REKLAMA

Recenzja roweru Sharp BK-RS08-ES Milano z paskiem węglowym. Ludzie nie wierzą, że to elektryk

Elektryczny rower Sharp BK-RS08-ES Milano wygląda tak, że w życiu byś nie przypuszczał, iż skrywa akumulator z zasięgiem do 80 km. Jest cieniutki, elegancki, cichutki oraz… zbyt drogi.

Recenzja roweru Sharp BK-RS08-ES Milano z paskiem węglowym. Ludzie nie wierzą, że to elektryk
REKLAMA

Co biorę go na wycieczkę, kolejni znajomi nie mogą uwierzyć, że to elektryk. Rower Sharp BK-RS08-ES Milano wygląda jak typowy jednoślad, bez grubej dolnej rury oraz bez zewnętrznego akumulatora. Milano jest elegancki, wąski i cichy, przez co ludziom naprawdę trudno było zaakceptować, że patrzą na rower elektryczny.

REKLAMA

Sharp BK-RS08-ES Milano w ogóle nie wygląda (i nie brzmi!) jak elektryk. Spójrzcie tylko na tę ramę.

Dolna rura aluminiowej ramy, w której znajduje się akumulator 7Ah 36V, ma obwód wynoszący zaledwie 18 cm, według domowej miary krawieckiej. To niesamowity wynik. Dla porównania, mój ukochany gravel Canyona - klasyczny, z silnikiem w nogach - ma dolną rurę ramy o dokładnie tym samym obwodzie 18 cm! Inżynierzy Sharpa osiągnęli więc coś imponującego: zrównali rower elektryczny z klasycznym oryginałem pod względem wyglądu i kształtu.

Dlatego nie dziwi mnie, że inni rowerzyści są zdumieni, kiedy mówię im iż jadę na elektryku. Gdy Sharp BK-RS08-ES Milano stoi obok innych rowerów, kompletnie nie widać, że to urządzenie z akumulatorem i silnikiem elektrycznym. Wygląda dokładnie tak samo jak inne jednoślady. Klasyczne elektryki to przy nim niezłe grubasy, od razu zdradzające swój prawdziwy charakter.

Efekt wow jest osiągany nie tylko wąskością ramy, ale także głośnością podczas jazdy. Czy też raczej tej głośności brakiem. Jak na rower elektryczny, Sharp BK-RS08-ES Milano jest urządzeniem bardzo cichym. Mijając innych rowerzystów, ci nie słyszą charakterystycznego szumu pracującego silnika, jak ma to miejsce przy innych elektrykach. Współodpowiedzialny za ciche sunięcie jest też nietypowy element, zastępujący klasyczny łańcuch:

Sharp BK-RS08-ES Milano otrzymał pasek z włókna węglowego zamiast łańcucha. Co to oznacza dla użytkownika?

Pasek z kompozytu węglowego to alternatywa wobec klasycznego łańcucha. Ma wiele zalet, ale też kilka istotnych wad. Wśród zalet należy wymienić przede wszystkim cichą pracę napędu oraz czystość i higienę. Pasek węglowy nie wymaga bowiem smarowania, co za tym idzie, nie brudzi nam nogawek, spodni, palców oraz skóry. Świetna sprawa kiedy jeździmy na rowerze do pracy, zwłaszcza latem, w jasnych materiałowych ubraniach.

Węglowy pasek jest także bardziej wytrzymały od łańcucha, pozwalając przejechać kilkukrotnie więcej km. Co za tym idzie, nie trzeba go wymieniać co sezon albo dwa, nawet kręcąc po kilkaset kilometrów w tygodniu. Do tego kompozyt węglowy nie rdzewieje, nie skrzypi, no i jest znacznie lżejszy od typowego łańcucha.

Rozwiązanie ma jednak swoje wady. Jako konstrukcja nierozpinana, pasek wymaga otwieranej ramy do jego nałożenia. Napędy paskowe są droższe od standardowych, do tego nie współgrają z klasycznymi kasetami oraz przerzutkami. Jest też oczywiście kwestia ceny - węglowe paski napędowe są droższe od łańcuchów, kosztując po 300 - 400 zł za markowy (ale nie topowy) egzemplarz. Ten zamontowany w Milano to Gates CDN Carbon Belt, mający wystarczyć na 30 000 km jazdy. CDN to seria do jazdy miejskiej oraz rekreacyjnej, co pokrywa się z charakterem samego roweru (o czym później).

Węglowy pasek w rowerze, zalety:

  • Kilkukrotnie większa wytrzymałość niż łańcuch
  • Nie rdzewieje
  • Nie brudzi użytkownika
  • Nie trzeba go smarować
  • Cicha praca
  • Miarowa, jednostajna jazda
  • Łatwe, szybkie czyszczenie (w razie konieczności)

Węglowy pasek w rowerze, wady:

  • Wyższa cena niż łańcucha
  • Zazwyczaj wymaga specjalnej rozpinanej ramy do założenia
  • Większy problem w razie awarii
  • Nie współpracuje z typowymi przerzutkami i kasetami

W praktyce napęd paskowy w rowerze Sharpa pełni trzy zasadnicze funkcje. Po pierwsze, sprawia iż jednoślad jest kompletnie idioto-odporny. Nie musimy myć łańcucha, smarować go czy odrdzewiać. Milano po prostu śmiga. Po drugie, pasek pozwala zachować czystość i chroni użytkownika przed smarem oraz rdzawymi smugami. Po trzecie w końcu, świetnie maskuje elektryczny charakter roweru, pracując cichutko oraz miarowo.

Ze względu na swoją konstrukcję, Milano nie ma przerzutek ani biegów. Tempo reguluje się stopniem wspomagania silnika.

Wykorzystując napęd paskowy, rower Sharpa nie ma przerzutek, którymi można wybierać poszczególne biegi. Kaseta jest jednorzędowa, a regulacji dokonujemy wybierając jeden z pięciu stopni wspomagania (sześciu, wliczając zerowy). Rower pracuje więc w mniejszym zakresie niż wiele innych jednośladów, co wskazuje także na jego zastosowanie oraz przeznaczenie: Sharp BK-RS08-ES Milano to rower miejski oraz do jazdy rekreacyjnej, najlepiej tylko na szosie.

Oczywiście im wyższy stopień wspomagania, tym szybszy drenaż akumulatora. Na tempo znikających procentów ma także wpływ waga użytkownika. Maksymalny udźwig dla Milano to 120 kg. Solidna wartość, chociaż na rynku można znaleźć znacznie wiele modeli dla jeszcze cięższych jeźdźców, nierzadko w znacznie mniejszej cenie.

W praktyce jazda na Sharp BK-RS08-ES Milano jest albo bardzo przyjemna, albo łamie ręce. Nigdy nic pośrodku.

Milano to rower stworzony do poruszania się po mieście, asfaltowych drogach i szosach. Jest idealny w trasie na piknik zaraz pod miastem, ale już niekoniecznie nadaje się do lasu, a nawet nie do dzikszych tracków z lekkimi korzeniami w gęstym parku. Powód jest prosty: dosyć cienkie opony oraz dający się odczuć brak amortyzacji.

Sharp BK-RS08-ES to konstrukcja bardzo sztywna. Koła nie biorą na siebie wstrząsów i uderzeń, zamiast tego pozwalając cieszyć się nimi użytkownikowi. Widelec nie ma amortyzacji, tak samo rama. Dopiero pod siedziskiem znajdują się dwie retro-sprężyny, chociaż podejrzewam, że bardziej z powodu designu niż komfortu kierowcy. W oczywisty sposób przekłada się to na wrażenia z jazdy. Na ulicach i trasach rowerowych sunie się jak marzenie, ale wystarczy zjechać na szuter by wstrząsy zamieniły nam wątrobę i żołądek miejscami.

Właśnie z tego powodu napisałem, że na Milano śmiga się albo bardzo przyjemnie, albo koszmarnie. Ze względu na brak amortyzacji rower nie pomaga na kamienistych i pełnych korzeni odcinkach. To jednoślad do wspinania się po krętych utwardzanych uliczkach Bukowiny Tatrzańskiej, ale już nie odważnych skokach w bok, widząc ciekawą trasę prowadzącą między drzewami. Idealny sprzęt do jazdy przez cały Kraków do biura, a nawet asfaltową drogą na ustrońską Równicę, ale żwir, szuter i kamienie oznaczają zwrot w tył.

Producent deklaruje do 80 km zasięgu na jednym ładowaniu. Sprawdziliśmy to w dwóch kategoriach wagowych.

Milano jeździłem po Katowicach, wokół górzystego i spadzistego Brynowa. Wiele podjazdów, trochę znajdów, rzadko płasko. Pod te najbardziej strome górki raczyłem się maksymalnym wspomaganiem piątego stopnia, nie oszczędzając akumulatora. Na płaskim zawsze miałem przynajmniej jedynkę, nigdy zero. Jako okrągły facet z nieco ponad 100 kg wagi, przejechałem w ten sposób 57 km.

Moja znacznie drobniejsza żona, podróżując w zakresie wspomagania od 1 do 4, przejechała cały Żelazny Szlak Rowerowy (56 km) i zostało jej jeszcze 28 proc. energii akumulatora. Myślę, że gdyby cisnęła do pełnego rozładowania, faktycznie zbliżałaby się w okolice 80 km.

Deklaracje producenta nie są zatem wyssane z palca i rower faktycznie pozwala przejechać te 80 km, chociaż osobiście nie ruszałbym się na wyprawy dłuższe niż 45 - 50 km bez ładowarki. Ta rozmiarowo przypomina typową kostkę do laptopa, także można ją wrzucać do sakwy albo plecaka, planując dłuższe wspomagane podróże.

Nie jestem natomiast fanem sposobu w jaki Sharp podaje informacje o pozostałych procentach akumulatora. Wiem, że są to estymacje i trudno być precyzyjnym, zwłaszcza przy pięciostopniowej regulacji wspomagania. Mimo tego nie podoba mi się, jak bardzo wyświetlana wartość pozostałej energii dopasowuje się do aktualnego stopnia pomocy. Mając 40 proc. na czwórce i przeskakując na dwójkę, po chwili wyświetla się wartość 65 proc. Użytkownik musi sobie to sam wypośrodkowywać, szacując, ile jeszcze przejedzie na akumulatorze.

Wspomaganie silnikiem 250W jest skuteczne i intuicyjne, ale hybrydowa konstrukcja Sharpa ma kilka swoich „zwyczajów”.

Rower nie otrzymał opcji jazdy na samym silniku, bez pedałowania. Wspomaganie rozpoczyna się po wykręceniu 120 - 180 stopni pedałem, co trzeba brać pod uwagę, ruszając z miejsca, do tego pod górkę. Także to nie tak, że z Milano skorzystamy jak z elektrycznej hulajnogi, siedząc sobie z nogami nieruchomo na pedałach. Na rowerze można się zmęczyć, tylko znacznie, znacznie, znacznie wolniej niż na manualu.

Z relacji mojej żony wyłania się też ciekawy efekt fizyczno-psychologiczny. Konieczność kręcenia pedałami wymagana do wspomagania sprawia, że jeździec czuje presję utrzymania prędkości - a więc ciągłej pracy nogami - np. w trakcie jazdy pod górę. Sam nie miałem podobnego odczucia co cudowna małżonka, ale może wynika to z faktu, że jeżdzę na rowerze znacznie częściej niż ona, do tego mam lepszą kondycję i więcej pary w udach.

Zlokalizowany przy tylnym kole silnik sprawia, że wspomaganiu towarzyszy uczucie jakby ktoś pchał nas za siodełko albo popychał trzymając za plecy. Jest to przyjemny efekt, do tego miarowy. Rower nie wyrywa się do przodu jak część elektryków, co ma istotne znaczenie na przejazdach z sygnalizacją świetlną. Z drugiej strony nawet wjeżdzając pod strome górki nie ma się wrażenia, że Milano brakuje mocy. Cieniutki, elegancki rower jakimś cudem wtacza te moje 100+ kg pod górę bez protestów, zachowując prędkość na poziomie 20 km/h. Przy łagodniejszych podjazdach od 3 do 6 stopni tej szybkości jest już 22 km/h. Z kolei na płaskim dokładnie 24,9 km/h.

Wyżej napisałem, że rower Sharpa nie potrafi jechać samodzielnie, bez pracy naszych nóg. To tylko częściowa prawda. Jednoślad otrzymał bowiem tryb jazdy obok pieszego, po przytrzymaniu przycisku na kierownicy. Wtedy rower prowadzi się sam, z prędkością 5 km/h, przy naszym boku. Świetna sprawa gdy wtaczamy go przez schody, korzystając z szyny dla wózków. Trzeba tylko pamiętać, by cały czas trzymać włączony przycisk. Ze względów bezpieczeństwa tryb on/off nie jest dostępny.

Nawigacyjnym sercem roweru jest duży, kolorowy ekran LCD, z którego poziomu przejdziemy do ustawień.

Jednostka z ekranem wyświetla aktualną prędkość, pokonany dystans oraz stopień wspomagania. Każdy z biegów otrzymał unikalną identyfikacją kolorystyczną, więc nie da się ich pomylić. Przytrzymując jeden z przycisków, przechodzimy do ustawień, gdzie możemy edytować takie parametry jak jasność wyświetlacza, czas do automatycznego wyłączenia czy rodzaj jednostek miary.

Frustrujące jest to, że menu ustawień wyświetla wiele opcji niedostępnych dla użytkownika, jak limit prędkości albo rozmiar kół. To narzędzia serwisowe, wymagające podania specjalnego kodu znanego przez współpracowników Sharpa. Skoro posiadacz pojazdu nie powinien mieć do nich dostęp, nie powinny się wyświetlać w standardowym trybie konsumenckim.

Pod ekranem skrywa się moduł Bluetooth pozwalający sparować rower z darmową aplikacją Sharp Life na telefon. Z jej poziomu zobaczymy położenie roweru na mapie GPS, ale tylko w zasięgu połączenia bezprzewodowego z telefonem. Aplikacja ma też wbudowany prosty rejestrator jazdy, a także pozwala wybrać domyślny poziom wspomagania po włączeniu warstwy elektronicznej. Na tym możliwości Sharp Life się niestety kończą, aplikacja nie oddaje w ręce użytkowników zbyt wiele narzędzi.

W pudle z Sharp BK-RS08-ES Milano znalazłem wiele praktycznych dodatków. Sam rower można łatwo rozkręcić na drobne kawałki.

Zacznijmy od pasujących kolorystycznie pedałów - współcześnie kupując rower, te coraz rzadziej są w zestawie. Sharp dorzuca także przednie światło, światło tylne, stopkę oraz dzwonek. Do tego dochodzą pasujące kolorystycznie błotniki. Słowem, pełen pakiet, nie musimy dokupować niczego (poza kaskiem!), aby ruszać w trasę od razu po złożeniu roweru.

Milano przyjeżdża do klienta częściowo złożony. Rozpinana rama jest już połączona, tarczowe hamulce wyregulowane, przewody na swoich miejscach, taśma założona etc. Pozostaje przykręcić przednie koło, kierownicę, sztycę siodełka oraz pedały. Według Sharpa to zabawa na 10 minut. Mnie, wliczając błotniki oraz oświetlenie, wyszło prawie 50 minut. Z czego prawie połowa to szamotanina z siodełkiem, o czym za chwilę.

Ciekawą możliwością jest demontaż rozpinanej ramy. Tę da się rozczłonkować nie tylko w miejscu nakładania paska węglowego, ale także na górnej rurze, pod mostkiem i pod siodełkiem. Świetna sprawa jeśli chcemy przewieźć rower w małym bagażniku. Rozkręcamy go bowiem na wiele mniejszych kawałków, a kładąc je jeden na drugi rower zajmuje tyle co średnica jego koła. Super sprawa w kontekście planowania dłuższego wyjazdu samochodowego.

Niestety, Sharp BK-RS08-ES cierpi na kilka dziwnych decyzji projektowych, które trudno mi zrozumieć.

Brak biegów czy pasek węglowy to kwestie do subiektywnej oceny, przez pryzmat zastosowania i charakteru tego roweru. Inżynierowie Sharpa popełnili jednak kilka błędów fundamentalnych, które są nie do obrony, a istotnie wpływają na odbiór roweru i jego codzienne użytkowanie.

Boli mnie brak regulacji wysokości kierownicy. Nie mogąc jej dopasować do swoich preferencji, musimy reagować siodełkiem. Sharp BK-RS08-ES Milano to rower o uniwersalnym rozmiarze, projektowany dla ludzi o wysokości z przedziału między 170 i 190 cm. Szkoda, bo aż się prosi by podnieść kierownicę na nieprzyzwoicie wysoki poziom, zamieniając miejski rower w komfortowego pseudo-treka do asfaltowych nawierzchni.

W testowanym Milano było coś nie tak z mocowaniem sztycy. Dołączona do zestawu śruba nie była w stanie odpowiednio docisnąć rury, przez co siodełko zapadało się podczas jazdy. Próbowałem naprawiać sytuację na wiele sposobów, ale pomogła dopiero wymiana śruby na inną (spoza zestawu) oraz opatulenie rury dodatkowym materiałem, minimalnie zwiększającym jej obwód. Dopiero wtedy siodełko mogłem przykręcić na amen. Regulowany uchwyt byłby znacznie lepszym rozwiązaniem.

Dziwi mnie też, że elektryczny rower za 10 000 zł z dużym wyświetlaczem i modułem Bluetooth nie ma absolutnie żadnego systemu antykradzieżowego. Kluczyki, blokada rozruchu, kod PIN, alarm, geolokalizator - Sharp nie zainwestował w żadne z tych rozwiązań, chociaż są one obecne w dwukrotnie tańszych elektrykach. Spore, bardzo spore niedopatrzenie.

No właśnie - cena. Sharp przestrzelił ze stawką, chcąc za miejskiego Milano 10 000 zł.

Rower ma wiele unikalnych rozwiązań, które znacząco wpływają na cenę, jak wcześniej wspomniany pasek węglowy, niezwykle smukła konstrukcja, składana rama czy duży ekran. Z drugiej strony to rower o przeciętnych hamulcach tarczowych, braku amortyzacji, przeciętnej pojemności akumulatora, aluminiowej konstrukcji oraz sporej masie, wynoszącej nieco ponad 19 kg. Nie jest to żaden cud techniki warty każdych pieniędzy.

Na rynku jest wiele elektryków z większym zasięgiem, większą mocą, biegami i amortyzacją, za to prawie połowę tańszych. Tyle tylko, że żaden z nich nie jest tak smukły, cichy i elegancki jak Sharp BK-RS08-ES Milano. Nie twierdzę, że to usprawiedliwia jego cenę. Zdecydowanie nie. Chcę za to pokazać, że Milano gra w nieco innej lidze, celując w pewną specyficzną niszę elektrycznych rowerów miejskich o wyglądzie i projekcie premium. Wiecie, takich w sam raz pod dojazd do korpo, zahaczając po drodze o Starbucks.

Największe zalety:

  • Tak smukły jak nie elektryk
  • Miejski rower z paskiem węglowym
  • Bardzo ładny design
  • Pięć poziomów wspomagania na dużym ekranie
  • Szybkie ładowanie: 100% w nieco ponad 2 godziny
  • Pedały, oświetlenie, dzwonek i błotniki w zestawie
  • Składana rama - rower mieści się w małym bagażniku
  • Producent nie koloryzuje zasięgu (do 80 km)

Największe wady:

REKLAMA
  • Przestrzelona cena - około 10 000 zł
  • Problem ze sztycą siodełka
  • Brak regulacji kierownicy
  • Brak amortyzacji, sztywna konstrukcja
  • Świetny do miasta i na asfalt, ale nie do lasu
  • Brak systemów anty-kradzieżowych

Odkładając wielkomiejski glamour na bok, mamy bardzo ciekawy, bardzo ładny, ale zbyt drogi rower elektryczny o konkretnym zastosowaniu. Świetny dla mojej żony, ale dla mnie - gravelarza kochającego wpaść w jakieś krzaki - już niekoniecznie. To modny rower, dla modnych ludzi stawiających wygląd ponad osiągi.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA