REKLAMA

Nie chcą lajków i serduszek. Mówią - tak nie da się rozmawiać

Kiedyś to starsze pokolenia narzekały na to, że komunikacja międzyludzka składa się z emotikonek – dziś to problem dla młodszych. Coraz większa liczba osób uważa, że ikonki wprowadzają więcej zamieszania. Szkodzą, a nie pomagają we wzajemnym zrozumieniu.

Nie chcą lajków i serduszek. Mówią - tak nie da się rozmawiać
REKLAMA

Jedna z użytkowniczek Twittera podzieliła się swoją opinią na temat graficznych reakcji na wiadomości. Jej zdaniem wręczenie komuś serduszka jest delikatną formą unikania kontaktu. „Piszesz komuś wywód, bądź zwykłą anegdotę z dnia” i zostajesz z niczym. Niby jest odpowiedź, nawet pozytywna, ale brakuje „zaangażowania drugiej strony do kontynuowania rozmowy”. Nikt nie chce gadać do ściany, a paradoksalnie właśnie tym jest monolog zwieńczony symbolem miłości. Ikonka to jednak nie dialog.

REKLAMA

Ktoś inny w komentarzu dodał, że z podobnych powodów nie cierpi ikonki wyrażającej zdumienie. Tym bardziej że stosuje się ją np. przy wiadomości o czyjejś poważnej chorobie. Autor takiej informacji oczekiwałby wsparcia, a tymczasem dostaje reakcję jak na „dobrą promkę”.

Niektórzy machają ręką i tłumaczą, że lepsza jakakolwiek reakcja niż żadna. Czasami faktycznie nie ma się nic do dodania, ale chce wyrazić wsparcie i w ten sposób daje znać, że się cieszy, smuci lub jest zszokowany.

„Czyjaś skrzynka odbiorcza to nie jest twój pamiętnik” – zwraca uwagę jedna z osób komentujących

Mam wrażenie, że ten komentarz dobrze obrazuje dawne podejście do internetowej komunikacji. Dlaczego rozmawiając z bliskimi osobami, mielibyśmy nie dzielić się ważnymi dla nas rzeczami? W stwierdzeniu, że czat to nie pamiętnik, jest chęć wyznaczania granic, dopasowania treści, które zainteresują drugą stronę. A przez to rozmowa nie jest szczera.

Kilka lat temu na łamach „Dwutygodnika” Maciej Jakubowiak pisał o narzędziu „Crystal”. Na bazie ogólnodostępnych w internecie danych – blogi, media społecznościowe, komentarze itp. – tworzony był profil osobowościowy. Po co? Aby wiedzieć, jak rozmawiać z tą osobą tak, by była z wiadomości zadowolona.

„Nietrudno jednak sobie wyobrazić, że już niedługo tego rodzaju mechanizmy znajdą szersze zastosowania i że wszyscy będziemy się z sobą komunikować tak, jak oczekuje tego druga strona” – prognozował Jakubowiak w 2015 r.

Raczej nic z tego nie wyszło – na szczęście. Niewykluczone, że właśnie tego chcieliby ci, którzy zmęczeni są nadmierną internetową aktywnością znajomych. Serduszko spadło im z nieba – można kliknąć, pokazać zainteresowanie i mieć sprawę z głowy.

Teraz doskonale widzimy, że nie tylko zabrakło rozwiązań pozwalających komunikować tak, jak chce druga strona – nie pojawiło się jakakolwiek forma ulepszająca komunikację. Wręcz przeciwnie: zamiast jej poprawy doczekaliśmy się kolejnego uproszczenia i spłaszczenia.

Facebookowe reakcje wprowadziły więcej zamieszania. Do zwykłego „lubię to” – z którym przecież też było sporo problemów – dołączyły serduszka i zdziwione miny. Niby mieliśmy móc lepiej wyrażać swoje emocje, ale tak naprawdę nie o to w tym wszystkim chodziło.

W 2021 r. wyszło na jaw, że Facebook wykorzystał nowe ikonki do manipulacji. Jako że algorytm traktował reakcje jako pięciokrotnie bardziej wartościowe od polubień, wykorzystywano je podsycania kontrowersyjnych treści.

Odczucia użytkowników zostały cynicznie użyte w walce o zasięgi

To wręcz dziwne, że tak szybko i łatwo przeszliśmy nad tym do porządku dziennego. Jasne, denerwował fakt, że Facebook po raz kolejny naruszył nasze zaufanie, ale co można zrobić? Kliknąć „wrr” i żyje się dalej. Tak jak chciał tego społecznościowy gigant.

Być może ta akceptacja miała związek z tym, że emotikonki dużo ułatwiały. A raczej: „ułatwiały”, bo tak naprawdę to maskowały problem. Lepiej było rozdawać polubienia na lewo i prawo, bo nie trzeba było komentować, zagłębiać się i w ten sposób pokazywać, że nam zależy. Tym bardziej że słowa komplikują. Michał R. Wiśniewski pisał, że lajki idealnie pasują do „kultury cacy” – wszystko ma być w porządku, sympatycznie, miło. „Tak, tak, mądrze piszesz, masz rację”. Facebookowe reakcje miały ten sam grzech pierworodny: wszak smutna czy zdenerwowana minka wcale nie mówi o tym, czy reaguje się na wpis autora, czy może na link, którym się dzieli. To pozorna odpowiedź. Tyle że dla platform społecznościowych nieważne jest co czujemy - bylebyśmy klikali.

O ile już wcześniej zauważono, że lajki przestały mieć jakiekolwiek znaczenie i są wyprane z emocji, to dopiero obecnie próbuje się coś z tym zrobić. Czemu nie zareagowaliśmy wcześniej? Ze wspomnianej wygody czy może dlatego, że nie chcieliśmy być tymi marudzącymi ekspertami, którzy przed laty przestrzegali przed powrotem pisma obrazkowego i zanikiem normalnej, zdrowej komunikacji?

Dziś młodsi użytkownicy sieci przyznają tym ekspertom rację: tak, rozmawianie poprzez ikonki czy gify nie wystarcza. Nie wiemy, co chce się przez to powiedzieć.

Zmianę podejścia już wcześniej zauważono w relacjach między pracownikami

Dla pokolenia Z „kciuk w górę” był przejawem pasywno-agresywnej komunikacji. O ile dla starszych pracowników jest to znak, że faktycznie jest wszystko w porządku i wykonało się dobrze swoje zadanie, tak „zetki” czują się nieswojo.

Zatoczyliśmy koło. Jeszcze niedawno wydawało się, że język nie potrafi wyrazić tyle, co ikonki. Emoji przełamywało tabu. Dziś uznaje się, że słowa są ważniejsze i dopiero wypowiadając się można przekazać więcej. Lepiej za dużo niż za mało.

Czy nie mają racji? Czy faktycznie uznaliśmy, że za pomocą facebookowych ikonek można przekazać prawdziwą paletę emocji? Dać znać, jak się czujemy? Jeśli wystąpienie przeciwko ikonkom jest nawoływaniem do szczerości i otwartości, to popieram ten protest.

REKLAMA

Więcej o mediach społecznościowych piszemy na Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA