporacji. Do tej pory Facebook wykorzystywał opieszałość polskiego państwa, które nie zrobiło kroku prowadzącego do tego, że użytkownicy będą mieli więcej narzędzi w walce z niesprawiedliwymi decyzjami giganta.
Możemy naiwnie wierzyć, że gigant się zmieni. Poprawi się i powie, że już nie będzie. Tyle że bez aktywnej działalności państwa to niemożliwe. Unia Europejska dąży do tego, by technologiczne molochy przestały czuć się bezkarnie. Nadal jednak potrzebujemy polskiego państwa, które te przepisy szybko wdroży i zacznie egzekwować.