Mamy XXI wiek, a niewolnictwo ma się świetnie. Przykładasz do niego rękę
Naiwny byłby ten, kto myśli, że niewolnictwa się skończyło. Ono jest, kwitnie poza naszą świadomością, a my wszyscy korzystamy z jego owoców.
Trzeba by było żyć pod kamieniem, by nie wiedzieć o dramatach pracowników tajwańskiego koncernu Foxconn, które swoje fabryki ma w Chinach i nieprzerwanie od 2006 jest pod ostrzałem ze strony mediów ze względu na skandaliczne warunki pracy.
Świat zachodni bulwersowały doniesienia o 12-godzinnych zmianach w fabryce, które okraszone były agresją menadżerów, traktujących pracowników niczym zwierzęta (takie słowa padły z ust dyrektora Foxconnu) i niewypłacającego należnych im pieniędzy za nadgodziny. Globalne oburzenie przyszło wraz z doniesieniami o samobójstwach w fabrykach oraz śmierciach z wycieńczenia, tak psychicznego i fizycznego.
Media długo walczyły i interesowały się sprawą jeszcze w 2022 roku, gdy w murach chińskiego miasta Apple'a wybuchły zamieszki. Jednak wieloletni dramat toczący się tam nie nauczył nas nic, bo współczesne niewolnictwo kwitnie i przybiera nowe formy.
Kenijscy pracownicy domagają się sprawiedliwości. To ich praca sprawia, że z mediów społecznościowych nie zrobił się śmietnik
Brytyjska organizacja non-profit Foxglove opublikowała list otwarty adresowany do prezydenta Stanów Zjednoczonych i Katherine Tai, przedstawicielkę Stanów Zjednoczonych do spraw Handlu. List sygnowany przez 97 afrykańskich pracowników, którzy na zlecenie amerykańskich koncernów moderowali treści lub "byli zaangażowani w trening modeli AI" - w domyśle analizę promptów i odpowiedzi na nie i późniejsze dostrajanie modeli. Autorzy listu oskarżają m.in. Metę, ScaleAI oraz OpenAI o "systemową przemoc i nadużycia".
Większość sygnatariuszy pochodzi z Kenii, którzy opisują swój przeciętny dzień jako "oglądanie morderstw i ścięć, wykorzystywania dzieci i gwałtów, pornografii i bestialstwa, często przez ponad 8 godzin dziennie". Według relacji, każda godzina ich pracy została wyceniona na 2 dolary - ok. 8 złotych.
Kenijczycy nawiązali także do sprawy afrykańskiego przedsiębiorstwa Sama, będącego partnerem Mety w zatrudnianiu kenijskich pracowników. Wyrokiem sądu w Nairobi Sama zostało zobligowane do wypłaty moderatorom zaległych wynagrodzeń. Zgodnie z relacją sygnatariuszy listu, wyrok sądu został zignorowany zarówno przez Sama, jak i przez Metę.
Liczne badania wykazały, że wykwalifikowani pracownicy, tacy jak my, z odpowiednim przeszkoleniem i doświadczeniem oraz zniuansowanym zrozumieniem lokalnego języka i kontekstu, mają kluczowe znaczenie dla skutecznej moderacji i etykietowania. Mimo to jesteśmy traktowani jak pracownicy jednorazowego użytku - gdy prosimy o lepsze wynagrodzenie i warunki, jesteśmy zwalniani - a wiedza i doświadczenie, które zebraliśmy, umożliwiając działanie tych platform, są wyrzucane.
Kenijscy moderatorzy określili się mianem "współczesnych niewolników", którzy są systematycznie wykorzystywani przez amerykańskie big techy.
Współczesne niewolnictwo ma wiele twarzy
Opinii Kenijczyków trudno się dziwić, bo już wielokrotnie w mediach pojawiały się relacje o złym traktowaniu osób, które odpowiadają za to, by z czatbotami fajnie się rozmawiało i żeby na Facebooku nie było niestosownych treści (ale jak jest w praktyce wszyscy wiemy). Rok temu opisałam perypetie zarówno pracowników Sama, jak i tysiąca pracowników z Ameryki Łacińskiej, których zatrudniło OpenAI do etykietowania danych.
Jednak problemy niewolnictwa na rzecz koncernów technologicznych rozciągają się znacznie dalej niż wielogodzinne rozmowy z ChatGPT na rozmowy sprośne by inni tego nie robili czy codzienne raportowanie o znalezionych wideo pokazujących samobójstwa i okaleczanie zwłok.
Około dwóch tygodni temu doszło do aktu wandalizmu przy wejściu do berlińskiego Apple Store. Aktywiści z grupy Fridays for Future oblali sklep czerwoną farbą i wymalowali nią opis "Free Congo" ("uwolnić Kongo").
Nawiązanie do Kongo jest nieprzypadkowe, gdyż afrykański kraj posiada na swoim terytorium więcej kobaltu niż wszystkie pozostałe państwa na Ziemi razem wzięte. Surowiec ten używany jest przede wszystkim baterii i akumulatorów, niezbędnych dla milionów różnych urządzeń.
Pomimo takiej zasobności w surowiec, w wielu przypadkach kongijski kobalt nie jest wydobywany przez wykwalifikowanych pracowników czy maszyny, a niewolniczo pracujące osoby, bez odpowiedniego sprzętu czy przeszkolenia - w tym także dzieci. W dużych dawkach (czyli choćby takich jak można spotkać w kopalniach) kobalt jest toksyczny dla człowieka i jego nadmiar w różnych postaciach może prowadzić do uszkodzenia narządów wewnętrznych, w tym przede wszystkim serca.
Z niewolniczej pracy Kongijczyków czerpią (mniej lub bardziej świadomie, o czym informuje ekonsument.pl) wszystkie koncerny technologiczne zajmujące się produkcją elektroniki.
Kobalt to tylko jeden z kilku surowców niezbędnych technologii, co wykorzystywane jest jako motor napędowy współczesnego niewolnictwa. Bo niewolniczo wydobywa się także złoto, diamenty czy stop miedź-kobalt.
Możemy tylko stać i się przyglądać
Początkowe nawiązanie do koncernu Foxconn było nieprzypadkowe. Wiele osób wychodzi z założenia (mniej lub bardziej świadomie), że unikając produktów wytwarzanych przez Foxconn lub marek, którym na którymś etapie łańcucha produkcyjnego zarzucono urągające prawom człowieka traktowanie, czyni świat delikatnie lepszym. Prawda jest taka, że nikt z nas nie jest w stanie uciec przed faktem, że korzystamy z dobrodziejstw technologii wytwarzanych w niewolniczych warunkach.
Kupujesz smartfona? Będzie w nim kobalt lub inny surowiec wątpliwego pochodzenia. Jeżeli producent jest w stanie udokumentować jego pochodzenie, to nadal urządzenie może być składane w warunkach, o jakich naszej Państwowej Inspekcji Pracy nawet się nie śniło. Wreszcie, nawet gdy znajdziemy najbardziej sprawiedliwego wśród narodów świata producenta elektroniki, żadne urządzenie nie będzie działać bez oprogramowania. A "zautomatyzowane systemy" Facebooka, Instagrama, TikToka, ale i nasza ulubiona sztuczna inteligencja działa sprawnie, bo ktoś po tej drugiej stronie przez długie godziny przeklikuje się przez treści - prawdopodobnie pełne krwi, dziwactw i nienawiści wobec rasy, którą reprezentuje.
W interesie podmiotów, które korzystają ze współczesnego niewolnictwa jest, by zjawisko nadal trwało, bo się po prostu opłaca. Z kolei ci, którzy mają moc prawną nad owymi podmiotami, pozostają bierni - bo prawo przegrywa z pieniędzmi lub "są większe problemy do załatwienia".
Wreszcie, sami niewolnicy nie mogą walczyć o swoje. Czy to z braku edukacji (choćby w krajach Sub-Saharyjskiej Afryki, gdzie problem analfabetyzmu wciąż dotyka 32 proc. osób i odsetek ten w niektórych krajach przekracza 50 proc. populacji), z braku instytucji i organizacji, do których można zwrócić się o pomoc, czy wręcz niechęci do walki z systemem. Bo jeżeli dany koncern zostanie osądzony i ukarany za swoje praktyki, osoby pracujące niewolniczo utracą jedyne miejsce stałego zatrudnienia - a więc i głodowe wynagrodzenie.