REKLAMA

Czy warto przesiąść się z Xboxa Series S na Xboxa Series X? Sprawdzam co zyskujemy, a co tracimy

Masz Xboxa Series S, ale ciągle pożądliwie patrzysz się na Series X? Chciałbyś przejść na wyższy model, ale trochę się boisz, bo to spora inwestycja? To dobrze się składa, bo już wiem, czy warto.

Czy warto przesiąść się z Xboxa Series S na Xboxa Series X? Sprawdzam co zyskujemy, a co tracimy
REKLAMA

Od prawie trzech lat jestem szczęśliwym użytkownikiem konsoli Xbox Series S. Stałem przed prostym wyborem - miałem 1000 zł budżetu na konsolę i poważnie zastanawiałem się nad kupnem używanej Sony PlayStation 4, może nawet w wersji Pro. Chciałem pograć w ciekawe gry, ale wtedy moi redakcyjni koledzy polecili mi kupno nowej konsoli Xbox Series S. Argumentowali, że jest cichsza, że to nowsza generacja, a do tego kosztuje mniej i ma genialny abonament Game Pass. Udało mi się ją kupić na promocji za kwotę około 1050 zł.

REKLAMA

Po kilku dniach z nową konsolą cieszyłem się, że moi koledzy polecili mi ją zamiast używanej konsoli. W końcu jednak przyszedł czas na zmiany i do mojego domu trafiła konsola Xbox Series X w limitowanej edycji z serialu animowanego Bluey. Co zaobserwowałem po kilku tygodniach korzystania z mocniejszej konsoli?

 class="wp-image-4633788"

Xbox Series S to obecnie najtańszy sposób na granie w gry na konsoli najnowszej generacji. W mojej wersji ma 512 GB pamięci, ale do dyspozycji użytkownika jest około 384 GB. Ostatnio zadebiutowała wersja z 1 TB pamięci i oferuje około 802 GB. Gdy kupowałem konsolę Series S nie miałem możliwości wyboru wersji z większą ilością pamięci, bo jej po prostu nie było w ofercie. I tutaj na chwilę się zatrzymam.

Liczyłem się z tym, że nie będę miał napędu, ale nie przeszkadzało mi to, bo i tak planowałem korzystać z najlepszej usługi w świecie graczy – Xbox Game Pass. Do tego na gry cyfrowe co chwilę są promocje, a ja od czasów mojej ostatniej konsoli, czyli Sony PlayStation 3, miałem ogromną kupkę wstydu, więc gier do nadrobienia miałem sporo. Ani razu przez trzy lata nie pomyślałem, że fajnie byłoby mieć napęd i kupować gry na rynku wtórnym. Jednak nie sądziłem, że tak szybko zatęsknię za czymś innym, co oferował Xbox Series X – przestrzenią na dane.

 class="wp-image-4803338"

Jestem graczem, który lubi mieć kilka gier gotowych do odpalenia. Na niektóre z nich muszę mieć nastrój i czas, a niektóre są szybką odskocznią. Niestety Xbox Series S w wersji 512 GB momentalnie mnie tego oduczył i kazał szanować miejsce. Weźmy takie Assassin's Creed: Odyssey lub Valhalla – w wersji ze wszystkimi dodatkami zajmuję po 200 GB, więc nie mógłbym ich mieć jednocześnie na dysku. To jeszcze nie problem, ale dodajmy do tego jakieś Call of Duty i zaczyna brakować miejsca. Nie mogę również zapomnieć o obowiązkowych 50 GB na Skyrima, w którego od dnia premiery namiętnie gra żona. Nie wiem, co można robić tyle czasu w grze, ale skoro daje jej to radość, to nie wnikam i nie przeszkadzam.

 class="wp-image-4803335"

Szybko doszedłem do wniosku, że czas na rozszerzenie dostępnej pamięci za pomocą zewnętrznej karty. Szkopuł jest taki, że w przypadku Microsoftu kosztuje to chore pieniądze, tak chore, że jak zobaczyłem cenę, to doszedłem do wniosku, że w sumie mam szybki internet, to mogę sobie raz na jakiś czas coś odinstalować i zainstalować. Tak się moi drodzy kończy monopol. Niedawno licencję na działające rozszerzenia pamięci otrzymała kolejna firma, ale nic się nie zmieniło, ceny nadal są z kosmosu. Boli mnie to, bo gracze z Sony PlayStation 5 mogą tanio i w miarę wygodnie rozszerzyć pamięć, a użytkownicy Xboxa muszą płacić za zwykłe karty pamięci miliony monet. Jeżeli myślicie, że przesadzam, to pytanie o cenę kart rozszerzeń było tak częste, że znajdziemy na nie odpowiedź na stronie głównej FAQ konsoli.

 class="wp-image-4637319"

I to jest dla mnie jedna z ważniejszych zalet Xboxa Series X

Ma on domyślnie 1 TB pamięci (802 GB dostępnych dla gracza), co pozwala na instalację kilka tytułów, bez obawy o wyczerpanie miejsca. Słusznie zauważycie, że skoro na rynku dostępny jest Xbox Series S z 1 TB pamięci, to może być rozwiązaniem wszystkich problemów świata. Czy tak jest? Ktoś może powiedzieć, że narzekam, że jestem rozpuszczony, bo nikt nie instaluje sobie kilku gier naraz, ale polecam sprawdzić, ile teraz zajmują najnowsze topowe gry i dopiero wrócić do dyskusji. W tym tempie rozwoju gier 300 GB danych już niedługo przestanie być czymś specjalnym. Dlatego jeżeli chcecie koniecznie Series S, to nie zastanawiajcie się nad wersją 512 GB. Więcej pamięci, to większy komfort. Nie ma tu żadnych wątpliwości.

Nadal obstaję przy tym, że napęd Blu-Ray to dodatek, który śmiało możecie pominąć przy wyborze konsoli dla siebie. Ktoś powie, ale przecież rynek gier używanych ma się dobrze, lepiej jest kupić wersję pudełkową, którą można szybko później odsprzedać. Polecam jednak sprawdzić, jak dokładniej wygląda ten rynek, bo okazuje się, że owszem, gracze lubią wymieniać się grami, że można kupić taniej nową grę, przejść ją i odsprzedać kolejny raz. Oczywiście, że można, tylko trzeba mieć Sony PlayStation 5, bo tam rynek gier używanych kwitnie i w ofertach można przebierać.

W przypadku Xboxa nie jest już tak kolorowo, ale to wina tego, że na wersje cyfrowe są promocje, a do tego mamy genialnego Game Passa, którego oferta stale się powiększa. Po co kupować Star Wars Jedi: Ocalały na premierę za 350 zł, gdy można poczekać pół roku, żeby gra trafiła do abonamentu. Podobnie jest w przypadku Diablo 4, czy innych wielkich produkcji. Lada moment ten sam los podzieli seria Call of Duty, czy to się Sony podoba, czy nie.

Dlatego nadchodzące informacje o odświeżonej wersji Series X bez fizycznego napędu nie smucą mnie, bo co mi po wersji pudełkowej, która i tak musi się połączyć z internetem, żeby ściągnąć pliki instalacyjne? Bez znaczenia jest to, czy za kilka lat Microsoft odłączy mi dostęp do wersji cyfrowej, czy po prostu usunie z serwera pliki instalacyjne, sprawiając, że moja wersja pudełkowa i tak straci sens, ale to rozważania na zupełnie inny wpis, o tym skąd przybyliśmy i dokąd zmierzamy.

Koledzy z redakcji zwrócili mi uwagę na jeszcze jedną kwestię związaną z napędem Blu-ray - możliwość odtwarzania filmów. Jeden z nich ma ogromną kolekcję najróżniejszych tytułów z której aktywnie korzysta, więc brak odtwarzacza w konsoli spowodowałby konieczność dokupienia zewnętrznego urządzenia. Jak wiemy nie ma zbyt wiele sensu, a do tego swoje kosztuje. Jeżeli więc również należycie do kinomaniaków, to obecność napędu będzie istotną zaletą.

Trzeba pamiętać o jednym - kompatybilności. Zarówno Xbox Series S, jak i Series X to w gruncie rzeczy ta sama konsola nowej generacji, w którą zagramy w te same gry, w tym dzięki zgodności wstecznej w gry z Xboxa One, a także wybrane gry z Xboxa 360. Kluczowe podzespoły wykonane są w ramach tej samej architektury, czyli jednostki centralnej bazującej na układach Zen2, jednostki graficznej o architekturze RDNA 2 oraz pamięci masowej Xbox Velocity Architecture. Diabeł tkwi w szczegółach. Xbox Series X ma wyższe taktowanie procesora, mocniejszy GPU (12,15 teraflopów vs 4 teraflopy), więcej szybszego RAM (16 GB VS 10 GB).

Ale najważniejsza różnica pomiędzy Xboxem Series S, a Xboxem Series X to jakość grafiki

Xbox Series S ogranicza rozdzielczość do maksymalnie 1440p i Full HD, podczas gdy Series X obsługuje rozdzielczość Ultra HD. To ogromna różnica. Dość powiedzieć, że przy rozdzielczośći FullHD na jedną klatkę animacji trzeba wygenerować około 2 mln pikseli, podczas gdy na UltraHD potrzebne jest ponad 8 mln pikseli.

Żeby to sprawdzić dzięki uprzejmości firmy Samsung na dwa tygodnie trafił do mnie absolutnie topowy telewizor QN900C w rozmiarze 65 cali, którego specyfikacja potrafi przyprawić o ból głowy. Matryca (z diodami Quantum Mini LED) o rozdzielczości 7680 x 4320 pikseli, obsługą 8K, częstotliwością odświeżania 144 Hz w trybie gry i 1344 niezależnymi strefami wygaszania. Telewizor oferuje upscalling treści do jakości 8K i jest tak jasny, że jak oglądamy na nim efekt rozbłysku np. bomby atomowej w filmie Oppenheimer, to przez chwilę jesteśmy wręcz oślepieni. Wszystko to za sprawą szczytowej jasności 3000 nitów. Dzięki zastosowaniu procesora opartego o sieci neuronowe nawet treści które zostały nagrane w 8K mają uzupełnione piksele, przez co wyglądają po prostu lepiej niż na telewizorze obsługującym tylko jakość 4K.

Efekty są niesamowite, przyznam się, że zanim pograłem, to sporo czasu spędziłem na oglądaniu filmów przyrodniczych. Moja szczęka była tak szeroko otwarta, że to cud, że nic mi do niej nie wpadło. Dodajmy do tego praktycznie bezramkowy design i w efekcie otrzymujemy telewizor, który wręcz nas pochłania, bo nic nie zakłóca nam pola widzenia. Rozdzielczość 8K oznacza około 33 miliony pikseli, co jest czterokrotnie większą wartością niż w przypadku telewizorów 4K.

 class="wp-image-4803332"

Ten model ma częstotliwość odświeżania wynoszącą 144 Hz, a do tego minimalny czas reakcji, dzięki czemu doskonale sprawdzi się podczas grania. Powstał przy wykorzystaniu technologii Quantum Mini LED, co oznacza, że nie występuje tutaj niebezpieczeństwo wypalenia obrazu. Docenicie to zwłaszcza podczas długich sesji w jednej grze. Co tu dużo pisać – jeżeli należycie do grona szczęśliwców, których stać na ten telewizor, to szczerze zazdroszczę i gratuluję. Absolutnie każda gra wygląda na nim cudownie.

Do kompletu miałem również topowy soundbar Q930C, którego jakość dźwięku po prostu powalała. Składał się z soundbara, głośnika niskotonowego oraz dwóch satelitek. Ich odpowiednie ustawienia sprawiło, że po raz pierwszy od dawna nawet nie zastanawiałem się nad podłączeniem słuchawek. Bogactwo dźwięków, bas tak mocny, że łamał żebra i wprawiał budynek w drżenia, a do tego satelitki sprawiły, że immersja była pełna. Akurat zainstalowałem sobie remake Resident Evil 4 i co tu dużo mówić, aż ciarki przechodziły po plecach, gdy słyszałem podejrzane odgłosy za sobą.

Same głośniki telewizora nie dadzą wam takich odczuć, zbliżone może usłyszycie na dobrych i drogich słuchawkach, ale dopiero jak pokój będzie wypełniony dźwiękiem, to poczujecie moc. Niezależnie od tego, czy gracie w jakiś horror, czy strzelankę sieciową – sprawcie sobie dobre nagłośnienie.

 class="wp-image-4633755"

Więcej moich wrażeń z użytkowania soundbaru przeczytacie w:

I teraz skoro ustaliliśmy, że miałem prawdopodobnie najlepszy telewizor dostępny w regularnej sprzedaży w Polsce oraz zestaw kina domowego, który pozwalał na pełne wczucie się w scenerię, to możemy skupić się na różnicach graficznych. Oczywiście trochę nadrabiają algorytmy telewizora, które starają się upscalować obraz do wyższej jakości, ale nawet one nie są w stanie pokonać ograniczeń sprzętowych Xboxa Series S. Na moim prywatnym starym telewizorze różnica nie była aż tak duża, ale w przypadku QN900C jest ogromna. To wręcz przepaść, bo Xbox Series X obsługuje do 60 kl./s w jakości 4K, a pomyślcie, że dodatkową robotę robią algorytmy procesora obrazu. Przyznam szczerze, że gdyby nie kronikarski obowiązek, to nie włączałbym już Xboxa Series S, bo zatraciłem się w pięknym obrazie gwarantowanym przez Series X.

I to właśnie tutaj widać największą różnicę. Nie zrozumcie mnie źle – Xbox Series S to świetne urządzenie, nadal jest to najtańsza opcja na konsolę najnowszej generacji, która błyskawicznie uruchamia gry, co do zasady nie przycina się i pozwala na komfortowe granie, tylko że Series X robi wszystko lepiej. Większy klatkaż w połączeniu z większą rozdzielczością poprawia dynamikę i sprawia, że konsola pokazuje pełnię drzemiącej w niej mocy. Widać jak na dłoni, jak potężnym jest urządzeniem i co potrafi, gdy ma odpowiednie pole do popisu.

Czy warto wymienić Xboxa Series S na Xboxa Series X?

I tak, i nie. Jeżeli mamy wersję 512 GB i zaczyna nam doskwierać brak miejsca na gry, a ponadto uważamy, że ceny rozszerzeń pamięci to rozbój w biały dzień, to jak najbardziej warto. Zyskamy nie tylko więcej miejsca, ale również lepsze działanie. Jedynym warunkiem jest to, żeby mieć na czym wyświetlić te lepsze treści dostarczane przez mocniejszą konsolę. Bo jeżeli telewizor nie obsługuje 4K albo to tani miniLED ze słabą jasnością ekranu, to absolutnie nie ma sensu wymieniać konsoli, bo nie zobaczycie tych możliwości.

Co innego, gdy macie odpowiedni telewizor i wcale nie musi to być Samsung o wartości przeciętnego samochodu używanego w Polsce, to wtedy nie wahajcie się ani chwili. Wasze doświadczenia wejdą na wyższy poziom.

REKLAMA

Jeszcze niedawno mój argument o wyższym klatkażu zbilibyście przykładem Starfielda, który dla zapewnienia filmowych doznań nie obsługiwał więcej niż 30 kl./s, ale nawet to już jest przeszłością, bo po prawie roku od premiery gra doczekała się aktualizacji, która wprowadza upragnione 60 kl./s. Tym samym znika ostatni argument, który mógł wskazywać na wyższość niższej wartości – filmowe doznania.

Okazuje się, że mogą być takie również w 60 kl./s.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA