REKLAMA

Na wyspie myszy zjadają ptaki żywcem. Wyślą helikoptery, żeby je ratować

W mieście gryzonie są coraz większym utrapieniem: przegryzają kable, hałasują w budynkach. Prawdziwym zagrożeniem są jednak na wyspach. Myszy i szczury mogą doprowadzić do całkowitego wyginięcia wielu gatunków.

ptaki
REKLAMA

Najwyraźniej przypadek rządzi Wyspą Mariona. Przypadkowo odkryli ją holenderscy żeglarze w 1663 r. Źle wyznaczyli jednak położenie, więc w zasadzie ponownego odkrycia dokonał Marc Joseph Marion du Frense ponad 100 lat później – w 1772 r. Ślepy los ściągnął na wyspę również mysz domową. Gryzonie znalazły się na statku łowców fok i w XIX w. wylądowały na niezamieszkanym przez człowieka skrawku lądu. Wtedy jeszcze nic nie zapowiadało tragedii.  

REKLAMA

Długa na 25,03 km i szeroka na około 16,65 km Wyspa Mariona zamieszkiwana jest przez albatrosy, pingwiny i dosłownie miliony innych ptaków. Łatwo sobie wyobrazić, że to raj dla latających stworzeń – do najbliższego miasta, Gqeberha w RPA, dzieli ją… 1770 km. Dd innej wyspy – 19 km. Spokój, zero zagrożenia, tylko te przeklęte myszy. Choć przez lata ich sąsiedztwo nie było aż tak kłopotliwe. Do czasu.

W 1947 r. założono południowoafrykańską stację badawczą. Naukowcy, którzy znaleźli się na wyspie, musieli zdać sobie sprawę, że mysi problem może wymknąć się spod kontroli. Dwa lata później postanowiono poradzić sobie z kłopotem tak, jak robi się to w wielu innych miejscach na świecie: ściągając do pomocy koty.

Pięć osobników rozpoczęło jednak kolejną plagę

Może i łapały jakieś myszy, ale również same się rozmnażały. I to szybko. Do 1977 r. na wyspie żyło już ok. 3,4 tys. kotów, które do swojego jadłospisu dołożyły również ptaki. Rocznie zjadały prawie pół mln petreli. Istniało ryzyko, że ptaki z tej rodziny zostaną w całości skonsumowane, więc człowiek ratując ekosystem wyspy musiał otworzyć nowy front. Wojna z myszami zeszła na dalszy plan, nową wypowiedziano kotom.

Było to starcie brutalne i bezkompromisowe. Koto celowo zakażano wirusem. W 1982 r. populacja wynosiła już raptem ok. 600 sztuk, które przez kolejne lato wystrzeliwano podczas polowań. Po niecałych dziesięciu latach zostało tylko osiem kotów. Zostały schwytane i nic nie wskazuje na to, by dziś żyły na wyspie.

Gdyby nadać ludzkie cechy zwierzętom, moglibyśmy sobie wyobrazić, że myszy domowe na Wyspie Mariona miały w tym czasie niezły ubaw. Próba ich zwalczania okazała się fiaskiem. Zatryumfowały podwójnie – nie dość, że nie zostały przepędzone, to jeszcze rozmnożyły się w zawrotnym tempie. Więcej myszy to mniej bezkręgowców, którym wcześniej się żywiły. Gryzonie zaczęły więc karmić się pisklętami albatrosów. Pierwszy taki przypadek zaobserwowano w 2003 r.

Według szacunków na wyspie żyje dziś ponad milion myszy. I pisklęta już im nie wystarczą. Potrafią zaatakować również dorosłe albatrosy, które dosłownie zjadane są żywcem. Ptaki nie są nauczone, że grozi im niebezpieczeństwo. Nie rozwinęły mechanizmów ochronnych. Poddają się bez jakiejkolwiek walki, gdy mysz siada na głowie i kawałek po kawałku obgryza ofiarę.

Naukowcy szacują, że jeśli nie podejmie się żadnych działań, populacja albatrosów na wyspie wyginie. Zagrożony jest też los 18 innych gatunków ptaków morskich.

Jak walczyć z myszami, skoro domowy sposób nie pomógł?

Helikopterami. Z powietrza zrzucona zostanie trutka. A konkretnie 550 ton zabójczej dla gryzoni substancji. Misja musi być niezwykle precyzyjna i dokładnie zaplanowana. Jeżeli przeżyje choćby jedna ciężarna mysz, cała misja na nic.

Jeszcze rok temu zakładano, że proces eksterminacji myszy zostanie rozpoczęty w 2025 r. Dziś planowany termin to już 2027. Akcja jest nie tylko skomplikowanym przedsięwzięciem logistycznym i środowiskowym (zakłada się, że niektóre zwierzęta mogą zachorować, ale wyzdrowieją; sama trutka nie wpłynie na glebę czy wodę), ale przede wszystkim finansowym. Całość pochłonąć ma ok. 25 mln dol.

Przykładem szczęśliwego zakończenia – dla ptaków, nie gryzoni – jest wyspa Georgia Południowa. Szczury wraz z myszami stanowiły dla miejscowych stworzeń takie samo zagrożenie jak na Wyspie Mariona. W 2018 r. poinformowano, że proces deratyzacji z powietrza zakończył się powodzeniem, bo od sześciu miesięcy nie zlokalizowano śladu ani jednego gryzonia. Kosztował 7,5 mln funtów, ale opłacało się, bo na wyspie swoje gniazda zakładały ponownie takie ptaki jak świergotek antarktyczny i oceannik żółtopłetwy.

Kłopot polega na tym, że podobne procesy należałoby przeprowadzić na wielu innych wyspach. Ptakom i innym żyjącym od wieków stworzeniom przeszkadzają przywiezione przez człowieka myszy i szczury, ale też kozy czy świnie. Szczególnym utrapieniem bywają jednak właśnie gryzonie, które bardzo trudno zwalczać.

Na Spider's Web piszemy, jak za pomocą nowych technologii lepiej obserwować ptaki:

Np. wyspę Gough w archipelagu Tristan da Cunha terroryzują gigantyczne myszy, trzy razy większe od normalnych. Z kolei szczury i fretki odpowiadają za zmniejszenie populacji maskonurów na irlandzkiej wyspie Rathlin. Do 2026 r. gryzonie maja zostać usunięte.

Według szacunków nawet 75 proc. ptaków, ssaków, płazów i gadów, które wymarły od XVI, żyło na wyspach.

REKLAMA

Mazury krainą myszy

Kilka lat temu problem dotyczył też mazurskich niewielkich wysepek. Żeglarze opisywali, że gryzonie wbiegały na jacht zaraz po wrzuceniu cumy. Radzono im, by cumowali na kotwicach parę metrów od brzegu albo by zostawiali pułapki na cumach. Od lat media nie informowały o podobnych przypadkach, więc niewykluczone, że w tym przypadku doszło do pewnej samoregulacji, o której mówili wówczas leśnicy. Sugerowali, że przyroda sama zadba o liczbę osobników danego gatunku. Jak widać Mazury mają szczęście, bo nie wszędzie jest to jednak możliwe.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA