W języku angielskim funkcjonuje określenie "jump the shark". Właśnie tam znalazł się Big Tech ze swoim GenAI
Właściciel Facebooka, Instagrama i WhatsAppa wyraził niemałe współczucie z powodu faktu, że nie udało mi się zaobserwować ostatnio zorzy polarnej. Proponuje mi, bym sobie w zamian ją wygenerował. No ludzie kochani.
Coraz bardziej podoba mi się sieć społecznościowa Threads. Póki co z braku czasu na social mediach, przeglądam ją dość biernie. Odnoszę jednak wrażenie, że jej algorytmy nie są nastawione na promowanie antagonizujących, kontrowersyjnych i negatywnych treści jak na usłudze X od Elona Muska. Czasem aż potrafię zapomnieć, że stoi za tym korporacja Meta od Marka Zuckerbega, wobec której mam zerowe zaufanie czy sympatię. No, ale do rzeczy, bo temat jest dość zabawny.
O tym, że Threads należy do Mety, przypomniał mi ten post (zrzut ekranowy poniżej). Scrollując po Threads natrafiłem na tak zwanego pluga na temat GenAI. Meta inwestuje w tę technologię znaczące środki i udostępnia ją w formie open-source, co zdecydowanie popłaciło. Duży Model Językowy Llama jest na dziś jednym z najlepszych na rynku - choć nadal odnosi większe sukcesy jako projekt naukowy niż jako dający łatwo się spieniężyć produkt.
Tu Meta chce wypromować swój generator obrazków. Ostatnio wyjątkowo łatwo dostrzec było na niebie zorze, łatwo więc zrozumieć frustrację tych nieszczęśników, którzy z uwagi na pogodę czy inne wyzwania nie mogli tego doświadczyć. I że… mogę sobie taką wygenerować, wrzucić na Instagrama i udawać, że ją widziałem?
To też jest ciekawe:
Jump the shark. Czyli miejsce, w którym znalazł się Big Tech
Jump the shark to idiom oznaczający moment, w którym program telewizyjny, film, czy inny projekt kreatywny zaczyna tracić swoją jakość, staje się absurdalny lub przesadzony, zwykle próbując desperacko przyciągnąć uwagę widzów. Wyrażenie pochodzi z odcinka serialu Happy Days, w którym postać Fonzie skacze przez rekina na nartach wodnych - scena uznana za punkt, w którym serial zaczął tracić na wartości. Jakie ma to odniesienie do GenAI?
Duże spółki giełdowe, w tym firmy z tak zwanego grona Big Tech, muszą cały czas wykazywać trendy wzrostowe. Sama rentowność inwestorom nie wystarcza, te muszą cały czas szukać nowych dróg pozyskiwania kapitału. To sprawdzona strategia chociażby przez Microsoft, a wspominam tu o nim głównie dlatego, bo ten jest głównym odpowiedzialnym za bieżące związane z GenAI szaleństwo.
Kiedy Microsoft nie mógł już za bardzo urosnąć jako dostawca oprogramowania, narzędzi biurowych i deweloperskich, Steve Ballmer zarządził wielki pivot i skierował Microsoft w stronę cloud computingu. Teraz, gdy Microsoft jest absolutną chmurową potęgą, Satya Nadella zarządził kolejny pivot, tym razem w kierunku AI. Podobnie jednak jak w przypadku chmury - nakłady ponoszone na inwestycje są niezestawialne ze zwrotem kapitału. Azure przez wiele lat był miejscem, w którym Microsoft palił pieniędzmi w piecu zanim ten cały cloud computing zaczął się opłacać. Podobnie jest i będzie z GenAI.
Jest jednak jedna znacząca różnica między tymi dwiema sytuacjami
Microsoft postawił na Azure’a widząc ogromny sukces Amazon Web Services, do dziś największej chmury obliczeniowej świata. Do tego grona z czasem dołączył jeszcze Google, ale na tym z grona Big Techów koniec. Żaden inny gigant z tego grona nie świadczy usług chmurowych na podobną skalę, choć istnieje wiele mniejszych firm chmurowo-hostingowych. Tymczasem inwestycja Microsoftu w firmę OpenAI i de facto przejęcie w praktyce jej wynalazków zainspirowało niemal wszystkich.
Meta, Apple, Google, Nvidia, Amazon - absolutnie wszyscy inwestują ogromne środki w technologię GenAI. Tyle że podobnie jak w przypadku wielkiej chmurowej rewolucji, konieczne do podjęcia inwestycje finansowe są ogromne - na zwrot których trzeba czekać jeszcze przez długie lata. To bezprecedensowa skala inwestycji długoterminowych, jakiej nigdy wcześniej w branży IT nie było.
By nie być gołosłownym: łączna kwota inwestycji w GenAI w 2023 r. to 21,8 mld dol., z czego aż 10 mld dol. to kwota, jaką Microsoft zainwestował w tym czasie w OpenAI. Dla porównania, globalne inwestycje w 2022 r. w odnawialne źródła energii na całym świecie to 336 mld. dol. Innymi słowy, duże modele językowe Big Techów to 6 proc. kwoty inwestycji, jaka jest ponoszona w globalną transformację energetyczna naszej planety. To jest taka skala.
To również oznacza, że chętnych do podziału przyszłych zysków jest znacznie więcej. GenAI to wysoce kosztowna technologia, pochłaniająca masę energii - w tym w ujęciu dosłownym. Nie ma najmniejszych szans by wszyscy uczestnicy tego wyścigu wyszli na swoje.
Czy to oznacza, że szykuje się coś w stylu dotcomowej bańki?
By odpowiedzieć na to pytanie brakuje nam zarówno danych rynkowych, jak i - nie oszukujmy się - wiedzy ogólnej. W gronie redakcji Spider’s Web nie ma światowej klasy analityków, a gdybyśmy mieli któregoś spytać w roli eksperta, to również na dziś jest ślepa uliczka. Nikt do końca nie wie jak ta rewolucja się dokładnie potoczy. Wydaje się jednak pewnym, że podaż zaczyna znacząco przewyższać popyt.
Technologia GenAI jest niezwykle użyteczna i stanowi ważny punkt w historii rozwoju informatyki, wobec tego nie ma żadnej wątpliwości. Już dziś wiadomo z całą pewnością, że znacząco zmieniła rynek deweloperski. Jest wybitnie sprawna w czyszczeniu kodu programistycznego, oszczędzając programistom mnóstwo roboczogodzin przy testowaniu i debugowaniu. Niektóre modele językowe (nie wszystkie!) są też świetne w podsumowywaniu dużej ilości tekstu, wyłuskując z kilkudziesięciostronnicowych dokumentów esencję ważną dla użytkownika. Sam też korzystam z GenAI dość intensywnie w aplikacji Adobe Photoshop, znacząco skraca czas retuszu zdjęć i usuwania z nich niedoskonałości. Tyle że to malutki wycinek tego, co jest mi i reszcie z was wciskane.
Mój telefon i zainstalowane na nim aplikacje mają setki skrótów do różnych usług GenAI. Używam Samsunga (Android z One UI) i jestem przyzwyczajony do aplikacji Microsoftu. W efekcie mam ikonkę Copilota na ekranie domowym, klawiaturze, przeglądarce, aplikacji biurowej. Galaxy AI wpycha mi się do zdjęć, dyktafonu i połączeń. Google Gemini nawet nie używam - a mam dwie nieusuwalne ikonki tego czatbota w liście aplikacji. Jedna po aktualizacji aplikacji Google, druga po aktualizacji Asystent Google. Masz, masz, używaj, koniecznie, klikaj, no nie zapomnij, użyj, hej, nie zapomnij, masz, masz. To desperacja.
Podobnie jak desperacki jest ten post Mety na Threads. Nie, drogi Big Techu, GenAI nie zastąpi mi zorzy polarnej. Muzyka wygenerowana w ten sposób jest mdła i nudna. Obrazki to zapchajdziury, kiedy nie stać kogoś na pracę prawdziwego artysty. Poezja? Błagam. Nawet teksty prasowe pisane przez GPT i podobne są nudne i bez polotu. Będziemy używać GenAI do wielu celów, to bardzo pożyteczny wynalazek.
Większość aplikacji na siłę wpychanych nam przez te wielkie korporacje będzie musiała jednak upaść. Jest tego stanowczo za wiele, a zbyt mało z tego grona jest faktycznie potrzebnego. Co to oznacza dla wspomnianych Big Techów trudno powiedzieć - ale jakoś mi ich i ich przyszłych strat w raportach kwartalnych kompletnie nie szkoda.